Ameryka,  Peru,  Podróże

TU W OAZIE NA PUSTYNI… HUACACHINA

„Tam w oazie na pustyni; Wszystko co szczęśliwym Cię uczyni; Znajdziesz źródło znajdziesz cień…” W Peru jest wszystko – jest też i pustynia. A jak pustynia to oaza. Huacachina jest spektakularna. Niczym szmaragd wetkany w pustynny piach przywołuje ludzi z całego świata i oczarowuje swą urodą. Jak tu przyjechać? Na jak długo i po co?

JAK DOJECHAĆ DO HUACACHINA I GDZIE SIĘ ZATRZYMAĆ?

Jeśli lądujemy w Limie to dojazd jest bardzo prosty. Z terminala Cruz del Sur jedziemy autobusem do Ica. Podróż trwa ok 4,5h i kosztuje 40 zł. Autobusy w Peru są oczywiście różne, ale te którymi jeździliśmy były naprawdę bardzo komfortowe i bezpieczne. Bilety kupowaliśmy bezpośrednio na stronie i zdecydowanie najwcześniej jak to możliwe. Potwierdzenie od razu znalazło się w skrzynce mailowej. Prosto, bezpiecznie i sprawnie organizuje się wyprawę do Peru z poziomu wygodnego fotela w zaciszu domowego ogniska z herbatą i kartą kredytową w ręku. Link do strony CRUZ DEL SUR

Z Ica do Oazy jechaliśmy taksówką za około 10 zł.

Baza noclegowa jest spora i dość przyzwoita. Mimo, że byliśmy w szczycie sezonu bo w sierpniu wiele hoteli miało wolne miejsca i przystępne ceny, chyba że ktoś się upiera tak jak ja na hotel z basenem.

Wybraliśmy hotel w pierwszej „linii brzegowej” z niewielkim basenem pełnym przeraźliwie zimnej wody.

ILE CZASU PRZEZNACZYĆ W HUACACHINA I CO TATUAJ ROBIĆ?

Huacachina to malutka oaza na pustyni Atacama, położona zaledwie kilka kilometrów od Ica. Tego miejsca nie mogliśmy więc sobie odmówić. Byliśmy tutaj 2 noce. Dotarliśmy do hotelu około południa i od razu zaczęliśmy cieszyć się tym miejscem.

Huacachina została okrzyknięta jedną z najbardziej niezwykłych atrakcji Peru. Wokół jeziora rosną dorodne palmy, a wśród nich wyrosły hoteliki na każdą kieszeń. Wszystko to wygląda bajkowo na tle monumentalnych, piaszczystych wydm.

Już tego samego dnia wspięliśmy się na obłędne wydmy. Widoki są naprawdę wspaniałe. Można się poczuć wolnym człowiekiem, daleko za sobą zostawiając zgiełk i pośpiech. Tu mimo ludzi dreptających po wydmach w różnych kierunkach – nie odczuwa się ich obecności. Jesteś Ty, wydmy, oaza i spektakl zachodzącego słońca.

Idąc na wydmy kupiliśmy „kominy” – nie tylko przydały się podczas szaleńczej jazdy buggi, ale i podczas wycieczek, kiedy to chroniły przed zimnem. Zakup fajny i praktyczny. Do takich fajnych zakupów należała też wycieczka po wydmach. Nie kupujemy tego w Polsce, przez internet bo to grabież, lecz na spokojnie dzień przed lub rano tego samego dnia. Ceny w licznych agencjach są te same. Warto wziąć pod uwagę porę dnia- nam zależało na tym, żeby słońce już ładnie rozświetlało okolicę, więc zaczęliśmy szaleństwo ok 13,00.

Wszystko w Peru jest łatwe do zorganizowania. Podsumowując: wystarczyło dotrzeć w południe do hotelu by jeszcze tego samego dnia pospacerować po wydmach, zrobić pierwsze zakupy – ale uwaga – to jedno z droższych miejsc w Peru i zamówić wycieczkę.

Czas na dobre jedzenie i wieczorny spacer. Miasteczko wokół oazy jest maleńkie, jednak nie brakuje mu uroku. Jest tutaj mnóstwo sklepików i knajpek. To idealna przerwa w podróży na 2 dni

PUSTYNNE SZALEŃSTWO

Nie znam dziecka, które choć raz nie bawiło się w piaskownicy, tak jak nie znam dorosłego, który nie poddałby się szaleństwu w Huacachina. Drugiego dnia o umówionej godzinie czekał w naszym hotelu przedstawiciel firmy organizującej wycieczki buggi po pustyni. Wszystko jest tutaj bliziutko, więc spacerkiem doszliśmy do miejsca, w którym buggi i kierowcy gromadzą się w oczekiwaniu na chętnych i spragnionych wrażeń – takich wariatów jak My.

Buggi nasze – piękne, zielone, z kopytem, a za kierownicą facet z ciężką stopą.

I zaczęło się – kapitalna jazda w akompaniamencie naszych krzyków i zjazdy na desce z wydm. Myślałam, ze będę się bała, a to okazało się nie lada frajdą. Mogłabym tak pół dnia, tym bardziej, że nie musimy się wspinać na wydmy bo driver nas wozi od jednej do drugiej.

Widoki bajka – trudno oderwać wzrok. Pustynie są tak fotogeniczne, tak fascynujące… uwielbiam pustynie wszystkie i wszędzie – i piaszczyste, skalne, solne…i bielutkie jak śnieg i żółte i czerwone… A najbardziej fascynują mnie wzory na piachu tworzone ” ręką” natury, a czasami stopą człowieka.

Po kilku godzinnym szaleństwie schodzimy do oazy by powrócić na szczyt wydm tuż przed zachodem słońca. Ale jeszcze nieco podglądamy miasto, jego mieszkańców, budynki i szmaragdowe jezioro.

SPEKTAKL ZACHODZĄCEGO SŁOŃCA

Nie powiem, że nie okupiliśmy tego zadyszką, potem…na szczęście obeszło się bez łez, ale lekki wycisk wydmy nam dały. Nie poddaliśmy się i po 40 minutach wspinaczki stanęliśmy na szczycie. Wow! Co to był za widok. Nie ważne zmęczenie i wysiłek – jeszcze raz bym tam się wdrapała.

Czas spędzony tutaj to był totalny chill i magia. Nie słuchajcie tych, którzy twierdzą, że miejsce jest zbyt turystyczne – miejsce jest godne uwagi. Wystarczą dwie noce. Czy bym wróciła będąc w Peru? Tak – dla tych chwil – kojącego spokoju przeplatanego z beztroskim szaleństwem. Miejsce jest łatwo dostępne, dobrze skomunikowane. W sąsiedztwie Ica, winnic, Parku Paracas i wysp Ballestas

komentarze 2

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *