Azja,  Filipiny,  Podróże

MIASTO KONTRASTÓW – MANILA

Manila. Eh Manila. Manile się lubi lub nie znosi. Osobiście znam więcej osób z drugiej grupy. Ja postanowiłam dać temu miastu szansę. Lubię miasta, zwłaszcza azjatyckie. Pomyślałam, że przecież to też musi w sobie coś mieć. My znależliśmy w nim sporo dla siebie

Manila ma w sobie to coś. Zamieszkaliśmy w dzielnicy Makati – biznesowej- więc było czysto i elegancko- szklane domy z „Przedwiośnia” otaczały nas, a kark bolał od zadzierania głowy. Tyle zalet. Z wad- daleko od epicentrum miasta i atrakcji, które dla nas były ciekawe, daleko od prawdziwego życia w Manili co dla nas było ważne. Na szczęście hotele zawsze wybieramy blisko kolejek, metra…i innych środków komunikacji miejskiej, bo taką się poruszamy chcą poznać okolice i poczuć klimat, wejść w zgiełk, otoczyć się ludźmi.

Lubimy miasta, zwłaszcza duże, a zatem jeśli macie ochotę porwę was na eksplorację stolicy Filipin.  Zaczęliśmy jednak od lekkiego chilloutu na basenie, wyznając zasadę, że równowaga w podróży musi być. Odpoczęliśmy więc rozkoszując się świetnym serwisem, ciepłą wodą, i wygodnymi leżakami. Rum był wtedy jeszcze smakujący.

Najpierw garść informacji ogólnych, jeśli jednak ktoś zaryzykuje samodzielną szwendaczkę po stolicy.

Transport i poruszanie się po mieście.

Transport publiczny,  którym wspomniałam – to doskonała okazja do przyglądania się ludziom, a to w podróży uwielbiam. Jeździliśmy: kolejką/metrem ( przejazd ok 20 php – 1,6 zł), Tuk-tukami, Jeepneyami ( ok 7 php  – 5 groszy), autobusami ( ok 10 php- 80 groszy) Również w taki sposób można dotrzeć na lotnisko, na terminal 3. Kolejka linia Zielona do ostatniej stacji. Wysiadamy i idziemy na autobus – bezpłatny lotniskowy. Całkowita cena dotarcia to ok 12 zł.

Kolejka i autobusy bardzo punktualne, czyste – niczym się nie różnią od swoich odpowiedników w innych krajach. Takim właśnie sposobem dotarliśmy do centrum. Oczywiście najpierw musielismy sprawdzić jak nam smakuje na ulicy. Zdecydowanym hitem okazały sie pierożki SIOMI

Centrum jest bardzo zielone, pełne ludzi. Zaczęliśmy od parków. Park Riazal składa się z przylegających po prawej stronie -między innymi parku chińskiego, japońskiego i poświęconego imiennikowi Riazal. Fantastyczne miejsce do relaksu i ucieczce przed słońcem. W parku japońskim toczą się boje szachowe.

29 grudnia, w dniu w którym zwiedzaliśmy Manilę była okrągła rocznica śmierci Bohatera Filipin – Rialaz – w poświęconym mu parku możemy zobaczyć sceny przedstwiające jego ostatnie dni i minuty. Dzieciaki biagają i robią sobie dziwne zdjęcia z figurami – mnie jakoś było smutno. To historia człowieka, który przybył z Hiszpani i oddał życie  za Filipińczyków, człowieka który docenił piekno tego kraju i ludzi.

Jeszcze rzut obiektywem wstecz i idziemy do oceanarium. W Dubaju odpuciliściliśmy te atrakcję, więc tutaj postanowiliśmy nadrobić. Cena bardzo przystępna. Niecałe 100 zł. Oczywiście są różne opcje – z pływaniem z Delfinami włącznie i pokazem biednych zwierzaków, ale my nie znosimy takich akcji- atrakcji, a zatem poszukaliśmy innych.

Sam widok Manty w basenie nas odstraszył- wolałam spotykać je nurkując

Oceanarium to również okazja by usiąść i porozkoszować się cudownym zachodem słońca, sącząc drinka w uroczej knajpce. 

…lub przypomnieć sobie dzieciństwo…:) Myślałam, że to idole naszych dzieci, ale jak widać prawda była połowiczna.

Gdy opuściliśmy oceanarium, co wcale nie było proste, bo labiryntów napotkaliśmy mnóstwo…akurat rozpoczął się pokaz tańczących fontann. Muszę przyznać, że przepiękny. Zachwyająca była oprawa muzyczna, a to co najbardziej nas zaskoczyło to efekty ognia w wodzie. Pierwszy raz widziałam taki pokaz. 

I to co uwielbiam w Azji – kult rodziny- mnóstwo ludzi spędza z sobą czas. Nie zamykają się w domach, lecz wychodzą i celebrują każdą chwilę. ten nastrój się udziala. nie chcąc wracać do hotelu wymyśliliśmy sobie „Chińską dzielnice”. Dotarliśmy do niej jeepneyem, jak zwykle, każda osoba w aucie nam pomagała. aby wysiąść na odpowiednim skrzyżowaniu. Ludzie w Manili nas rozbarajali swoja bezinteresowną pomocą i zainteresowaniem. Dotarliśmy i szybko zrobiliśmy odwet. Nie …chińska dzielnia tutaj choć najstarsza na świecie – jest kompletnie nieciekawa! Pusto…ponuro..nie tak mi się kojarzy.

Liczyliśmy na super jedzeni jak na chińską przystało. Musieliśmy więc poszukać czegoś innego. Trafiliśmy do dzielnicy …cóż…zobaczcie sami. Manila to naprawdę miasto kontrastów. Ale bezpieczne. Według nas.

tak ludzie żyją…i tak mieszkają. Pierwsze piętro to autentyczne mieszkania. Parter to small biznes rodzinny.

Mamy to czego szukaliśmy

Wracamy do hotelu oczywiście kolejką i sącząc run z widokiem zgodnie stwierdzamy – WARTO BYŁO ZOSTAĆ W MANILI

Budzimy się w ostatnim dniu roku…jeszcze nie skończyliśmy z Manilą. Pogoda zapowiada sie piękna, więc najpierw basen potem miasto.

Czas na starą dzielnicę Intramurors.

…a teraz widoki z godnego polecenia hotelu – The Bayleaf Intramurors – gdybym miała zatrzymać się kiedyś w Manili – to właśnie w nim.

A teraz fotorelacja z parków i zabytków w najstarszej dzielnicy. Trzeba pamietać, że hiszpanie pozostawili po sobie chętnie przyjęte chrześcijaństwo i wspaniałe zabytki.

dotarliśmy i tutaj…Ambasada Polski

Tego dnia kończył się rok. To był pracowity, ale pełny pięknych miejsc rok. Spędzenie Sylwestra w takim miejscu, na końcu świata to cudowna okoliczność, której życzę każdemu, to wspaniałe miejsce na podsumowania i pójście DALEJ.


Jaki był ten Sylwester?

Od rana czuć przygotowania. Wiele obiektów jest nieczynnych. Inaczej niż u nas – to właśnie 31.12 jest świętem, a 1 styczeń normalnym dniem pracy.  Można obserwować jak  Filipińczycy od wczesnych godzin popołudniowych zbierają się na Placu Riazal, jak zajmują miejsca, siadając na srebrnych matach na trawie i już zaczynają pikniki, biesiadowanie… a gdzie tam do północy. Fontanny w tym dniu uroczyście i dostojnie wzbijają się w górę w rytm cudownych utworów. W otoczeniu parku można kupić dosłownie wszystko – do jedzenia i do picia. Rum się lał, dzieci piszczały z radości, dorośli ze śmiechem przekrzykiwali się.  Spędziliśmy z nimi kilka godzin, przyglądając się, obserwując i jednocześnie uczestnicząc. Oto kończy się rok. Nadchodzi nowy. Dla nas o kilka godzin wcześniej niż dla naszych bliskich w kraju. Chcieliśmy uczcić go  z 33 pietra naszego hotelu. Dzięki temu mogliśmy widzieć niezliczone ilości sztucznych ogni, które wystrzeliwały długo przed północą i długo jeszcze po. Z życzeniami, marzeniami i nadzieją na Nowy Rok… Warto wiedzieć, że wszelka komunikacja miejska przestaje działać ok 20:00, a taksówki są oblegiwane – jesli zaplanujecie ten dzień w Manili z dala od swojego hotelu przygotujcie się na długi powrót. My wróciliśmy wcześniej z gromadą wesołych miejscowych. Z poziomu tarasu hotelowego wznieśliśmy toast zachwycając się pokazem fajerwerków.


PODSUMOWANIE

Co warto zobaczyć w Manilii?

Riazal Garden

Śliczny deptak z ogrodami, między innymi japońskim i chińskim. Śliczny teren, pełny zieleni i bardzo ładnie zagospodarowanej małej architektury. Bardzo dobre miejsce do odpoczynku, i ukrycia się przed upałem. Wejścia kosztują symbolicznie, chyba po 10 php. Przy wejściach można kupić lody, nasze ulubione pierożki SIOMI – podawane z sosem sojowym, chili i czosnkiem. Pycha. W parku jest też wydzielone miejsce będące specyficznym i ciekawym mauzoleum Jose Riazal – to jego nazwisko nosi park. Riazal to Hiszpan, bohater narodowy Filipin, walczący o wolność Filipińczyków. Z tego powodu został rozstrzelany. W parku sa sceny z egzekucji przedstawione z wykorzystaniem rzeźb. Wygląda to wszystko bardzo ciekawie. Interesujący sposób przedstawienia historii. My byliśmy w Manili 29.12 w kolejna rocznicę jego egzekucji- można sobie wyobrazić jakie to było święto dla Filiińczyków

Oceanarium 

Jeśli ktoś jeszcze nie był w oceanarium, nie przechodził przez tunel z rekinami, płaszczkami – to polecam. Stosunkowo nie drogie. Można tez oglądać pokazy orek  i pływać z delfinami. Dla nas te atrakcje nie są atrakcyjne , niemniej można znaleźć inne jak na przykład ekspozycje „Iron Man’a” i Gwiezdnych Wojen. Dla fanów takich jak my – idealne miejsce. W Oceanarium są wspaniałe restauracje z jeszcze wspanialszym widokiem. Miejsce do polecenia, zwłaszcza o zachodzie słońca.

Pokaz Fontann

Uwielbiam tańczące fontanny, uwielbiam muzykę podniosłą towarzyszącą tym przedstawieniom. Widziałam już wiele takich spektaklów, ale ten w Manili był wyjątkowy. Fontanny kolorowe, wysokie…ale było coś jeszcze, coś czego nigdzie nie widziałam – ogień. Ogień i woda tańczące razem. Dwa przeciwne żywioły. Pokaz fontann zaczyna się o 18,00 i skupia całe filipińskie rodziny.

Intramurors

To najstarsza dzielnic i rdzeń Manili. Okalają ją ogromne mury, a wewnątrz jest wiele pozostałości architektonicznych przypominających rządy Hiszpanów. Za 600 php zorganizowaliśmy sobie trzygodzinne zwiedzanie. Tuktukowiec- przewodnik zabrał nas do pięknych miejsc i pokazał to czego z pewnością nie zobaczylibyśmy zwiedzając samodzielnie. Zaprowadził nas do pięknego hotelu, w którym wyjechaliśmy na panoramiczny dach – widok Manili z tej perspektywy był zachwycający. Sam hotel wart polecenia – The Bayleaf Intramurors. W dzielnicy jest wiele kościołów i katedr chrześcijańskich.

Cmentarz Północny

Nekropolia, w której pochowanych jest ponad milion osób. Są ludzie, którzy lubią w podróży odwiedzać cmentarze, z wielu pewnie powodów – są to też miejsca sztuki, ale ten jest wyjątkowy z innego powodu. Mieszka tu ok. 3 tys. ludzi, całe rodziny z dziećmi, które utrzymują się podobno z opieki nad grobami. Nasz kolega Neronek organizuje zbiórki dla tych dzieciaków i jeździ tam osłodzić im codzienność.

Subiektywnie

Chyba tak jesteśmy skonstruowani, że większość miejsc, krajów, w których jesteśmy bardzo nam się podoba. Jesteśmy na nie otwarci i nigdy nie jedziemy z założeniem, że ma być jakoś. Nie porównujemy też odwiedzanych miejsc z innymi, w których byliśmy. Z definicji dajemy każdemu zakątkowi „carte blanche” i szansę na to by nas zauroczyło.

Czy Manila może zauroczyć? Nie pasuje mi to słowo do Manili. Ale może się bardzo podobać. Oczywiście piszę o naszych wrażeniach zgodnie z tytułem : „subiektywnie”

Co nam się podobało? Przede wszystkim piękne zielone miejsca i parki. Nowoczesne budynki. Świetna komunikacja miejska, którą opanowaliśmy od razu po przyjeździe i korzystaliśmy z niej z rosnącą ciekawością, ciekawością ludzi, zwykłych, sympatycznych, przyjaznych. No właśnie – ludzie – chyba najbardziej nam się podobali. Czułam się w tym mieście dzięki nim bardzo bezpiecznie.  Oczywiście Manila ma zapewne drugie oblicze, jak każde takie skupisko ludności.  Bywaliśmy też w miejscach, gdzie miejsca noclegowe śmiało można nazwać „slumsami”. Tam też mieszkający ludzie byli bardzo przyjaźni. Oczywiście, że zawsze zachowuję kontrolę, uwagę i uśmiech.

Jeśli ktoś lubi azjatycki klimat i waha się czy warto spędzić 48 h w Manili – napiszę , że warto. W sieci jest bardzo  dużo niepochlebnych, wręcz odstraszających informacji, ale to bardzo cywilizowana stolica- jest w niej więcej galerii niż w całym naszym kraju. Zresztą każdy siebie zna najlepiej i wie czego szuka w podróży. Ja lubię zgiełk dużych miast…na 2 dni.

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *