Filipiny

CEBU – MACTAN – TAKI TROCHĘ INNY WPIS

Cebu – to co powinnam napisać uczciwie o tym mieście sprawiłoby, że nikt nie czytałby dalej. Bo po co ? Skoro to najbrzydsze miasto jakie widziałam na świecie? Na ogół na wstępie każdy zachęca, by zagłębić innych  w lekturę.  Nie będę koloryzowała. Jeszcze w takim ohydnym miejscu nigdy się nie znaleźliśmy. Więc dlaczego wspominam je dobrze? Przecież nawet po raz pierwszy pogoda zawiodła…Cóż są inne powody, dla których czas tam spędzony był wyjątkowy…inny niż wszystkie. Poczytajcie co mnie zakręciło.

 

Ale od początku. Autobus dociera do dworca południowego. Cebu to duże miasto. Nauczeni doświadczeniem, że taxi dworcowe i lotniskowe są zwyczajnie drogie, wyszliśmy z niego kierując się na prawo. Musieliśmy się dostać na wyspę Macatan. Na mapie blisko…w realu – no tak trzy dni był szła.  Mactan jest połączony z Cebu mostem. I tak szliśmy machając rękami na taxi, ale nawet te puste nie były nami zainteresowane. To był szczególny dzień. Dzień urodzin naszej córki. Szósty stycznia. Szczególny dla nas z tego powodu, ale dla innych z powodu święta Trzech Króli. Co to oznacza? Tłok. Ścisk. Korki.  A my pośrodku tego wszystkiego. Marząc o prysznicu, kontakcie z domem, o wyłożeniu nóg w pozycji horyzontalnej.  No i dalej tak idziemy z walizkami… Niby zadowoleni, że przynajmniej miasto pooglądamy, ale w duchu żałujemy, że tej taxi z dworca nie chcieliśmy. To nasze podejście do podróży: „wygodnie mam w domu, a na wyjeździe nie muszę”…no to mamy co chcieliśmy. Nigdzie, nawet w Afryce nie widziałam tak brzydkiego miasta. Okropne, brudne…takie „byle jakie” Marzyłam by się z niego wydostać, a tu nikt nas nie chciał zabrać. Próbowaliśmy Jeepneyem…kiepski pomysł – wszystkie tego dnia pękały w szwach.

Wreszcie taxi się zatrzymuje. 400 php. Jedziemy. Długo…ale wreszcie docieramy do hotelu. Cudownego. Mamy willę przy basenie, kilka kroków do plaży. Czas tu spędzony był cudowny. Taki zasłużony  odpoczynek.

i te wille w stylu retro…

Ale skoro ja zawsze szczerze…to pobyt  byłby cudowniejszy, gdyby pogoda dopisała. Ale z dnia na dzień było gorzej. Byliśmy w nieustającym kontakcie z przyjaciółmi  z forum, którzy mieli dotrzeć na Filipiny już w krótce i z przerażeniem oglądali prognozy pogody. Cóż. Carpe diem. Jestem teraz tu. Muszę sprawić sobie miły pobyt. Jestem hedonistką.

Przecież pogoda mi urlopu nie popsuje. Powiem więcej …sprawiła, że przesunęli nam lot. Zatem zostajemy w tym pięknym miejscu dłużej. Z parasolem w dłoni.

Już pisałam, że na Filipiny nie warto robić planu w tzw” punkt”.  My mieliśmy rezerwę. Zostaliśmy dzień dłużej tutaj, a kolejne decyzje uzależnialiśmy od tego jaka pogoda i jak nam się podoba. Doskonale! Uniknęliśmy problemów w kolejnych miejscach np. w El Nido. Dzięki temu wszystko nam się świetnie udało zrealizować. Teraz już jestem dojrzalsza i bogatsza. Wiem,  że nie spinam planów na 100%.

Wracając do pobytu na Mactanie…bardzo dużą radość mieliśmy z chodzenia na tzw. miasto. Jako jedyni  „biali”. A dlaczego jedyni? Już w hotelu poinformowano nas, że poza hotelem jest bardzo niebezpiecznie. Pewnie każdy otrzymywał taka informację. I większość pozostawała na miejscu w obawie przed miejscowymi. Dla nas to było absolutnie normalne, że wychodzimy. My z definicji ludziom ufamy. Czasami można przez to zaufanie dostać po tyłku, ale nie wyobrażam sobie siebie w podróży siedzieć zamknięta w resorcie. Gdybym tak chciała, latałabym tylko na Dominikanę i raczej z biurem podróży. Nie ujmując Dominikanie, którą uwielbiam…wracam na ulicę Mactan. A na niej? Cudowni ludzie.

tutejszy rockendrollowiec

PRZED….

I …PO….

…nie sądziłąm, że ryż istnieje w tylu odmianach. Ulice Mactanu nas pochłanialy

…ale nie samym ryżem człowiek tam żyje. Było też to co ja lubię najbardziej.

…jest również kociół katolicki. Inny niż w innych krajach – taki weselszy

Ale  czas na to, po co tu przyleciałam.

Filipińczycy w moim obiektywie. W moim subiektywnym odbiorze. Po kilkunastu dniach mogę napisać, że są życzliwi, pomocni, może mało zorganizowani, ale uroczy w tym. Czuję się przy nich bezpiecznie. Bez względu na okolicę czy miasto.

Dzieci – radosne i ciekawe. Jak dzieci. Wszędzie takie są do pewnego czasu. Gdy są naturalne nie skażone religią, zwyczajami…są sobą. Tylko tu są dużo biedniejsze i pewnie z mniejszymi perspektywami, choć kto wie? Brak tej świadomości pozwala na przeżycie dzieciństwa w szczęściu. Często te dzieci ciężko pracują, zbierając choćby ryż. Od rana z przerwą na posiłek

Widziałam na Filipinach wielu żebrzących, czekających, aż ktoś coś da, widziałam ludzi „ coś robiących”, widziałam ciężko pracujących. Cały przekrój.

To co najbardziej podoba mi się na Filipinach to właśnie ludzie. Snurki, lazurki, plaże, wyspy …są na drugim miejscu.  Owszem lubię i to, ale tutaj ludzie wysuwają się na 1 miejsce

komentarzy 21

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *