Afryka,  Tanzania - Zanzibar

DIAMENTOWY ZANZIBAR

„…Raj, którego nocą chcesz mi dać…” – Te słowa idealnie opisują nasz początek z Zanzibarem. Noc. Lądujemy. Kierowca rozpływa się w otchłaniach nocy, widać tylko jego oczy i białą kartkę z napisem „Małgorzata Niebójsię” Ah lecą z nami przyjaciele i nie mogłam się powstrzymać…Musiałam wymyślić powitanie, które mimo zmęczenia nas rozśmieszy i da dobry początek naszej pierwszej wspólnej ”wyprawie” Już od pierwszych oddechów powietrzem dusznym i wilgotnym czuję urlop. Uwielbiam ten moment…kiedy bucha w nas duchota tropików…wiem, że będzie pięknie.

To niebywałe! Pojawiasz się w hotelu o 5 nad ranem, a obsługa hotelowa dwoi się i troi by zorganizować dla ciebie pokój, choć wcale ci nie przysługuje. Oj tak…obsługa na Zanzibarze jest wyjątkowa. Podobnie jak w Kenii – tam się czuje dopieszczenie i nie tylko objawiające się radosnym powitaniem Jumbo! Tam naprawdę każdy chce sprawić ci przyjemność. Te uśmiechy są takie naturalne i wszechobecne, że błyskawicznie się udzielają mimo zmęczenia podróżą.

Oprowadzę Was po hotelu.

Hotel jest położony na lekkim wzniesieniu, wille są rozrzucone, a do każdej z nich prowadzi prywatna ścieżka. Nasza jest położona po prawej stronie i jest niemalże ukryta w gąszczu zieleni, która zapewnia absolutna intymność. Do willi wchodzi się przez taras. W środku czeka na nas duże wygodne łóżko z moskitierą i spora łazienka z podwójnym prysznicem. Codziennie jest uzupełniany barek z coca – colą, spritem, fantą, tonikiem i wodą. Dodatkowo woda jest zostawiana w łazience do mycia zębów. Meble są pokryte stylizowanym na stary, biały lakierem. Wszystko sprawia bardzo przytulne wrażenie.

Recepcja jest zrobiona na styl typowej chaty zanzibarskiej, wysoka drewniana konstrukcja. Oczywiście jak przystało na wyspę przypraw, są one i tutaj, w holu recepcji – wsypane do skrzyni, cieszą oko, a gdy weźmiesz w dłonie – drażnią intensywnością zapachów. W recepcji jest wiele wygodnych siedzisk, foteli, leżanek. To miejsce, w którym można się zrelaksować.

Plaża – właściwie „las palmas” to przepiękne miejsce,  pełne wysokich palm, które czasami wyginały się fotogenicznie w kierunku oceanu.

Zarówno przy basenie, i przy oceanie zawsze było dużo miejsca i swobody. Palmy piękniejsze  chyba niż na Dominikanie.

Tak to ta strona oceanu, po której są odpływy. Nie są tak wielkie jak w Kenii…i są o wiele ładniejsze. Dzięki nim mogliśmy wędrować w głąb oceanu podziwiając żyjące cuda podwodnej toni i kobiety zbierające algi.

Już wiem, że wiele bym straciła wybierając wyłącznie jedno miejsce pobytu, jeden hotel i okolicę. Tu było pięknie. Bez dwóch zdań.

Na plaży można było spotkać Masajów. I znowu porównam z Kenią. Tam sprzedawali i nagabywali na plaży, a tutaj pilnowali. Uzbrojeni po pas, stawali się strażnikami naszymi i gwarantem bezpieczeństwa, a tym samym pracy dla siebie.

Restauracji chyba nie będę w stanie opisać. Opcja all była i jest w tym hotelu bardzo smaczna, urozmaicona i obfita. Było wszystko to co ja lubię, od soków naturalnych począwszy, przez jajeczne potrawy, europejskie opcje, do lokalnych. Kolacje i obiady to prawdziwe uczty z owocami morza na czele. Nie wiem czy jadałam tak delikatna ośmiornicę. Do posiłków serwowane były alkohole – a wszystkie oryginalne, markowe. Wina z RPA.  Wybór drinków był tak duży, ze nawet nie starałam się ich spamiętać.

Czas spędzaliśmy na leniwym odpoczynku, przerywanym grą w siatkówkę, spacerami i zakupami w pobliskich sklepikach. Basen, plaża, plaża, basen, bar, posiłek… Tak tez czasami potrzebuję. Ładowanie akumulatorów w takiej scenerii, w takich okolicznościach, przy tak miłych ludziach wkoło, jest kwintesencją urlopu.  Niczego nam tam nie brakowało.

Chwile tam były cudowne

W dniu zmiany lokalizacji, postanowiliśmy jechać na wycieczkę do Jozani Forest i Butterfly Garden.

Wstęp do Motyli 6 $. Z ciekawością oglądaliśmy proces zamiany motyla z larwy w dorosłego pięknego osobnika. Nigdy nie widziałam larw motylich, nie widziałam jak pęka kokon – to było bardzo ciekawe i pouczające. Ale wcześniej wpadamy do wiosek

Czy te oczy mogą kłamać?

Ogród nas naprawdę zaciekawił…nigdy nie widziałam całego procesu…

W Jozani natomiast żyją Czerwone Colombusy, a sam las deszczowy jest jedynym Parkiem Narodowym na Zanzibarze.

Wstęp 10$ osoba dorosła, dziecko powyżej 5 lat – 5$, a poniżej za darmo. Wycieczka była miłym przerywnikiem kilkudniowej laby. W ramach ceny jest przewodnik, który nas oprowadza. Docieramy do miejsc, w których nie brakuje małpek. Z radością obserwowaliśmy jak te spokojne małpki zajadają się roślinami, zupełnie ignorując nasza obecność.  Przespacerowaliśmy się też lasem namorzynowym.  Lubię namorzyny – to taka sceneria dla horrorów.

Czyż nie urocze?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *