Afryka,  Etiopia

ETIOPIA – DROGA NA POŁUDNIE

img_2871

Ten kraj zmienia. W większym lub mniejszym stopniu ale gdy się wsłuchasz w siebie – zauważysz pewną zmianę.

Przygody zaczęły się już 2 dni przed wylotem i jak się okazało miały nam towarzyszyć absolutnie do końca…lubię przygody, ale niektóre z tych doznanych mogłyby się nie zadziać. W Etiopii napewno nauczyłam się kilku rzeczy.

Ujęłam to w 5 tylko punktach:

  1. Z pewnością podszkoliłam angielski – ciągłe rozmowy wyłącznie w tym języku i o kulturze, historii, o ekonomii i szacunku do różnych rzeczy nie mogły nie odbić się na płynności językowej inaczej niż pozytywnie
  2. Zmieniłam stosunek do kwestii zwanej z ekonomią skali – otóż wieczorem przy piwie z naszym przewodnikiem zapytałam go dlaczego tu tak drogo? Etiopia 9 dni 1800 $ za 2 osoby a Kambodża 200$ w ubiegłym roku. „Przecież mielibyście więcej klientów…” tłumaczyłam zdziwiona, ze sam na to nie wpadł – przecież to takie oczywiste …i Wtedy usłyszałam. „Edyta posłuchaj mnie – to proste – każdy wyjazd to coś innego, ja nie chcę więcej – ja chcę tyle ile mam bo ciągle muszę myśleć o tym wyjeździe żeby wam było dobrze. Nie mogę myśleć hurtowo. Dla mnie ” to jak wywód Cejrowskiego w Amazonii – ” Indianin leży w hamaku a na pytanie czemu nie pracuje odpowiada pytaniem – A po co mam pełny brzuch . No po to by mieć więcej. Ale po co więcej? nie zmagazynuje , popsuje się. No to sprzedasz. Ale po co? by mieć pieniądze. Ale po co? by kupić jedzenie. Ale po co przecież mam tyle ile potrzeba.”
  3. Przestałam spoglądać na zegarek – jak ci dadzą jeść to ci dadzą i zjesz. Poganianie nie ma sensu oni mają czas, a my zegarki
  4. Znieczuliłam się na wyciągających rękę – zwłaszcza dzieci, które przez to nie uczą się
  5. Po raz kolejny po 25 latach przekonałam się, że w każdej sytuacji mogę liczyć na Wojtka i wierzę głęboko, że zawsze damy sobie radę.

Na lotnisku w Addis było niewielu białasków:) więc biurokracja skończyła się po 1,5 h i z wbitymi wizami za olaboga 50$ i wymieniona kasą na ich…poniszczone papiery wychodzimy z lotniska szukając swoich nazwisk w rękach Wondu, który ma nam towarzyszyć przez kolejne 9 dni. Ma być kierowcą, opiekunem, przewodnikiem, tłumaczem, kucharzem…

Oto i on – najpierw obdarował nas kapeluszami i szalikami.

20160102_081848

Szybko zapakowaliśmy się do już nieźle zapakowanego auta oczywiście marki Toyota – 99% aut w Etiopii to Toyoty:)Na dachu było wszystko – namioty opony kuchenka paliwo zapasy jedzenia i wody – jej…gdzie my jedziemy???

Widoki po drodze to przede wszystkim przyroda i ludzie –  każdy gdzieś tu idzie, czymś jest zajęty, coś robi…

Droga do Abra Minch jest długa trochę śpimy…trochę gadamy…wreszcie zatrzymujemy się na pierwszy lunch, pierwsza nasza Indzera:) faktycznie kwaskowaty placek…ale nie taki zły. Oczywiście po 2 tygodniach miałam go dość traktując wyłącznie jako łyżkę. Tak właśnie się je w Etiopii – prawą ręką odrywa się kawałek placka nakłada jak łyżką treści w tym przypadku mięso i smacznego.

Rzeki w Etiopii – to miejsca w których toczy się poranne i wieczorna życie – mycie pranie, pojenie bydła. Totalna symbioza.

Etiopczycy są  czyści i bardzo tego pilnują. nigdy nie widziałam tak czystych butów u ludzi. Po 9 dniach w kurzu i czerwonej ziemi moje buty wyglądały tragicznie – zaniosłam do pucybuta…odebrałam płacąc 1,8 zł takie…jakich nie widziałam nawet na półce sklepowej

Etiopczycy są bardzo honorowi i dumni. Utożsamianie Etiopii z biedą to efekt przewrotu i rządów komunistów. Dzisiaj już jest nieco inaczej…choć nadal żyją dniem dzisiejszym. Wondu twierdzi, że on nie patrzy do przodu, lecz tylko tu i teraz. Też lubię epikureizm, ale..no właśnie ale czasami patrzę i myślę do przodu. Nawet nie czasami.To zestawienie innych percepcji sprawiało, że niezawsze rozumieliśmy się. Czasami pytałam – Wondu co jutro robimy? Jutro? zobaczymy jutro:)- odpowiadał. A ja chciałam znać plan.


Wondu bardzo chciał nam pokazać dom – tradycyjny dom zwykłych ludzi – należą oni do plemienia Sidamo. Trochę dziwnie czuję się wchodząc  do czyjegoś domu. Oni są zadowoleni i częstują nas kaszą z czerwoną fasolą oraz kawą…bo to region wybornej Mocca – tylko dlaczego ją posolili?! Fuj! Kiedyś w liceum wypiłam niechcący solona herbatę- świństwo, a kawa nie lepsza. Dowiedziałam się wtedy że bogatsi dodają do kawy  jeszcze tłuszcz zwierzęcy!Upiłam łyk ..więcej nie mogłam. Chyba wolę tradycyjnie:)

Gospodarze bardzo chętnie pokazali nam swój dobytek – mieszkają w domach z krowami i kozami. Wewnątrz unosi się zapach…wszystko spowite dymem…zwierząt nie czuć.

A  tak pracują. To proces oddzielania ziaren tefu – endemicznego zboża Etiopii, z którego wypieka się indżere.


Choć to pierwszy dzień – już zwiedzamy. Wondu chciał nam pokazać jak najwięcej. Po drodze był kościół. Niezwykł kościół – Adadi Maryam. Co w nim niezwykłego? Otóż to kościół wykłuty w litej skale – taki przedsmak Lalibelli.

 


Fragment naszych dialogów wewnętrznych i udźwiękowionych…

ON: zawsze marzyłem o Etiopii…to było miejsce które wydawało mi się nieosiągalne. Zupełnie prawdziwe lecz odległe i z powodu tego, że to już czarna Afryka i z powodu kosztów które śledziłem w ofertach biur podróży

ONA: wcale nie myślałam o Etiopii. Wolałam inne kierunki. Wyliczyłabym 10 takich destynacji do których już mogłabym się spakować. Wojtek o niej marzył. Znalazłam ofertę – loty 1500 zł. Wołam : Wojtek co z tymi twoimi marzeniami? Lecimy?

ON: gdy Edyta znalazła loty najpierw się ucieszyłem, a potem pojawiły się wątpliwości – jak tak do Afryki na własną rękę. Ale po tylu wyjazdach tak organizowanych nie wyobrażałem sobie inaczej. To kupić czy nie kupić? Miały być Filipiny. Moje wątpliwości chyba udzieliły się Edycie. Tylko Lordziu – nasz podróżniczy przyjaciel – dopingował. W końcu sam kliknąłem KUPUJ.

ONA: No dobra to zaczynamy knucie. To lubię najbardziej…ale gdy wczytywałam się w temat i słuchałam opowieści …pomyślałam nie wytrzymam  – to w końcu urlop. Nie tylko hard core i namioty, brak prądu i wody. Muszę wymyślić coś co da mi poczucie równowagi. Znalazłam Paradise Lodge. Basen w Afryce! A czemu nie?

ON: i to lubię – trochę wygody musi być:) To był strzał w 10! wracaliśmy do Paradisa nawet gdy byliśmy już wymeldowani. Z ulgą popijając browara zanurzaliśmy się w chłodnej wodzie. To rozumiem!

To co na basenik?:)

Lodga miała wiele zalet…basen był tylko jedną z nich. Widok podczas śniadania…sprawiał że …jadłam i jadłam…

 

komentarzy 15

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *