KONOKONO – LUKSUSOWY ZANZIBAR
Konokono – ten hotel pokochałam od pierwszego zdjęcia. Właściwie nigdy wcześniej nie przywiązywałam takiej wagi do hoteli, choć w kilku wyjątkowych byłam. Nigdy jednak nie były dla nas celem samym w sobie. Tym razem było inaczej. To właśnie pobytu tutaj nie mogłam się doczekać.
Skromna recepcja, miłe przywitanie kawą, napojami, ręczniczkami….czyli tak jak lubimy, sprawne formalności i po chwili jesteśmy w innym wymiarze. Wszystko w tym miejscu okazało się powyżej naszych oczekiwań.
Pierwsze kroki kierujemy do willi. Jest tak duża, że mogłaby być naszym całorocznym domem w Polsce. Ma ponad 120 m2, własny ogród i basen. Składała się z salonu łazienkowego, otwartej sypialni, części wypoczynkowej i jeszcze miejsca z dwoma łóżkami….oraz przestronnej garderoby.
Cudne było to, że gdy jedliśmy kolacje, przychodził ktoś, kto przygotowywał nam łóżko do spania, zakrywał moskitery, układał papućki przy łóżku z obu stron. Obsługa nas zaskakiwała. Codziennie czyszczono nasz basen, a wszystko to odbywało się niepostrzeżenie, gdy nas nie było. Duch.
Przy tym hotelu była jedna z piękniejszych plaż na jakiej byłam. Utkana palemkami, z małymi odpływami, dzięki czemu kąpiele były zawsze , o każdej porze dnia. Piasek najbielszy jaki widziałam, a woda zachęcała do pływania. Na plaży pojawiał się Pan, który przynosił nam chłodne, nawilżone, białe ręczniczki i szaszłyki owocowe. O 17,00 codziennie rozstawiano stół z kawą, herbatą i ciastkami. W barze cały czas były dostępne przekąski – smażone banany, słodkie ziemniaki, chrupki i orzeszki…dogadzano nam na każdym kroku.
Fantastyczne były posiłki. Podczas kolacji, każdy miał swojego kelnera. Kolacje były w formie bufetu, a tylko jeden raz trafiła nam się serwowana – wykwintna niebywale.
Idąc plażą w lewo trafiamy do wyjątkowego lokalu na świeżym powietrzu, prowadzonego przez wesołych chłopaków, lubiących podkręcać tę swoją wesołość. Za niewielkie pieniądze można tam zjeść krewetki, ośmiornice, lobstery…wszystko serwowane z sałatkami i frytkami – porcje ogromne – we dwójkę nie daliśmy rady jednej. Oczywiście można tam kupić każdy alkohol, również wina z RPA za 15$. Wokół baru przywieszone są bujające się leżanki, na których można błogo poodpoczywać wpatrując się w lazurowy ocean. Rajskie miejsce, wręcz niebiańskie.
Wszyscy byliśmy zgodni – jeśli totalny wypoczynek, beztroski reset tego co „z tyłu głowy” w Europejskim szale życia – to tylko w tym hotelu. Cisza, intymność, elegancja. Jeśli muzyka to tylko poważna i relaksacyjna. Jeśli przed przyjazdem trochę żałowałam, że tyle wydaliśmy na niego, to już po kilku minutach pobytu byłam przekonana, że to przyjemnie i dobrze wydane pieniądze.
Niedaleko hotelu jest znana wszystkim, którzy byli na Zanzibarze i tym którzy już planują – restauracja Rock. Nazwa nie od rocka jako muzyki, ale od skały, na której malowniczo jest osadzona. Właśnie jest wygląd zewnętrzny i lokalizacja sprawiły, że jest to widokówka Zanzibaru. Najpierw jednak trzeba przejść wokół rozbawionych, śmiałych dzieciaków, które rzucają się na szyję każdemu i tymi małymi rączkami tak się wczepiają niczym bluszcz…są przy tym niezwykle wdzięczne, nieco zadziorne i bardzo radosne. Aż szkoda było mi się z nimi rozstawać, ale gdy tylko stawiamy nogę na schodach prowadzących do restauracji, odbiegają.
Chodźmy zatem do środka. Pierwsze wrażenie – to kelnerzy…spodziewałam się czegoś swojskiego, na miarę knajpki domowej…a tu pełen rynsztunek i elegancja. Przeszło mi przez myśl, że Zanzibarczycy włożeni w elegancki uniform tracą ze swej wesołości, naturalności…uśmiech jest grzeczny, ale kontrolowany. Podobnie podczas kolacji w Konokono, trochę szkoda.
Rock Restaurante jest więc dość elegancka, z naciskiem na dość. Od razu instynktownie kierujemy się na taras…no tak…teraz już wiem dlaczego warto tu przyjść choćby tylko na drinka – widok za milion dolarów. Wcale nie chcę się stąd ruszać. Gdy ekipa chce zjeść w środku z trudem ciągną nogę za nogą do stolika. W środku jest dość ciemno. Zamawiamy jedzenie. I tutaj muszę potwierdzić i zdementować – zdementować opinie o słabym smaku – jedzenie jest bardzo dobre, sos waniliowy z laską wanilii to coś niebywałego, naprawdę nam smakowało…tylko dość szybko smakowało, bo porcje rzeczywiście małe, zbyt małe do ceny. A ceny zaczynają się od 20 dolarów za coś najtańszego i ostro w górę. Ale cieszę się, że mogę napisać Vini Vidi Vici, dzięki temu mam własną opinię i …następnym razem też bym tam zajrzała.
I w środku
W tym miejscu spędziliśmy wspaniałe chwile. Polecam każdemu, dla kogo komfort podczas urlopu jest istotny.
komentarze 4
Dorota Yamadag
Przepiekne miejsce i wspaniali ludzie. Po takim fotoreportarzu, jadac na Zanzibar, nie trzeba juz wiecej nic szukac, bo decyzja poadana „na tacy” 🙂
Maggie
Też zabukowałam na tydzień w listopadzie pod wpływem fotoreportażu już jestem podekscytowana mam nadzieję że mężowi się spodoba?
Edyta
Jestem pewna ze sie spodoba bo to wyjatkowy hotel z cudownymi udogodnieniami.
Joanna
Fantastyczne miejsce, zupełnie inne plaże niż u nas ❤️❤️