WULKANY – IJEN – NOCNE SZALEŃSTWO
Gdybym wiedziała jak ciężka będzie wspinaczka na Ijen to i tak bym się wspinała. Odkąd sięgam pamięcią marzyłam o tym wulkanie. Gdy po raz pierwszy przeczytałam o ciężko pracujących górnikach, zobaczyłam głazy siarki…szmaragdowe jeziorko w kraterze, nie umiałam przestać myśleć o tej wyprawie.
Wulkan znany jest właśnie z tego, że z otworów na zboczach wypływa siarka bardzo wysokiej czystości i zastyga na świeżym powietrzu. Wydobywanie poprzez uderzenia jest bardzo szkodliwe dla zdrowia ze względu na trujące opary. Ludzie, którzy tym się zajmują, ładują ją do dwóch koszy połączonych kijem i przenoszą na ramieniu. Pokonując niebezpieczną drogę, na której łatwo o potknięcie z ładunkiem nawet przekraczającym 100 kilogramów, zmierzają do punktu skupu. Zapłata wynosi równowartość około 8 dolarów amerykańskich za 100 kilogramów. Udokumentowano to w nagrodzonych filmie dokumentalnym Śmierć człowieka pracy
Przewodnik mówi że jeśli pójdziemy szybciej to będziemy po 1,5 h. No to co za problem ? Idziemy. Uhm…do czasu. Zgrzani, zdyszani, rozbierając się i przystając co jakiś czas osiągnęliśmy pierwszą bazę po 2 km. Jeszcze tylko 1 km, ale najpierw jeszcze tylko herbata, jeszcze tylko chwila przerwy…jeszcze tylko…Tu właśnie zakupiliśmy maski. I słusznie. Mam swoje, takie chirurgiczne, ale gdy on je widzi, zdecydowanie nalega byśmy wzięli te jego. 15 zł za wypożyczenie. Potem mu dziękowaliśmy. Siarka łzawiła oczy, dusiła krążąc niemal w płucach. Znowu poczułam się drobinką nic nie znaczącą przy tym żywiole. I coraz mocniej współczułam pracującym tam górnikom. Gdy widziałam po drodze wózki i ich oferujących podwiezienie na górę nie mogłam sobie wyobrazić, że siadam jak pancia, a oni z nadludzkim wysiłkiem wwożą mnie na szczyt. A może powinnam? Może to dla nich duża kasa. Kurcze nie umiałam. Byłam zmęczona i wyobrażałam sobie jak oni by się ze mną męczyli. Czołówki okazują się bardzo pomocne. Egipskie ciemności…
Gdy zbliżaliśmy się do miejsca, z którego mieliśmy zacząć schodzić w dół do krateru by oglądać blue fire, uderzenia i powiewy siarki były tak duże, że bez masek nie daliśmy rady. Mijali nas uciekający ludzie bez masek, wracali…
Przewodnik zapowiedział, że zejście do wulkanu jest ciężkie, po kamieniach i ostro w dół. Ale on chyba po górach nie chodził. Dla mnie to był najprzyjemniejszy spacer. Zejście trwało jakieś pół godziny, a widoki błękitnych ogni …naprawdę cudowne. Świadomość, że jestem w kraterze dodawała wszystkiemu pikanterii. Żałowałam, że nie zostałam w środku do wschodu słańca, ale plan był inny.
Wschód słońca witaliśmy z widokiem na jezioro szmaragdowe, obserwując jak zmienia się pod wpływem gry światła. Nie przeszkadzało mi nawet zimno.
i taka cała ja …zmęczona..wykonczona…zmarznięta…hmmm…szczęśliwa? PO CO MI TE MĘKI??? Mam wygodny leżak w ogrodzie.
Dla mnie jednak najważniejszym było spotkanie tych ludzi…umierają w wieku 40 lat…nie żyłabym już 3 lata pisząc tego posta, a jak znam swoją wytrzymałość i determinację…to wcześniej bym się poddała takiemu życiu.
Powrót wywarł na mnie duże wrażenie – widoki były przepiękne, ale teraz dopiero zobaczyłam jaką trasę przebyliśmy. Nie spodziewałam się, że będę w stanie pokonać taką drogę. Chyba nieświadomość tego, jak ona wygląda pomogła mi w tym. Szacunek wielki dla Igora, który mimo trudu wspinaczki i strasznego zimna na górze, dał radę i dzielnie maszerował.
Ijen – to było moje marzenie – marzenia są po to by je realizować!
To było piękne
errata czyli ps 1 do wyprawy
Dodam jeszcze, że nasze wspinanie po wulkanach przypadło na weekend. Dokładnie w sobotę Bromo, a w niedzielę Ijen. Co to oznacza w praktyce? Dwie rzeczy – będzie tłok to na minus ( choć są tacy którzy mówią, że tam tłok jest zawsze i druga dobra rzecz – wszystkie kwatery w pobliżu są zajęte ). Mógłby się ktoś zdziwić czy nie nadmiar słońca wywołał u mnie taką refleksję…Otóż nie. Kwatery zajęte, a przecież firma z którą jedziemy gdzieś nas musi połozyć spać. I co nam pozostało? Bardzo fajny hotel z wielkim basenem. Nie musze chyba pisać jak bardzo nam ten basen pomógł zregenerować się. Fantazja.
ps 2 do wyprawy
Pobudka o 24. O przepraszam – nasza trójka miała osobistego”pana budzika” któremu coś się pomieszało i wskoczył do naszego pokoju budząc nas godzinę przed czasem. A wiecie co znaczy godzina więcej o tej porze i przed takim wyjściem? Najpierw zaspani, zaskoczeni a potem rozbawieni wygoniliśmy Lordzia z hasłem żeby sobie nastawił zegarek. On sobie już nastawił ale na czas Balijski:)LORDZIU to ten gość co się do nas podkleił na wyjeżdzie:)
ps 3 do wyprawy
Wybiła godzina 24 i nie gubiąc ( jeszcze wtedy ) pantofelków wybiegliśmy do auta. Podjazd pod parking prawie mnie załamał – aut!!! cała masa. Już oczyma wyobrażni widziałam te tłumy na szczycie. Ale nie było tak żle. Okazał się, ze chińczycy i japonczycy z wiecznie przyklejonymi maskami – ja je nazywam chirurgicznymi- nie byli w stanie znieść siary i wracali z wulkanu nie docierając na szczyt. Ot selekcja naturalna. Lubię Darwina.
ps 4 do wyprawy
NIGDY JEJ NIE ZAPOMNĘ !