HAVANA MANIANA
Uwielbiamy organizować wszystko po swojemu i samodzielnie. Skoro nadszedł czas na Kubę to musi być na wesoło i tańcząco no i po całej szerokości. W planach zachodnia część Kuby – chcemy ją dobrze poczuć i wsiąknąć w nią troszkę. Od Hawany, przez Krytykowane Varadero, Uwielbiany Trinidad, Przejeżdżaną po drodze Santa Clarę, Omijane Remedios, po Zachwycające Cayo… Spanie w hotelach tylko na wybrzeżu, poza tym wyłącznie Casa i klimat zwykłego życia i prawdziwej Kuby.
Kuba – nie było nam nigdy po drodze na Kubę – zawsze pojawiało się coś co musieliśmy zwiedzić wcześniej. Pewnej czerwcowej nocy klikałam i klikałam – tak z ciekawości…i nagle wystukałam Katowice Hawana i powrót Cayo Coco Katowice. Taki układ pozwalałby nam nie cofać się i zwiedzać ciekawie. Długo się nie zastanawialiśmy. Czas Kuby nadszedł!. Trzeba się spieszyć zanim Kraj otworzy się całkowicie na Amerykę. Chcemy poznać jeszcze taką Kubę jaką była przez 54 lata separacji Amerykańskiej.
Zaczynamy zatem od Havany. Mieszkaliśmy w casie. Nasza Casa Obrapia to „bardzo ładny fragment willi” przy ulicy o tej samej nazwie. Równoległą była ulica Obispo czyli właściwie główny deptak Hawany z ogromną jak na to miasto ilością sklepów, kantorów, banków i … Te 2 hotele – Florida i Ambros Mundos.
Wracając do naszej Casy to – muszę oddać sprawiedliwość w tym miejscu – Casa jest czysta, codziennie sprzątana, z bardzo ładnymi salonami. Jednak jednej rzeczy w niej brakuje – normalnego życia. Takiego jakiego szukaliśmy na Kubie. Właściciel jest kubańskim przedsiębiorczym młodym chłopakiem skupującym casy i hotele na Kubie.
Czystość jest – klimatu brak. Idziemy więc zwiedzać. Zaczynamy od Placu Katedralnego i Katedry. Archikatedra Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny w Hawanie zbudowana została w XVIII wieku, w czasie kiedy coraz więcej rdzennych mieszkańców Kuby zaczęło przyjmować katolicyzm. Niesamowite jest to, ze została zbudowana z korali wyłowionych z zatoki meksykańskiej. Niesamowite, że ktoś na to pozwolił. Trzeba się dobrze przyjrzeć, ale można dostrzec skamieniałości morskie na ścianach katedry.
Pomijając kwestie budulca – uwielbiam takie perły architektury. Symetria to estetyka głupców według słów przypisywanych Le Corbusier’owi, Picasso, Witkacemu… no coż nic na to nie poradzę, ale symetria jest dla mojego oka pięknem samym w sobie. Przyroda lubi symetrię, ale przecież symetria wcale nie musi być taka idealna…w sztuce można dostrzec subtelne jej przełamanie.
Tymczasem przechadzamy się po placu obserwując kobiety ubrane w stroje falbaniaste, ukwiecone, z barwnymi nakryciami głowy. Rozkładają dopiero swoje kramy. Będą sprzedawały kwiaty i pozowały do zdjęć trzymając w ustach emblemat kubański – cygaro. Początkowo myślałam, że cygaro to wyłącznie rekwizyt mający przyciągać turystów, ale po chwili uświadomiłam sobie, że przecież one jeszcze nie pracują, dopiero się przygotowują, rozmawiają i rzeczywiście palą.
Plac katedralny otoczony jest pięknymi kamienicami i znajduje się dość blisko wybrzeża. Im bliżej wybrzeża i deptaku tym więcej starych aut z lat 50…tak tak to koniecznie musimy zrobić…taka przejażdżka to oczywisty punkt programu, ale jeszcze nie teraz, jeszcze nie dziś. Dzisiaj La Havana Vieja. Muszę sobie to dozować bo ja z tych którzy chcą wszystko na raz, do zachłyśnięcia się.
Ciekawość nas gna do miejsca rzucającego się w oczy – kamienny fort najstarszy w obu Amerykach – Castillo de la Real Fuerza. Pierwotnie miał bronić przed atakami piratów. Obecnie jest w nim muzeum statków morskich Kuby. Są w nim przyrządy nawigacyjne i skarby odkryte pod wodą, złoto, srebro ale i modele statków. Fort stanowi doskonałe miejsce do oglądania miasta. Rozciąga się z niego piękna panorama.
Na Kubie jest właściwie wszystko czego mi potrzeba do szczęścia – pogoda, zabytki, muzyka, radośni ludzie, mojito i Hemingway – i to wszystko już tutaj w Hawanie, a poza nią fantastyczna przyroda, plaże…i znowu ludzie, muzyka…
W wieku 14 lat pochłonęłam Komu Bije Dzwon – niewiele rozumiejąc z opisów wojny domowej w Hiszpanii, ale wątek miłosny jak najbardziej.
Żaden człowiek nie jest samoistną wyspą-każdy stanowi ułamek kontynentu, część lądu. Jeżeli morze zmyje choćby grudkę ziemi, Europa będzie pomniejszona, tak samo jak gdyby pochłonęło przylądek, włość twoich przyjaciół czy twoją własną. Śmierć każdego człowieka umniejsza mnie, albowiem jestem zespolony z ludzkością. Przeto nigdy nie pytaj, komu bije dzwon: bije on tobie.
Pisarstwo Ernesta zrobiło na mnie takie wrażenie, że postanowiłam podejść do tematu hurtowo – stary człowiek…słońce też wschodzi i opowiadania…czytałam wszystko, czyż zatem mogłam ominąć Hotel Ambros Mundos? I sławny pokój 511? Czy mogłam odmówić sobie wypicia Mojito, Cuba Libre czy Daiquiri na Kubie? Pewnie, że nie. A takich miejsc gdzie można się napić z Ernestem jest trochę w tym mieście. W końcu On pił wszędzie.
Czas coś zjeść. Mamy taką zasadę w podróży – pieniądz tylko danej destynacji. Jestem W Tajlandii – płace bathami, jestem w Etiopii – birrami a skoro na Kubie to spróbuje CUPAMI.
I strzał w dziesiątkę. Okazało się, że wystarczy troszkę się porozglądać i nagle wśród tych sklepów dla nas turystów, jest wiele sklepików dla miejscowych, knajpek domowych w których zjesz ich pyszne dania i wypijesz soki płacąc ich pieniędzmi. Podam tu przykład fantastycznego soku z guayaby – 3 CUP w okienku lub tuż za rogiem dla turystów za 3 CUC. Różnica taka że CUP to 15 groszy, no dobra przy tym dolarze 16 groszy, a CUC – tyle ile dolar. Ten sam sok 45 groszy lub 12 zł. Powiem tak – ten tańszy zdecydowanie lepiej smakował bo był lżejszy – dla portfela oczywiście. Gdy odkryliśmy działanie kubańskich peso nasz wyjazd stał się tani i wzbogacony w doznania podniebienia na które czekamy zawsze w podróżach. To zapraszam do Pizzeri.
Skoro postanowiliśmy płacić CUP i żyć dobrze ale bez wydawania gdy nie potrzeba, przy pierwszej dziupli – tak nazywaliśmy okienka przedsiębiorczych mieszkańców zajmujących się żywieniem reszty społeczeństwa- kupiliśmy jadło. Cena wyborna – 20 CUP czyli 3złote za obiad dla trzech osób. Kto pisał że Kuba jest droga?! Kuba jest elastyczna i pełna pomysłowych ludzi, którzy wiedzą jak nakarmić, ale i jak można więcej zarobić, a i tak nie mamy pojęcia którą część tego zarobku oddają. Wyczytałam, że chcąc prowadzić casa particulares – czyli wynajem pokoi w domach prywatnych konieczne jest odprowadzanie ok 80% do państwa.
Ale chodźmy dalej. Można też zrobić zakupy w sklepie
Albo coś na straganie…
Moje ulubione były jednak okienka – kupowałam tam soki i przekąski
Kapitol – zaprojektowany na wzór słynnego budynku z Waszyngtonu. Przed rewolucją miał tam swoją siedzibę kubański rząd, obecnie budynek zajmuje centrum kongresowe.
Podczas naszego pobytu był remontowany, więc pooglądaliśmy go z zewnątrz i poszliśmy do parku. Na placyku przy parku wielu panów lubiących się – hmm, a ja myślałam, że kubańczycy to wyłącznie macho. Widać dla natury nie ma znaczenia szerokość ani długość geograficzna. Bardziej od tego widoku podoba nam się szpaler pięknych limuzyn – landryn różnego koloru. Fantastyczne są te samochody. Ciekawe czy Amerykanie po wkroczeniu na Kubę nie będą odkupować i sprowadzać do siebie tych cacek. To jak Kubańczycy dbają o samochody jest niesamowite. Te auta mają po 60 lat a wyglądają lepiej niż nie jeden 15 letni wóz u nas. Fakt zim tu nie ma- nie rdzewieją, ale mimo wszystko są wspaniale zachowane. To też konsekwencja polityki, która przyczyniła się do tego, że skoro można było mieć tylko 1 auto w życiu to się o nie dba.
Ernest jeszcze raz…Ernest to barwna postać. Wszystko co robił w życiu to robił mocno i intensywnie. Taki hedonistyczny typ. Pisał, łowił, urządzał przyjęcia, pił w la Bodequita el medio i el Floridita. Uwielbiam jego książki. Mogłabym jego słowa cytować non stop
Myślę, że dostajemy takie karty, jakie nam rozdają. (…) Karty rozdają tylko raz, a potem je zbierasz i grasz nimi.
Ówczesna kubańska atmosfera przesiąknięta była imprezami w nocnych klubach, kasynach, luksusowych hotelach i kabaretach, spowita dymem z cygar i zapachem rozlewanego rumu. Mafia, gangsterzy i piękne kobiety – oto Hawana, ale w tle tego wszystkiego – życie zwykłych ubogich ludzi. Ernest jako typ awanturnika, nie wylewającego za kołnierz doskonale się wpisywał w atmosferę Kuby lat pięćdziesiątych.
Staje koło ulubionego szaleńca, a mój Pierwszy upamiętnia to na zdjęciach. Po to tu przyleciałam. A teraz mogę szybko wyjść. Wyjść i zachłysnąć się bryzą na Maleconie.
Malecon – najdłuższy deptak Kuby…i chyba nie tylko Kuby. Docieramy do niego z Floridity korzystając z taxi rowerowej – sa bardzo powszechne w Havanie. Podziwiam siłę nóg tych rowerzystów-taksówkarzy. Taka przyjemność kosztuje 5 CUC. Jadąc mam jednak jakieś dziwne wyrzuty sumienia. Wyobrażam sobie jak ten człowiek się musi męczyć wioząc 3 osoby. Co ciekawe w Havanie jeżdżą również tzw cocotaxi – rzucające się w oczy żółte o kulistych kształtach woziki. I te choć nie są zasilane pracą nóg są o wiele droższe. Za porównywalny odcinek zapłaciliśmy 15 CUC.
Ale wracając do Maleconu…To jest miejsce w którym toczy się wieczorne życie młodych kubańczyków. Spotykają się przy rumie zmieszanym z czymś pitym z butelek plastikowych. Tańczą bawią się, rozmawiają, ubarwiając swe życie, wprowadzając w nie promienie radości i chwile szczęścia. Ale nie dzisiaj…Wieje wiatr, jest zimno fale przelatują ponad murem i ochlapują nas, wywołując piski, śmiechy…
Zmarznięci wracamy marząc o kawie, ale powrót nie jest szybki, co jakiś czas naszą uwagę przykuwa ładny widok i oczyma wyobraźni widzimy piękne zdjęcia…zatrzymujemy się co krok i fotografujemy. Zachwycają stojące wzdłuż promenady kamienice, które czasy świetności miały w latach pięćdziesiątych a dziś smutek nas ogarnia gdy patrzymy na podupadające wytwory piękna. Z jednej strony smutek, że to niszczeje a z drugiej to taka prawdziwa Kuba dnia obecnego. Co będzie za 2, 3 lata gdy przyjadą Amerykanie i gdy nastąpi liberalizacja przepisów? Czy Kuba stanie się ponownie miejscem rozpusty i hulanek bogatych ludzi z dolarami w portfelach? Czy chciałabym oglądać pasaż wyremontowanych kamienic? Nie umiem na to pytanie odpowiedzieć. Gdy czytam różne publikacje i wypowiedzi innych ludzi stwierdzających, że nie powinno się pozwolić na zakup nowych aut bo to zepsuje klimat tego kraju…mam wątpliwości. Bo czy można traktować ten kraj jak skansen? Czy nie ważna jest jednostka? Czy dążenie ludzi do posiadania więcej, lepiej, łatwiej jest przywilejem pozostałych państw z wyłączeniem Kuby – bo to zepsuje klimat? Nie znajduję odpowiedzi zero jedynkowej. Owszem rozpływałam się nad brakiem FB i prostymi zabawami oraz relacyjnością i rodzinnością kubańczyków, którą my trochę zatracamy w pędzie, ogarnięci konsumpcjonizmem, ale czy nie jest tak, że każdy powinien móc decydować o swoim losie, żyć tak jak chce?
Z tymi różnymi myślami w głowie docieram do knajpki, zamawiam mojito, a grajkowie grają przy stoliku COMANDANTE CHE GUEVARA
Nauczyliśmy się cię kochać
Ze szczytu historii
Gdzie słońce twojej odwagi
Zatoczyło krąg śmierciTutaj pozostaje jasna
Bliska przejrzystość
Twojej ukochanej obecności
Komendancie Che Guevara
Piosenka jest Ikoną po jego śmierci, niemal hymnem narodowym, a tekst odpowiedzią na list pożegnalny Che Guevary, gdy opuścił Kubę by wspierać rewolucję w Kongo a potem w Boliwi, gdzie został zdradzony i zamordowany.
No właśnie dlaczego lubię Che? Przecież jest kontrowersyjnym, wręcz przez wielu uważanym za antybohatera…Historia oceniła…czyli właściwie kto ocenił? Nie nie…nikogo nie będę wybielała. Napiszę tylko trochę subiektywnie. Uwielbiam wszak Woody Allena i jego hasła. A jedno pasuje tu idealnie – w świecie ludzi tylko subiektywność jest obiektywna
Cudowny dzień, wspaniały wieczór. Pierwsze godziny w tym kraju, a ja już jestem zakochana. Już załapałam klimat – już żyję chwilą. Nie jutrem, nie wczorajszym dniem. Tylko tu i teraz. Właśnie teraz w biało-błękitnej restauracji, na fotelach wyściełanych białymi poduchami sączę kubański rum.
To miejsce na Ziemi jest niezwykłe. Działa na dusze jak balsam, jak spowiedź i rozgrzeszenie, jak katharsis. Może tez dlatego, że wszędzie wokół jest muzyka a ona działa jak oczyszczenie. Nie pamiętam gdzie i kiedy tak się dobrze, błogo i bezpiecznie czułam. Aż szkoda kończyć ten dzień
Nocą Hawana też jest piękna. Może jeszcze pogubimy się wśród uliczek…zapalimy cygaro…?
Seria naszych szaleństw na wesoło
PO DRUGIEJ STRONIE MOCY
Nie znalazłam zbyt wielu informacji na temat drugiego brzegu, tego co się tam znajduje, a przecież jest tam dom mojego przystojniaka i największe twierdze, a z nich na pewno roztacza się piękny widok na Hawanę.
Z nową gotówką CUP w kieszeni i nakręceni pyszną kawą za 1 CUP wypitą z miejscowymi, wynajmujemy Landrynę z 1957 roku w pakiecie z długowłosym kierowcą. Landryna jest biało-bordowa , świetnie utrzymana…podobnie jak jej właściciel.
Mkniemy tunelem pod wodą na drugą stronę. I pomyśleć, że wybudowano go dawno temu kiedy nam pierwsza linia metra nie śniła się wcale, gdy odbudowywaliśmy kraj zniszczony po wojnie. Rozwiązania techniczne na Kubie w czasie jej „świetności amerykańskiej” były naprawdę imponujące.
Jazda 3 godzinna to koszt 25 CUC, ale postanowiliśmy dołożyć kierowcy jeszcze piątkę by nas zawiózł na koniec Maleconem i pięknymi dzielnicami aż do Placu Rewolucji. Chcieliśmy się przesiąść na BIG BUSA . Autobus Hip and Hop (big bus) jeździ po najważniejszych miejscach w mieście i poza nimi, ale iście po południowoamerykańsku czyli tak jak chce i kiedy chce i co ciekawe gdzie chce – nie sugerowałabym się trasą.
Po drugiej stronie jest również wystawa sprzętu wojskowego z czasów Inwazji w Zatoce Świń.
Nad wąskim wejściem do Bahía de la Habana i hawańskiego portu górują dwa zamki: zwiedzony już przez nas Fortaleza de San Carlos de la Cabana (La Cabana), oraz widoczny z Maleconu – Castillo de los Tres Santos Reyes del Morro (zwany El Morro).
– który jest doskonałym punktem do fotografowania Hawany. Widok jest przepiękny. Na Maleconie zaraz się ponownie znajdziemy i Big Busem za 5 CUC pojeździmy z Placu Rewolucji, aż do domu Hemingwaya, zjemy lody w najsłynniejszej lodziarni – Cappolina i odwiedzimy znany hotel Nationale, pogubimy się celowo w wąskich uliczkach by wreszcie osiąść w spokojnej przystani – rodzinnej knajpce pełnej prostego, domowego jedzenia, w której płacimy za 3 osoby – równowartość 5 $
widoki z BIG BUSA
Sławna lodziarnia – odkryliśmy fenomen kolejek. W internecie czytałam, że zakręcają na ulicę. Otóż drodzy moi…ta kolejka to rząd ludzi czekających na autobus. Wyobrażam sobie jak nieświadomi turyści stają za ludźmi i czekają, aż wsiądą do autobusów by móc iśc na lody. Tak sie czzeka na Kubie na autobus….w kolejce. Tak więc weszliśmy do lodziarni…zupełnie zwyczajcie. Lody były całkiem dobre.
Nasyceni widokami i dobrym obiadem, pełni wrażeń, bogatsi o nowe doznania ruszamy w drogę…chcemy dotrzeć do kolejnego miejsca Hemingwaya – La Bodequita.
Tutaj też mnóstwo ludzi, muzyka i śpiew. Ale co za niespodzianka! Przed Knajpką Ernesta spotykamy Pana z charakterystyczną siwą brodą, którego kojarzę z wywiadu z Martyną Wojciechowską w Traveler. Pozuje do zdjęć bardzo chętnie. Oczywiście pamięta Martynę i spod marynarki wyciąga sfatygowany egzemplarz naszej gazety. Jak miło. Chyba trzeba mu nowy przywieść.
Celowo poddając się klimatowi „zgubiliśmy się” w sposób kontrolowany. Często tak robimy, a właściwie zawsze…odkładamy wtedy mapę…i wchodzimy w pierwszą lepszą uliczkę, a potem kolejną i następną. Takie poznawanie miast i miasteczek praktykujemy już sama nie wiem od kiedy. Uwielbiamy to – nigdy nie wiadomo gdzie się trafi, czyli jak w Forest Gump – podróż jest jak pudełko czekoladek – nigdy nie wiesz na co trafisz. Chyba tylko w podróżach lubię niespodzianki.
I nadszedł czas na zgubienie… uliczka…kamieniczki…placyk…a na placu muzyka gra i…staruszka tańczy…zakupy w kąt rzucone i salsa! No rewelacja! Czyli mają to w sobie, w sercu, we krwi…nie pamiętam bym widziała u nas kogoś tańczącego na ulicy ot tak. Nie wiedziałam jeszcze wtedy, ze też będę się temu spontanicznie poddawała…
komentarzy 28
Ann RK
Cudna relacja! Przeczytałam z dużym zainteresowaniem i zazdroszczę ogromnie. 🙂
Mam pytanie, jak dobrze znasz hiszpański? Pisałaś o kupowaniu jedzenia za CUP i tak się zastanawiam, jak dobrze trzeba znać język, żeby sobie z tym poradzić. 😉
Edyta
🙂 to super pytanie, zawstydza mnie nieco ponieważ chcąc się uczyć hiszpańskiego…wysłałam dzieci na hiszpański:) i one są moimi tłumaczami. Ale odpowiadając ci – nie trzeba znać by sobie z tym radzić:) Pokazujesz to co chcesz plus podstawowe słowa typu sok, kanapka…i będzie dobrze. A naprawdę warto
Ann RK
Dzięki za odpowiedź. 🙂 Trochę mnie pocieszyłaś, bo naczytałam się o drogim jedzeniu i cieszy mnie myśl, że wcale nie musi być drogo.
Jesienią chcę pójść na kurs, ale jeśli nasz marcowy plan wypali, to pewnie do tego czasu za wiele się nie nauczę.
Bez problemu wymieniliście CUC na CUP?
Edyta
wystarczą podstawy i chęć mowienia do nich po hiszpansku – cieszą się. CUC na CUP – wszędzie wymienisz – są kantory, ale i zdarzyło się nam wymieniać u właściciela Casy. Jedzenie jest bardzo tanie, jeśli sie jada za CUP i tam gdzie oni. Za obiad dla 3 osób płaciliśmy ok 12 zł -i nie były to pizze. Pizza jakieś 12 CUP
Ann RK
Ufff… Dzięki za pomoc. Mam nadzieję, że wyjazd dojdzie do skutku i że będę się potrafiła w tym wszystkim odnaleźć. 😀
Edyta
Ja przed wyjazdem też sie tego obawiałam, ale na miejscu jest wszystko tak przjazne…ludzie, komunikacja…Napewno sie odnajdziesz:)
Krystyna Bożenna Borawska
Bardzo ciekawy wpis, z przyjemnością przeczytałam , jakie te samochody są niesamowite 🙂
Kuba, co za egzotyka dla nas, zazdroszczę pozytywnie, że mogłaś tam być 🙂
Karolina Ostrowska
Kocham Kubę… moim marzeniem jest podróż tam. Sporo czytam o tym miejscu. Wasz blog jest świetny, uwielbiam go czytać 😀
Aleksandra
Też uwielbiam takie „gubienie się” 🙂 Można wtedy znaleźć wiele ciekawych miejsc. Jakiś czas temu znaleźliśmy w ten sposób wioske cygańską.
Magdalena Dudek
To co przekazujecie we wpisach jest cudowne, odkrywacie kolejne zakamarki świata o których nie miałam pojęcia. Zdjęcia tak wiele mówią o danym miejscu:)
Edyta
Dxieki Magda. Kuba jest naprawde wyjatkowa
Joanna Betlejewska
Niesamowita wyprawa, cała masa fantastycznych zdjęć, ale przede wszystkim wspomnienia.
Roksana www.kopanina.pl
Okazuje się, że Kuba jest bardzo przyjazna cenowo jeśli chcesz żyć na miejscu właśnie jak miejscowi. Zdecydowanie zachęca to jeszcze bardziej do jej zwiedzania.
Edyta
Tak wlasnie jest. Bedzie.drozalo ale nadal mozna tanio zorganizowac taka wycieczke. A ludzie sa genialni
Karolina Kosek
z wielką chęcią odiwedziła bym Havane, Te samochody, te zapachy, ahh, zazdroszczę 🙂
Edyta
Havana uwodzi I wciaga. Cudowne miasto
Ewa
Intrygujące miejsce, zachęcające niemal z każdej strony, aby je odwiedzić 🙂
Monika Kilijańska
Niesamowicie tu kolorowo, choć budynki przypominają o europejskich kolonizatorach.
Dookoła Pracy
Auta zajebiste. Super!, też muszę polecieć!
Edyta
Jazda nimi to frajda. Sa w swietnym stanie
LiliEss
Świetna relacja z podróży .. i piękne zdjęcia, aż się chce tam pojechać
Dee
Byliśmy na Kubie pare lat temu i mam podobne odczucia. Niestety nie mam żadnych zdjeć, bo mi ukradli plecak z całym sprzętem na lotnisku. I tez pojechałam tam za Hemingwayem. Byliście w jego wilii Finca? Czułam się tam jak w raju
Edyta
Aj nie byliśmy w niej.. MOze warto wrocic? ?
gonicmarzenia
Słyszałam dużo dobrego o tych miejscach 🙂
Ollie
Oj tak, to ta kolorowa i słoneczna strona Kuby i Hawana dla turysty. Wspominam pobyt na Kubie miło, choć jak się w nią wgłębić, pokazuje swoje smutne oblicze, o którym nie mogę zapomnieć. Ale wypiłabym znów mojito z widokiem na Malecon i zachodzące słońce.
Edyta
Mnie też tęskno za Kubą. Chciałabym zjechać wschód wyspy
Maria.
Cudny wpis, taki jak lubię. Bo i ja zawsze pędzę śladami pisarzy, albo bohaterów. Hawana przypomina trochę Cartagenę ( za Marquezem biegałam), tyle, że Cartagena jest odnowiona. Pokazałaś Hawanę dziką i naturalną, może to ma sens zobaczyć ją w takim stanie. My odkładamy Kubę ciągle, latamy na inne wyspy, ale widze, że to wielki błąd. z wielką przyjemnością przeczytałam i obejrzałam zdjęcia, pozdrawiam ciepło:)
Edyta
Maria to nie błąd. To tylko informacja dla was….hej skoro to lubicie to Czas na was nie odkładajcie Kuby. Tak szybko się zmienia. Robimy zamianę miejsc. My Cartagena Wy Havana. Daj link do info od was