Ameryka,  Kuba

SCHODAMI PO MOJITO – TRINIDAD

IMG_1908

Trinidad miasto barwne, pełne życia. Ma nieprzereklamowany urok. Czego bym cudownego o nim nie czytałam – wszystko się zgadzało i jeszcze trochę.
Trinidad leży w otoczeniu wzgórz i blisko Morza Karaibskiego. Kilka minut drogi dzieli nas od ślicznej Plaży Ancon.

Miasto jest taką „perełką Kuby” „klejnotem kubańskim”. Wzbogaciło się dzięki plantacjom trzciny cukrowej i w XVIII, XIX wieku stało się kolebką wielu fortun. W tym czasie powstawało najwięcej pałaców i pięknych kościołów, które dzisiaj oglądamy z zachwytem w oczach.
Choć czasy świetności magnatów cukrowych dawno minęły Państwo nadal dba o Trinidad czyniąc go tym samym atrakcją na skale kraju.
Pierwsze kroki kierujemy prawie intuicyjnie na Plaza Major i na schody …Te sławne schody. Przy nich ludzie tańczą, pijąc mojito – najlepsze na świecie poza Toledo.

IMG_2059

IMG_2070

IMG_2057

IMG_2048

IMG_1871IMG_1868

IMG_1847

Najlepsze mojito w plastikowych kubeczkach sprzedają w zakratowanym okienku. W pewnym momencie zaczepia mnie Kubanka
– daj mi tę sukienkę
– Słucham?
– sukienka twoja – ładna
– dzięki – uśmiecham się i idę w kierunku schodów, a ona za mną…
– daj mi ją!
– jak ci mam ją dać ? mam ją na sobie – śmieję się do kobiety z lekkim zaskoczeniem
– pójdę do ciebie tam gdzie mieszkasz…Gdzie mieszkasz?
– co mam ją zdjąć?
– tak chciałabym ją bo mi się podoba – pójdę do twojego hotelu
No pięknie, nawet na ulicy można stracić odzienie…Podobną sytuację mieliśmy w Hawanie. Junior niósł w ręku jakąś swoją rzecz. Podszedł chłopiec i sięgając po nią mówi – daj!
Junior patrzy na niego, na nas… i pyta chłopaka – czemu?
– bo ja chcę – słyszy rozbrajający tekst
– mamo ? mam dać?
– Junior to Twoje – chcesz dać? Daj. Jeśli nie chcesz nie masz obowiązku
Nie chcę wychować dziecka na człowieka nie potrafiącego się dzielić, ale chcę by wynikało to z woli i dawało poczucie czynienia czegoś dobrego. Daj bo ja chcę a ty jesteś białym Europejczykiem blokuje moje intencje. Wiem, że bieda wiele tłumaczy, że każdy człowiek ma potrzeby i pragnienia, ale też nie w tym rzecz by wszystko było na wyciągnięcie ręki – bo to do niczego nie motywuje. Zgadzam się z zakazami dawania dzieciom pieniędzy i piękne słowa usłyszałam kiedyś w Etiopii od młodego chłopaka, któremu chciałam zapłacić bo oprowadził nas po jednym z miast…
– nie mogę wziąć pieniędzy
– ale zasłużyłeś na zapłatę
– nie, ja wam tylko pokazałem moje miasto. Moja babcia nauczyła mnie, że łatwe pieniądze to złe pieniądze. Gdy łatwo przychodzą to wydaje się je na narkotyki i alkohol.
Wtedy w Trinidadzie nie zdjęłam swojej najlepszej sukienki.


IMG_2044

IMG_2010

Jaki ten Trinidad kolorowy, jakie te domki urokliwe…chodzenie uliczkami jest tu niezwykle przyjemne. Każda droga prowadzi do głównego placu – a tam skupione są najpiękniejsze zabytki miasta – kościół Mayor, Pałac Cantero – obecne muzeum miejskie. Gdy weszłam do Muzeum Romantyzmu – zaniemówiłam – wejście 2 CUC, przewodnik w cenie, eksponaty bezcenne.
Trinidad jest bogaty, w Casa Alberto czułam, że jestem w innym świecie. Piękny dziedziniec, tarasy, tarasiki, wspaniała bujna roślinność. Posiłki Alberto przygotowywał iście po królewsku, wspaniała zastawa…wszystko tak eleganckie…że my uciekaliśmy na ulicę. Haha…po prostu uwielbiamy asymilację z miejscowymi.

Kilka zdjęć miasta…

IMG_1985

IMG_1982

IMG_1981

IMG_1974

IMG_1971

IMG_1970

IMG_1966

IMG_1957

IMG_1944

IMG_1931

IMG_1915

IMG_1911

IMG_1910

IMG_1905

IMG_1902


IMG_2013Na śniadania chodziliśmy do miejscowych okienek. Jakież pyszne kupowaliśmy gorące bułeczki z mięsem za 7 CUP i od razu kawa, czarna jak smoła. A jak się ludzie radowali gdy stawaliśmy z nimi pod okienkiem i z apetytem zajadaliśmy się świeżutkim jedzeniem.

IMG_2028

A pewnego ranka trafiliśmy po węchu do piekarni…kobieta za ladą odbierała kartki (Pamiętacie? Pamiętamy!) i na ich podstawie wydawała chleby i bułki. Miałam w ręku 4 CUP i poprosiłam o 4 bulki – przez chwilę się wahała po czym wyjęła mi z ręki 1 CUP – 15 groszy i wręczyła 4 buły. O kartki nie prosiła. IMG_2026
W ciągu dnia uzależniliśmy się od pizzy z pieca. Ceny od 6 do 10 CUP, a w okienku naprzeciwko soki naturalne po 10 CUP. Najtaniej na świecie, swojsko, smakowicie
Kolacje jadamy w jednych z wielu restauracji. Króluje langusta. Junior uwielbia …Ta pyszność kosztuje 8 CUC .

Tutaj też jak w wielu miejscach turystycznych pracują tzw naganiacze restauracyjni – Trafiamy w ten sposób do knajpy z muzyką na żywo – La Rosa na lewo od katedry. Co ciekawe w restauracjach można się targować. Warto też wyjątkowo korzystać z pakietów kolacyjnych. Zestaw z przystawką, sałatkami, daniem głównym i napojami kosztował ok 10 CUC…ale cóż to był za zestaw:
Najpierw wjechała przystawka z tuńczyka, sałatki 4 rodzaje, surówki wreszcie mojito i soki naturalne, a na koniec langusta, w tym jedna motylowa…fantazja.

IMG_2064

IMG_2065


Poza jedzeniem z lokalnymi warto odejść też od ścisłego centrum, pooglądać jak bawią się dzieci, jak puszczają ze sznurka bączki i uczą tego Juniora. A wieczorami przed Domem Kultury kłębią się – bo zawsze coś się dzieje, a to dyskoteka lub film, albo przedstawienie teatralne. Łezka w oku się kręci…

IMG_2047

IMG_2045

IMG_2036


Znowu nas ciągnie na schody…Na schodach się tańczy, siedząc pije Mojito z plastikowych kubków i canchánchare. To kolejny drink z historią – mieszanka dwóch trzecich rumu aguardiente z jedną trzecią świeżego soku z cytryny. Trunek wywodzi się ze wschodniej części wyspy, z okresu walki o niepodległość podczas Wielkiej Wojny (1868-1878) i Małej Wojny (1879-1880). Rebelianci, afro-kubańczycy gasili nim pragnienie, rozgrzewali się w zimne ranki w górach i uspokajali rannych towarzyszy. Cudowna sprawa – jeden drink a tyle dobrego. Ugasi pragnienie, uspokoi i rozgrzeje. Ambrozja.
W Trinidadzie w barze „La Canchanchara” drink podawany jest w glinianych kubkach i być może dziś, jest to jedyne miejsce na Kubie, gdzie te napoje są tak serwowane.
Tu na schodach drinki są w plastikowych kubkach i mam nadzieję, że nie wielokrotnego użytku.
Współczesny przepis na conchanchara:
1 część miodu,
1 część soku z cytryny,
3 części rumu aguardiente de cana,
2 części wody,
60 gr pokruszonego lodu.

Na schody wracaliśmy wielokrotnie i nie tylko wieczorem. Pewnego dnia zastukaliśmy do okienka z naszym ulubionym napojem. Po dłuższej chwili oczekiwania otworzył nam staruszek.
– Quiero comprar un mojito – chcę kupić mojito – o, to mi wychodzi po hiszpańsku świetnie
– no, sólo en la noche. Hijo en el trabajo – no cóż teraz domyślam się że tylko wieczorem bo interesem zajmuje się syn. Syna brak – syn w pracy
– donde estas? – często nas o to pytają, z dużą ciekawością i z jeszcze większą gdy okazuje się, że nie jesteśmy z Kanady
– soy Polaco
– oooo!!! John Paul II – wyraźnie uradowany pan wciąga nas do skromnego pomieszczenia, ściskając i całując. Otwiera kolejne drzwi a tam wielki plakat naszego najsławniejszego rodaka z jego pielgrzymki po Kubie.

IMG_1995

Staruszek powolnymi ruchami przemieszcza się po izbie, podchodzi do stolika na którym stoi kilka szklanek, wyciąga z lodówki plastikową butelkę z czymś…nie wiadomo z czym bo rzecz zdecydowanie nie oryginalnie zamknięta…i drżącymi ze starości rękami nalewa napój do 4 szklanek. Z radością w oczach podaje nam płyn i wznosi toast.
Pić? Czy nie pić? Oto jest pytanie. Co na to bezpieczeństwo zdrowotne żywności? Spoglądamy po sobie, Junior pyta po polsku – czy może pić. Wakacje mamy, gościnność trzeba uszanować, dla staruszka to ważne a my…a my chyba zyskujemy przekonanie, że tutaj nic nam nie grozi. Pijemy! Swojska lemoniada jak kiedyś u nas…smak już niemal zapomniany. Oczywiście dla Juniora dziwny. No tak nie przypomina Coca-coli.
Staruszek chyba nie chce nas tak szybko wypuścić, ale i nam się nie spieszy. Dla niego nasza obecność była wydarzeniem, ale i dla nas to spotkanie było równie miłe. Nie trzeba nam biegać od zabytku do zabytku by uznać wyjazd za udany…czasami warto się zatrzymać, porozmawiać z innymi na ile język pozwala. Ludzie są ważniejsi. To ludzie tworzą zabytki, którym potem poświęcamy tyle uwagi. Słuchaliśmy więc tego co mówił ten starszy człowiek, a Junior tłumaczył. Temat najbardziej radujący staruszka to nasz Papież. Podczas wizyty w Trinidadzie Papież podobno zapukał do niego i poprosił o możliwość skorzystania z toalety. Byliśmy więc w domu w którym załatwiał swoje potrzeby Papież? To wersja staruszka, a jak znam latynoską fantazję…to mogło tak być i równie dobrze nie. Osobiście nie znalazłam wzmianki o wizycie Papieża w Trinidadzie, ale cóż może był przejazdem…
Trinidad wciąga. Bez dwóch zdań nie jest przereklamowany. Jest uroczy, sielski, kolorowy


Casa, która wybraliśmy jeszcze w Polsce była doskonała. Pod każdym względem.  Pokoje, w których mieszkaliśmy były czyste tak jak sami kubańczycy i choć skromne to bardzo zadbane. W łazienkach nie brakowało kosmetyków miniaturowych. Widniały na nich loga znanych sieci hoteli, więc mogę sobie wyobrazić sposób ich dostarczania. Wszędzie był też papier toaletowy – a tyle się słyszy, że to towar deficytowy na Kubie. Pewnie tak jest, ale tak jak już pisałam właściciele cas chociaż płacą ogromne daniny w zamian za możliwość prowadzenia takiej działalności, mają też przywileje jakich nie mają inni mieszkańcy Kuby – jednym z nich jest dostęp do podstawowych dla turysty produktów, a tym samym dla siebie. IMG_1898

IMG_1897

IMG_1896

IMG_1893

No w tej bluzce długo nie pochodziłam – dziwnie na mnie spoglądali. I kto by pomyślałl, ze za rok sami takie będą zakładać;) Kuba się zmiania. Warto zdążyć przed Nową Kubą.

komentarzy 37

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *