PROWADŹ MNIE ULICO, PROWADŹŻE ZA RĘKĘ – YAZD
Opisać Yazd jednym zdaniem? To proste! Ulice, uliczki i uliczunie….kręte, ukryte i wąziutkie, zaczarowane i pochowane, kryjące tajemnice i dające obietnice, zaskakujące i wciągające…i dalej i dalej idziesz i iść nie umiesz przestać, bo każda przecznica to kolejna tajemnica…Yazd wciąga. Pod jedynym warunkiem – że zrobisz szybko tzw must see i odłożysz je na bok.
Gdy dotarliśmy do Yazd- zegarki wskazywały 4 rano. Nie mogliśmy o tej nieprzyzwoitej porze kupić biletu na autobus do Tehearanu, więc od razu z prywatnym taksówkarzem pojechaliśmy szukać lokum. Oczywiście dobrego. Wysadził nas przed hotelem Ali Baba. Po dłuższym pukaniu do drzwi udało nam się obudzić recepcjonistę. Pora sprzyjała negocjacjom – facet by zaspany i marzył zapewne o powrocie w objęcia Morfeusza. Szybko zbiliśmy cenę do 25$. Hotel rewelacja- z otwartym patio, po środku którego był mały zbiornik wodny, a wokół leżanki i kanapy. Wszędzie zieleń. W hotelu naprawdę można było wypocząć. Herbata dostępna niczym w all, czyli non – stop. Od tego zaczęliśmy. Od herbaty i rozmowy z poznaną Iranką – dziewczyna mówiła bardzo dobrze po angielsku i pomogła nam porozumieć się z taksówkarzem na temat wycieczki po okolicy. Chcieliśmy jeszcze tego dnia wyruszyć, po kilku godzinach odpoczynku. Wreszcie ktoś mówiący po angielsku. I to kobieta – młoda, ładna, otwarta, sama jeżdżąca po Iranie by zwiedzać i poznawać swój duży kraj. Kobiety w tym kraju robiły na mnie dużo lepsze wrażenie.
Miasto położone jest na styku Wielkiej Pustyni Słonej i Pustyni Lota. Należy do najbardziej suchych zamieszkanych rejonów kraju, ze średnią roczną sumą opadów 60 mm i amplitudą temperatur sięgającą od około 0 st. C w styczniu do blisko 40 st. C w lipcu. Skąpe opady i brak naturalnych cieków wodnych zmusiły mieszkańców do pozyskiwania wody z pobliskich gór za pomocą rozbudowanego systemu podziemnych kanałów. W mieście znajduje się Muzeum Wody, całkowicie poświęcone temu tematowi. Domy budowane są z gliny zmieszanej z sianem co gwarantuje naturalna klimatyzację – gdy jest gorąco są chłodne, gdy zimno na zewnątrz – trzymają temperaturę w środku. Ot taki termos
Po kilku godzinach snu …może dwóch – wstajemy gotowi na przygodę. W planach całodniowa wycieczka dookoła Yazd – 6 godzin na swobodne zwiedzanie we własnym tempie: Maybode, Czak Czak i Kharang. Wycieczka kosztowała nas 120 zł za 2 osoby. Sprawdzaliśmy później w agencjach i takiej ceny nie uzyskalibyśmy, tym bardziej, że taka forma była bardzo indywidualna i dostosowana do naszych potrzeb. Spędzaliśmy w tych miejscach tyle czasu ile chcieliśmy i zwiedzaliśmy w swoim tempie. A to dla mnie ważniejsze niż cena.
Zaczynamy od Kharang. Ale …po drodze kupmy pomarańcze…owoce tutaj smakują inaczej. A te aż się proszą…wysypując się z wozu…
Miejsca piękne i na pewno warte zobaczenia. Przy Czak Czak dostaliśmy naturalnego zawrotu głowy i to nie jest przenośnia. Wszystko co oglądaliśmy było piękne. W drogę 😆
kocham drogi..są nie tylko piękne, ale zawsze gdzieś prowadzą…są po coś. Ta też była. Była po to by mi zawrócić w głowie.
i już widać…już się wyłania…schowana w górach świątynia ognia.
Podczas inwazji Arabów w 637 roku, Sasanidzka księżniczka wraz ze swoim dworem uciekała przed pościgiem wrażych wojsk, ucieczka szła jej całkiem nieźle, do czasu, kiedy dotarła w okolice Czak Czak, tu na drodze stanęła góra. Księżniczka wspinała się przed ścigającymi ją, ale nie mogła znaleźć przejścia na drugą stronę. Nie chcąc wpaść w ręce wrogów… zniknęła. Nikt nigdy nie znalazł jej ciała, a prześladowcy natknęli się tylko na źródełko. Czak Czak znaczy dokładnie tyle co „Kap, Kap”
Skąd ta świątynia i dlaczego czci się ogień w kraju islamskim?
Zaratusztrianizm wywodzi się z pierwotnych wierzeń ludów indoeuropejskich, żyjących na terenach obecnego północnego Iranu. Muzułmanie nazywają jej wyznawców czcicielami ognia. Zaratusztrianizm był religią państwową w istniejącym na terenie współczesnego Iranu i Iraku imperium Sasanidów. Wywarł on wyraźny wpływ na judaizm, a poprzez niego także na chrześcijaństwo oraz islam, i według części religioznawców istnieją poważne przesłanki do twierdzenia, że takie podstawowe zasady tych religii jak Sąd Ostateczny, wędrówka duszy po śmierci do piekła lub nieba, wiara w istnienie diabła i nadejście mesjasza powstały pod silnym oddziaływaniem zaratusztrianizmu. Upadek tej religii wiąże się z ekspansją islamu, na który po podboju arabskim przeszła większość Irańczyków. W samym Iranie pozostało obecnie ok. 40 000 zaratusztrian, cieszących się statusem konstytucyjnej mniejszości, w praktyce administracyjnej jednak często dyskryminowanych.
Jedziemy do Meybod. Oglądamy bardzo ciekawa fortecę. Ale najlepsze zdjęcie Wojtek robi przez dziurę w męskim WC haha…cóż czasami warto wstąpić do toalety.
na koniec nieco toalety
To co jednak na pewno trzeba zobaczyć to Wieża Gołębi. Okazuje się, że w czasach kiedy jeszcze nie było nawozów sztucznych, do użyźniania gleby używano naturalnych składników, którym były w tym przypadku ptasie odchody. Z wieży zaprojektowanej dla około 4 tysięcy ptaków, raz na jakiś czas wybierano „urobek” i następnie wywożono go na pola. W półkach pomieszkiwały również węże. Chodząc dyskretnie sprawdzałam, czy lokatorzy na pewno już opuścili swoje „domy”
Wieża była dla nas zaskoczeniem i przyznam, ze bardzo nam się podobała.
Po powrocie uznaliśmy, że warto się poszwendać, zgubić…i trafiliśmy do ciekawej herbaciarni i z gorącym chlebkiem z podpłomyków, a tuż obok była przepiękna BRAMA. Wyglądała jak wejście do meczetu, a okazała się bramą niemal do niebios bo jedzenie które tam można było kupić było przesmaczne.
a powyżej fabryka cukru:) poniżej Oto On – główny bohater – Cukier- gości w Iranie wszędzie i zawsze – pod najpiękniejszą postacią.
no i napar Bogów czyli Ambrozja herbatą zwana
Zwiedziliśmy również Meczet Piątkowy – nie można było nie zobaczyć najsławniejszego w mieście meczetu, tym bardziej, że mieszkaliśmy tuż przy nim. Bilety uprawniały nas do wejścia również wieczorem. Tym razem robienie zdjęć wymagało od nas nie lada cierpliwości. Na zrobienie zdjęć, tak jak chcieliśmy czekaliśmy ponad godzinę. Tłok był ogromny. W końcu udało się uzyskać oczekiwany efekt.
Zacznijmy od dziennych zdjęć, bo i tym razem mieliśmy zgodę na kilkukrotne wejścia, z czego bardzo chętnie korzystaliśmy.
Pierwszy meczet w tym miejscu powstał w XII w., ale to co widzimy obecnie jest w dużej mierze efektem wielkiej przebudowy w latach 1325-1334. Górujące nad świątynią minarety są najwyższymi w Iranie. Ale to nie one decydują o jej wielkiej wartości. Zdaniem specjalistów świątynia ma najwspanialsza dekorację z ceramicznych płytek spośród wszystkich budowli powstałych za panowania Ilchanidów (1256-1335). Wiele części meczetu uchodzi za jedne z najpiękniejszych na świecie w swojej klasie.
i te nocne nasze wyczekane…
Chcieliśmy jeszcze pogubić się w ciasnych uliczkach i trafiliśmy na kolejnych Polaków. Fajna para, która od Gruzji i Armenii przez Iran zaczęła podróż dookoła świata. Uśmialiśmy się, pogadaliśmy i poszliśmy do uroczej knajpki, której dach oferował bezpłatną scenerię nocnego Yazd. A wszystko to przy muzyce na żywo, wydobywającej się z instrumentów nikomu z nas nie znanych.
Ostatni dzień w Yazd był leniwy, a jednocześnie uroczy. Pokonaliśmy kilometry na nogach, spacerując, odkrywając uliczki, zaułki, dachy ze scenerią, hotele z klimatem i oczywiście sklepy z pysznościami, w których najedliśmy się do syta, częstowani przez Irańczyków. Krawiec zaprosiła nas na herbatę, opowiadając łamanym angielskim jak brał udział w rewolucji. Pokazywał zdjęcia. Uczył mnie szyć na maszynie. Miła pani zabrała nas na słodkości, a piekarze na chleb. Nie sposób odmówić. To znaczy jest sposób- po prostu odmówić, ale oni są tak zadowoleni mogąc coś od siebie dać i to naprawdę nie jest incydentalne – to powszechne zjawisko. Jak to jest? Im mniej człowiek ma tym bardziej cieszy go możliwość dzielenia się. Tacy właśnie są zwykli, napotykani w Iranie ludzie.
naprawiłam buty u pana w zbitej z czegoś budce, w której się mieścił i on cały i jego wszystkie sprzęty i akcesoria.
A wieczorem obserwowaliśmy kulinarne zmagania. Początkowo myśleliśmy, że to jakaś impreza. Okazało się, że to piątkowe karmienie wszystkich ludzi z inicjatywy bogatych – ja chce podatki w takiej formie!!! Chcę mieć poczucie, że pomagam ciężko zarobionymi pieniędzmi!!! a nie że idą do wora zwanego …budżet – cokolwiek to znaczy, a znaczy cokolwiek.
A wyglądało to imponująco, i nawet pomogliśmy, w końcu gotowanie to nasza pasja.
Spacerując ulicami miasta docieraliśmy do bardzo ładnych miejsc…ta noc była magiczna
Nasz hotel jest prze…przecudowny. Siadamy w patio pełnym drzew, pijamy nieograniczone ilości doskonałej herbaty…jest cicho, ciepło…błogo. Tak butikowego hotelu nie pamiętam. Jak mi tu dobrze.
I gdy nadszedł ten czas, kiedy musieliśmy opuścić miasto…było nam trochę żal, ale jak zawsze myśleliśmy o przyszłości, o tym co nas ciekawego znowu czeka…co nas zaskoczy…czy w ogóle nas coś zaskoczy…w końcu kolejne miejsce to Teheran. A przecież stolice nakazują omijać….Czy napewno? Już wkrótce kolejny post, a w nim obalimy kilka mitów.