JIUFEN – GORĄCZKA ZŁOTA
Z samego południa szybką koleją, docieramy do stolicy. Pierwotnie mieliśmy wynająć auto i samodzielnie zwiedzać różne miejsca, pięknie zapowiadającej się północy. Jednym z naszych celów było miasto Jiufen. Z auta nic niestety nie wyszło, ale nie zniechęciło nas to i dzięki naprawdę rozbudowanej sieci komunikacji dotarliśmy wszędzie tam gdzie sobie zamarzyliśmy. No to Ready Stady GO!
Do Jiufen docieramy uberem. Nasz hotel jest uroczy, kameralny, elegancki z przepysznym śniadaniem serwowanym w eleganckiej restauracji.
Nie chcą tracić czasu postanowiliśmy zorganizować sobie wycieczkę do wodospadów.
Przy naszym hotelu są przystanki autobusowe. Nie dojedzie się nim do samego wodospadu, czeka nas jeszcze spacer. Gdy już znajdziemy się na miejscu naszym oczom ukarze się Golden Waterfall. Ładnie wygląda, ale musze przyznać, ze otoczenie jest nieco rozczarowujące.
Wodospad spływa do Morza Yin-Yang, a ze względu na kolor wody od dawna zakładano, że jest ona zanieczyszczona. Jednak niedawno odkryto, że kolor wody jest zjawiskiem naturalnym. Gleba i spływająca woda zawierają wiele minerałów, w tym siarkę, arsen i rudę miedzi, które nadają wodzie jej złoty kolor.
Skały w wodospadzie z czasem nabrały żółtego koloru ze względu na poziom arsenu i innych minerałów w wodzie.
W pobliżu Złotego Wodospadu znajduje się stara fabryka złota, której początki sięgają czasów japońskiej okupacji Tajwanu. To właśnie obecność tej fabryki i skala wydobycia w tym rejonie sprawiły, że ludzie uważali, że kolor wodospadu jest wynikiem zanieczyszczenia spowodowanego tymi działaniami.
Okolica też jest warta uwagi
Ciekawy był nasz powrót – stopem. Wreszcie! Na Tajwanie nie jest to takie oczywiste. Ludzie są cudni i bardzo pomocni, ale nie we wszystkim. Nie znają takiego zjawiska jak podwiezienie.
Zatrzymały się jednak fajne młode dziewczyny – do tej pory sprzeczamy się czy aby nie były to Chinki. Śmiejąc się i gadając dotarliśmy do hotelu.
Obok naszego hotelu znajduje się świątynia Xiahai City Gold Temple.
Świątynia ta jest miejscem, które trzeba odwiedzić w Jiufen. Są w niej piękne rzeźby i spokojna atmosfera do składania życzeń związanych z bogactwem, karierą i zdrowiem. Jako jedna z głównych świątyń w okolicy, służy ochronie mieszkańców. Oszałamiająca architektura świątyni i nocne oświetlenie sprawiają, że jest to czarujący widok. Odwiedzający mogą również podziwiać malownicze widoki z ulicy, która jest całkiem dobrym punktem widokowym.
Jest strzelista, duża i pięknie wkomponowana w otoczenie.
Czas na sławne miasteczko, na herbatkę, na uliczki i smakołyki.
Jiufen to małe miasteczko na północy – Mekka dla japońskich, chińskich i tajwańskich turystów, ale nie tylko – miasto jest coraz częściej odwiedzane – na pewno przyciąga do niego zarówno niekwestionowany urok jak i ciekawa historia.
Pierwotnie miasteczko było zamieszkałe przez zaledwie dziewięć rodzin – skąd zresztą wzięła się nazwa, Jiufen oznacza bowiem dziewięć części.
Początkowo było takim samym miasteczkiem jak dziesiątki innych górskich osad. Jak zwykle karty rozdał przypadek. W XIX wieku na Tajwan dotarła gorączka złota, a Jiufen i okoliczne wsie prawie z dnia na dzień stały się ważnym ośrodkiem górniczym. Górniczy szał zbiegł się w czasie z japońską kolonizacją wyspy, co przyspieszyło industrializację regionu. Jiufen z sennej wioski przekształciło się szybko w pełne życia miasteczko. Jednak era złota nie trwała wiecznie. Wraz z upadkiem japońskiej dominacji, skończyła się też gorączka, a przemysł wydobywczy stopniowo zaczął się kurczyć – zamknięto kopalnię złota i Jiufen znowu wróciło do statusu małego, niczym nie wyróżniającego się miasteczka. Dopiero rozwój turystyki sprawił, że rozkwitło ze zdwojoną mocą.
I takie właśnie Jiufen poznaliśmy podczas naszego pobytu.
Najczęściej wpada się tutaj w ramach 1 dniowej wycieczki z Tajpei – a to błąd. Klimatu to my tak nie poczujemy. W to miasto trzeba wsiąknąć.
Potem było już tylko miasto i Old Street ze słynną herbaciarnią. Chodząc po uliczkach można oszaleć – są takie piękne, wąskie, z mnóstwem lampionów. Wszędzie jest mnóstwo pysznego jedzenia, którym częstują za darmo w ramach poznania i zasmakowania. To dobry pomysł, bo chociaż mamy tych krajów na swojej liście to kuchnia Tajwanu była dla nas wyzwaniem.
To miasto to magia. Nie wiem czy Lukang czy Jiufen wygrywa…Oba są tak piękne, że grzechem zaniechania jest nie odwiedzenie ich
Kolejny dzień zaczynamy od Shifen Waterfall – Jest to najszerszy wodospad na Tajwanie, największy wodospad na Tajwanie pod względem objętości wody i najbardziej znany i odwiedzany wodospad w kraju.
Docieramy do niego taksówką za 1600 NT czyli niecałe 200 zł ale to nie był jedyny punkt programu. – o czym za chwilę.
Chociaż wodospad Shifen stanowi jedynie ułamek wielkości wodospadu Niagara w Ameryce Północnej, często porównuje się go do tego drugiego, ponieważ oba są wodospadami typu Curtain and Ledge . Shifen wygląda podobnie, tylko na znacznie mniejszą skalę.
Kierowca podwiózł nas na parking, a z niego już tylko 15 minutowy spacer wzdłuż rzeki, z ładnymi widokami – dzielił nas od samego wodospadu.
Miejsce jest naprawdę urocze, ale z tego też powodu trzeba się liczyć z wieloma turystami.
Jedna z platform widokowych znajduje się tuż przy wodospadzie, tylko trochę wyżej od niego.
Stamtąd schody i ścieżki prowadzą do kilku innych platform naprzeciwko wodospadu. Niektóre są niżej, więc będziesz prawie bezpośrednio zwrócony w stronę wodospadu. Są najlepsze, jeśli chcesz uzyskać bezpośrednie ujęcie całego wodospadu.
Wracając zatrzymaliśmy się na jedzenie – budek jest mnóstwo, a dochodzące z nich zapachy kuszą.
Wodospad zrobił na nas wrażenie, szczególnie z drona Antkiem zwanym.
Tak jak pisaliśmy – to nie było jedyne miejsce za taką kasę, którą zapłaciliśmy taksówkarzowi. Otóż nie tylko na nas czekał, ale i zawiózł do iście spektakularnego – Geoparku Yehliu. Kierowca podwiózł nas w pobliże wejścia do parku, i od razu podbiegła do nas kobieta z pobliskiej restauracji z owocami morza. Szybkie negocjacje – w zamian za pozostawienie i popilnowanie bagaży umówiliśmy się na jedzenie.
Geopark Yehliu to znany cud geologiczny, słynie z urzekających formacji skalnych, które przez miliony lat były kształtowane przez siły natury.
Od samego początku towarzyszą nam bajkowe krajobrazy – formacje skalne przypominające smardze ale i inne kształty. Każda z nich pobudza wyobraźnię.
Grzybowe Skały – Te formacje skalne przypominają grzyby swoimi charakterystycznymi kształtami przypominającymi czapki. Erozja zniszczyła bardziej miękkie warstwy skał, pozostawiając bardziej odporne górne części, tworząc wygląd przypominający grzyby.
Geopark Yehliu położony jest wzdłuż pięknego i nierównego wybrzeża północnego krańca Tajwanu. W parku znajdują się różnego rodzaju obiekty geologiczne, z których najsłynniejszą jest skała „Głowa Królowej”, która przypomina profil głowy królowej i jest uważana za charakterystyczny punkt orientacyjny parku. Inne godne uwagi formacje to „Wróżkowy But”, „Imbir Skały” i „Candle Rocks” i wiele innych.
Głowa Królowej – to najbardziej znana i kultowa formacja skalna w Geoparku Yehliu. Przypomina profil głowy królowej, ma smukłą szyję i wyraźne rysy twarzy. Erozja i wietrzenie nadały tej skale niepowtarzalny kształt i stała się ona symbolem parku.
Są tu też inne opisane formacje
Skały Świecowe (蠟燭石): Candle Rocks to wysokie, cienkie kolumny skał, które wyglądają jak świece. Są kolejnym przykładem kolumnowych formacji bazaltu powstałych w wyniku ochłodzenia się lawy i jej pęknięcia w sześciokątne kształty.
Świece Morskie (海蠟燭): Są podobne do Candle Rocks, ale są krótsze i bardziej przysadziste. Wyglądają, jakby były kiedyś świecami, ale częściowo się stopiły, co nadaje im niepowtarzalny i ciekawy wygląd.
Skały ula (蜂巢石): Skały Beehive przypominają skupisko uli ułożonych jeden na drugim. Formacje te powstają w wyniku procesów erozji i wietrzenia działających na różne warstwy skał.
Głowa Smoka (龍頭): Ta formacja skalna przypomina głowę smoka wynurzającego się z morza. Jest to masywny i imponujący obiekt geologiczny, który dodaje uroku parkowi.
Skała Rozwodu (離婚石): Skała Rozwodu to intrygująca formacja, w której dwie skały wydają się być w trakcie oddzielania się. Jest to wynikiem erozji różnicowej, w której bardziej miękkie skały pomiędzy nimi ulegają erozji szybciej niż otaczająca skała.
Każda z formacji pobudza wyobraźnię, coś przypomina.
Wróciliśmy do restauracji na przepyszne krewetki i omlet z ostrygami, z którego słynie Tajwan. Jedzenie tutaj coraz bardziej nas oczarowuje.
Najedzeni złapaliśmy taxi i udaliśmy się do kolejnego naszego hotelu – tym razem będziemy mieszkać przy plaży Jinsham Beach. Sam hotel ma baseny wypełnione naturalnymi gorącymi źródłami – z tego też Tajwan słynie.
I kilka widoków.
Hotel tym razem był nowoczesny. Ładnie wygląda wieczorową porą.
Baseny z gorącymi źródłami są też w samym mieście.
Miasteczko w ogóle jest urocze – odkryliśmy tam fajne miejsca i oczywiście knajpki.
Nasz czas w Jiufen dobiegał końca. Uczciliśmy jeszcze jedzeniem o dziwo w McDonaldzie. Każdy kraj na świecie w którym jest ta sieciówka – ma swoje specjały. Tutaj wersja made in Tajwan