SUN MOON LAKE – CHILL WŚRÓD NATURY
Jezioro Sun Moon jest największym zbiornikiem wodnym na Tajwanie, położonym w hrabstwie Nantou. Jego krystalicznie czyste, błękitne wody są otoczone kaskadowymi, mglistymi górami, bambusami, wysokimi pagodami i bujnymi lasami. Nazwa pochodzi od unikalnej topografii; wschodnia strona jeziora wygląda jak słońce, a zachodnia jak księżyc. Oprócz cieszenia się naturalnym pięknem jeziora Sun Moon, jest tu wiele do odkrycia i to w różny sposób.
To tutaj przybywają mieszkańcy na weekend i w czasie świąt, to tutaj można odpocząć od miejskiego zgiełku nie rezygnując całkowicie z dobrodziejstw użytecznej cywilizacji. Tutaj są najstarsze herbaciarnie, równie piękne i ważne jak w pozostałych częściach Tajwanu – świątynie.
Świadomie przeznaczyliśmy na pobyt tutaj trzy noce, by swobodnie cieszyć się okolicą, ale przyznam, że z powodzeniem zagospodarowała bym jeszcze dwie, gdyby nie ograniczony czas. No cóż – wydawało nam się, że 16 dni na Tajwan to dość sporo. Nic bardziej błędnego. Trzy tygodnie to optymalny czas.
Jak dotrzeć do Sun Moon Lake
Obojętne czy jedziemy tutaj z Taipej, czy z Kaohsiung, czy tak jak my z Lukang – zawsze trafia się do hubu przesiadkowego jakim jest Taichung. W znanym nam już budynku szybkich kolei HSR, na samym parterze znajduje się przystanek autobusowy ( to z niego odjeżdżaliśmy do Lukang ). Autobusy do Sun Moon Lake odjeżdżają często i oczywiście są punktualne. Trzeba się kierować do wyjścia numer 5 na dworcu. Zaraz przy wyjściu, po prawej znajduje się kasa z biletami – wsiadacie w autobus 6670
W centrum Sun Moon jest jeden główny przystanek i tam właśnie wysiadamy. Mamy tak fajny hotel, że sam właściciel po nas przyjeżdża, a na koniec pobytu odwozi nas z powrotem. Miło i wygodnie.
Hotel jest kameralny z bajecznym widokiem na samo jezioro, z dobrymi śniadaniami i… najbardziej oryginalną wanną w jakiej się kąpaliśmy – wyłożoną naturalnymi kamieniami i idealnie wyprofilowaną.
Dookoła jeziora
Zaczęliśmy oczywiście od rekonesansu okolicy. W sąsiednim hotelu była wypożyczalnia rowerów, co ciekawe – darmowa. Bez zastanowienia wybraliśmy dwa i ruszyliśmy dookoła jeziora. Najpierw w stronę miasta, a potem w drugą. Trzeba przyznać, że rozwiązania dla rowerów są tutaj świetne. Jazda brzegiem jeziora po specjalnie przygotowanych kładkach i alejach to sama przyjemność, o widokach nawet nie wspominając. Od pierwszych chwil czujemy radość i błogość. Wyjazd tutaj to świetna decyzja.
Docieramy do miasteczka by zorientować się gdzie można następnego dnia wypożyczyć skuter. Oczywiście nie ma z tym najmniejszego problemu. Cena też przystępna – ok 50 zł za cały dzień. Umawiamy się z panem na poniższym zdjęciu i szukamy jedzenia.
Niestety jedzeniowo nie trafiamy najlepiej – nie do końca nasze kubki smakowe są usatysfakcjonowane. Jemy jakiś makaron i bambusy ale zupa do nas o dziwo – bo uwielbiamy zupy w Azji – nie przemawia wcale.
Od tej pory jadamy nie w lokalach ale w knajpkach znowu rodzinnych, na tzw. Ceratkach. Właściciele się cieszą, że do nich wracamy, a my cieszymy się z pysznych dań, rodzinnej atmosfery i cen – dokładnie w tej kolejności.
Wracając do hotelu odkrywamy inne oblicze jeziora.
Wszędzie jest mnóstwo zieleni.
Longfeng Temple
Kolejny dzień i kolejne atrakcje. Tym razem będzie nie rekonensansowo lecz intensywnie. Rowerami dojeżdżamy do wypożyczalni skuterów. Zostawiamy je pod opieką właściciela i przesiadamy się nasz nowy wehikuł.
Najpierw jedziemy do najbliższej świątyni – Longfeng Temple – jest to Taoistyczna świątynia, która początkowo była wybudowana w Shuishe, jednakże z powodu budowy elektrowni wodnej w 1934 roku została przeniesiona. Modlitwy wznosi się tutaj głównie za miłość kochających się par, które zawiążą węzeł małżeński i będą żyć długo i szczęśliwie. Świątynia jest piękna. Kameralna ale urocza.
Zapraszamy do wnętrza, które jak przystało na Tajwan jest niezwykle bogate i niezmiennie robi na nas wrażenie.
Rozciąga się stąd piękny widok na jezioro oraz wyspę Lalu.
Hugosum Tea
Zgodnie z założonym planem jedziemy podziwiać okolicę, a jest co. Ta kraina słynie z pięknych pomników przyrody i z najstarszych i najbardziej znanych na Tajwanie herbaciarni. A, że my herbatę ubóstwiamy to są to dla nas obowiązkowe punkty trasy.
Widoki po drodze są obłędne. Uwielbiamy palmy, a tyle gajów ile widzieliśmy tutaj – robi wrażenie.
Pierwszą z nich jest malowniczo położona Hugosum Tea specjalizująca się w produkcji herbaty Yuchi. założona została w 2005 roku przez Shi Zhuhua, córkę Shi Chaoxinga, 92-letniego mistrza herbaty. Yuchi Township specjalizuje się w czarnej herbacie. Okręg Yuchi stał się obszarem klęski żywiołowej po trzęsieniu ziemi, ale pocieszenie było takie, że doprowadziło to do powrotu młodzieży do rodzinnego miasta. W tych okolicznościach Shi Zhuhua wróciła do swojego rodzinnego miasta i postanowiła założyć Las Hugosom.
Na miejscu jest świetnie zaopatrzony sklep, a wokół mnóstwo palm.
Metody uprawy są przyjazne dla środowiska, nie stosuje się pestycydów, odchwaszczanie odbywa się ręcznie, stosuje się wyłącznie nawozy organiczne, liście są zbierane ręcznie, każdy kawałek ma jeden rdzeń i dwa liście, a każda partia czarnej herbaty zostanie wysłana do kontroli uzyskania raportu SGS, który gwarantuje jakość i bezpieczeństwo, a także przedstawienia historii produkcji i sprzedaży, umożliwiającej konsumentom poznanie źródła pochodzenia herbaty.
Czarna herbata produkowana przez Hugosum Tea Garden przy użyciu japońskiej technologii parzenia herbaty może być przygotowywana na różne sposoby, w zależności od jej odmiany. Oczywiście zamówiliśmy degustacje kilku herbat. Do tego dostaliśmy pyszne jedzonko. Można tu skosztować muffinów z czarnej herbaty, ciastek baskijskich, suszonego tofu i ciasteczek z kocim pazurem czarnej herbaty. To co nas naprawdę zaskoczyło to sposób zaparzania. Tutaj widać cały proces.
Poszliśmy na spacer, na pola herbaciane. Przepiękne miejsce, dodatkowo w sąsiedztwie znajduje się kilka zabytkowych zabudowań dodających uroku.
Widoki z góry czyli z ujęć Antka dają wyobrażenie o całej mieścinie.
Antique Assam Tea Farm
Antique Assam Tea Farm – to druga odwiedzona przez nas herbaciarnia, która okazała się nadal funkcjonującą fabryką, do której swobodnie mogliśmy wejść, z radością zapraszani przez pracowników. To najstarsza herbaciarnia na Tajwanie.
Herbata Assam została po raz pierwszy wprowadzona na Tajwan w okresie kolonialnym Japonii, a Yuchi Township produkowało wówczas jedne z najlepszych czarnych herbat. Jej jakość była tak wysoko ceniona, że wyeksportowano ponad 7000 ton czarnej herbaty. Yuchi Township zostało zatem uznane za „miasto rodzinne czarnej herbaty”.
W 2003 roku Sun Moon Lake Antique Assam Tea Farm popadła w tarapaty i musiała zostać zamknięta. Jednak pięciu pracowników postanowiło zostać i od tego czasu starają się przywrócić świetność plantacji herbaty. Dzięki ich nieustającym wysiłkom tradycyjna fabryka herbaty została pomyślnie przekształcona w fabrykę turystyczną wypełnioną wartościami edukacyjnymi i kulturowymi, pozwalając odwiedzającym podróżować tunelem czasu i cofać się w czasie, aby ponownie odwiedzić świetność Sun Moon Lake Antique Assam Tea Farm.
Herbatę uwielbiamy, mieliśmy tutaj absolutne eldorado degustacyjne, ale warto też zwrócić uwagę na to co wokół.
Region traktuje herbatę bardzo poważnie, a dedykowane centrum badań i rozwoju herbaty wspiera naukowców i lokalnych plantatorów herbaty w badaniach, eksperymentach i ulepszaniu plantacji herbaty.
Czas jechać dalej – przed nami piękne świątynie i wspaniałe jedzenie.
Wenwu Temple
Świątynia jest bardzo duża, wspinamy się po jej tarasach i stopniowo wchodząc do ośrodka odkrywamy, że jest ona coraz bardziej potężna i że de facto nie widać jej końca. Każde piętro skrywa skarby, każdy poziom jest jeszcze piękniejszy od poprzedniego. Docieramy na sam jej szczyt, ale właściwie z każdego poziomu można cieszyć się wspaniałymi widokami na jezioro. Sama świątynia przypomina „Cebulę” – jest warstwowa.
Przed świątynią znajdują się chińskie lwy stróżujące, jeden samiec i jedna samica. W świątyniach Wen Wu w Chinach kontynentalnych nie znaleziono lwów
Oczywiście są tu i takie cuda – mix architektoniczny.
Historia
Wcześniej na wybrzeżu jeziora Sun Moon znajdowały się dwie świątynie. W 1919 roku japoński rząd kolonialny zbudował tamę w celu wytwarzania energii wodnej , co spowodowało podniesienie się poziomu wody w jeziorze. Obie świątynie zostały następnie zburzone i skonsolidowane w obecnym miejscu świątyni w 1938 r.
Po tym, jak Japończycy przekazali Tajwan Republice Chińskiej w 1945 roku, rząd zainwestował w rozwój turystyki wokół jeziora. Świątynię Wen Wu odbudowano ponownie w 1969 roku, zwiększając jej rozmiary i budując ją w stylu chińskiego pałacu.
Oczywiście wnętrza zachwycają. Nie mogę się nadziwić temu pięknu.
Świątynia składa się z trzech sal. Pierwsza sala, znajdująca się na drugim piętrze holu frontowego, to świątynia poświęcona Pierwszemu Przodkowi Kaiji i Bogu Literatury. Centralna sala poświęcona jest Lordowi Guanowi, Bogu Walki i innemu Bogu Walki, Lordowi Yue . Tylna sala poświęcona jest Konfucjuszowi. Tajwańczycy uwielbiają Konfucjusza.
I znowu przechodzimy wyżej i wyżej…do kolejnych pawilonów.
Wejście do Świątyni jest darmowe. Przeznaczcie na nią sporo czasu.
Jedziemy na obiad – tym razem przepyszny.
Posag 9 żab
Kolejne miejsce po drodze to te urocze Żaby, które donoszą o tym jaki jest poziom wody. W trakcie naszej wizyty było widać 1,5 co znaczy, że stan wody był dosyć wysoki. Musimy zatem uwierzyć na słowo, że żab jest 9. Zejście do żab z głównej drogi zajmuje około 10 minut w jedną stronę, i po drodze jest uroczo, malowniczo, zielono. Ten kolor nie dziwi bo na Tajwanie właściwie w każdym miesiącu pada. Jak widać na załączonych zdjęciach.
Pagoda Ci-En Sun Moon Lake
Pogoda splatała nam figla. Dojechaliśmy na parking, z którego idzie się do Pagody. Czeka nas krótka wspinaczka po schodach (ok. 700 metrów), na której szczycie skąpany we mgle wyłania się jeden z najwyższych budynków (46 metrów) w okolicy jeziora. Jest to stosunkowo nowa budowla, dlatego, że powstała w 1971 roku.
Prezydent Czang Kaj-szek zdecydował się zbudować pagodę jako pamiątkę swojej zmarłej matki Wang Caiyu. Podczas budowy materiały trzeba było sprowadzać przez jezioro Sun Moon i w górę.
Architektura
Ośmioboczna pagoda została zbudowana w tradycyjnym chińskim stylu architektonicznym na szczycie góry Shabalan o wysokości 954 metrów. Wysokość pagody wynosi 46 metrów (151 stóp), co składa się łącznie z 12 pięter. Dolne 3 piętra pomalowano na biało, a górne 9 pięter pomalowano na złoto-czerwono.
Po chwili mgła opadła i ukazała się ONA – piękna, smukła, strzelista.
Chyba nas natchnęła bo właśnie tutaj podjęliśmy doskonałą jak okazało decyzję o wycieczce do tęczowego mostu zawieszonego w górach z widokiem na wodospady.
Shuanglong – tęczowy most
Niby tylko 20 kilometrów, ale trasa była dość wymagająca, a deszcz od czasu do czasu przypominał o sobie.
Zaparkowaliśmy koło stoiska starszej pani i z buta, szybkim krokiem zaczęliśmy pokonywać trasę do mostu. Dotarliśmy dwie minuty przed zamknięciem, bileterka nie chciała nas wpuścić, twierdząc, że już za późno. Ubłagaliśmy ją i uległa. Uf! Nie wiem co bym zrobiła…tyle czasu jechaliśmy, czasami w deszczu i wszystko to po to by wrócić bez osiągnięcia celu? Na szczęście Tajwańczycy są ludźmi empatycznymi i w takich sytuacjach bywają pomocni.
Hrabstwo Nantou, znane jako „Miasto Mostów Nieba”, ma tęczowy most wiszący Shuanglong o łącznej długości 342 metrów, sięgający do 110 metrów głębokości. Jest to wysokość 30-piętrowego budynku, co zyskało mu reputację najpiękniejszego, najdłuższego, najgłębszego i najbardziej ekscytującego mostu wiszącego na Tajwanie. Zawieszony na stromych klifach stromej skały krajobraz jest wspaniały i urzekający.
Most jest rzeczywiście piękny. Chodzenie po nim wcale nie jest ekstremalne. Jest solidnie usztywniony. Widoki są bardzo ładne. Z oddali widać wodospady. Można oczywiście do nich dojść – o ile nie przyjeżdża się na ostatnią chwilę tak jak my.
Wycieczka była fantastyczna. Po drodze mogliśmy pooglądać małe wioski zamieszkiwane przez Aborygenów.
To był ostatni punkt programu na motorku tego dnia. Ale nie oznacza to, że dzień się dla nas kończył. Podskoczyliśmy do przystani by zorientować się jak najfajniej zorganizować jutrzejszą wycieczkę – a apetyty z dnia na dzień mieliśmy coraz większe. Oczywiście zajrzeliśmy też do naszej ulubionej knajpki, w której witali nas już jak stałych bywalców. I tak zakończyliśmy kolejny wspaniały dzień w Sun Moon Lake.
Pływamy i fruwamy
Kolejny dzień przywitał nas piękną pogodą. Tego nam było trzeba – słońca. Plan był bardzo zgrabny. Z przystani Shuishe Pier chcieliśmy popłynąć w kilka miejsc wokół jeziora. Można to zrobić kupując tak jak my bilet na promy, których zasada działania jest jak autobusów hip and hop. Wygląda to tak, że najpierw płyniemy do pierwszego miejsca, wysiadamy, spędzamy tyle czasu ile chcemy i wracamy na prom – najczęściej już inny. Pływają do godziny 17,00 więc cały dzień można spędzić kręcąc się po okolicy jeziora. i zachwycać się okolicą, z różnych perspektyw.
Tradycyjnie już odstawiliśmy rowery przy kasie biletowej i pełni entuzjazmu wsiedliśmy na prom.
Świątynia Xuanguang
Pierwszy przystanek to Świątynia Xuanguang, położona około 2,5 km od świątyni Xuanzang, Zbudowano ją około 1955 roku. Znajdują się tu relikwie buddyjskiego mnicha Xuanzanga. Xuanzang był słynnym mnichem buddyjskim z dynastii Tang.
Świątynia ta leży pomiędzy Jeziorami Słonecznymi i Jeziorami Księżycowymi. Wewnątrz znajduje się złoty bożek Mistrza Xuanzanga, nad którym widnieje napis „Wielki Uczony Narodowy”.
Nad wodą zbudowano nabrzeże, tyłem do gór. Zwiedzający mogą popłynąć łodzią do tego nabrzeża, skąd następnie mogą wejść po schodach i odwiedzić świątynię. I tak też zrobiliśmy. Samo dojście do niej było malownicze.
Ita Thao Pier Plaza
Płyniemy dalej… W oddali świątynia, wysepki…
Kolejny przystanek to miasteczko Aborygenów – Ita Thao Pier Plaza . Stąd idzie się do Cable Car. Zanim dojdziemy z przystani do kolejki – zwiedzamy miasteczko Ita. Dolna jego część przy przystani to ulice handlowe z licznymi jadłodajniami, sklepami. Szczególnie dużo jest sklepików w których oferowany wraz z degustacją jest trunek Aborygenów możliwy do kupienia tylko tutaj. Są to różne destylaty, o różnej mocy i smaku. Wybór ogromny.
Jedzenie jest jak na Azję przystało na każdym kroku i są to potrawy, które widzimy pierwszy raz na oczy i oczywiście pierwszy raz smakujemy.
Po zjedzeniu tego czegoś pysznego kierujemy się na prawo i powoli idziemy do Stacja kolejki – Sun Moon Cable Car i Ogród Botaniczny
Kolejka dowozi Was na szczyt góry, z której jest widok na całe jezioro. Piękna perspektywa, cudowne wrażenia. Pamiętajcie, ze kupując bilet macie dwie opcje: 1. Przejażdżka kolejką w obie strony lub w jedną i wówczas powrót lasami i górami lub 2. Kolejka i wejście do wioski Aborygenów będącej parkiem rozrywki. W przypadku zwiedzania z dziećmi zapewne ta druga opcja będzie bardziej atrakcyjną. My przyjechaliśmy tutaj dla samej kolejki i widoków na jezioro.
No to wsiadamy spragnieni widoków
Interesowało nas też samo miasteczko, więc wracaliśmy zupełnie inną drogą – nie szliśmy wzdłuż jeziora lecz skręciwszy w lewo wspięliśmy się w górę. Dotarliśmy do głównej ulicy, odkrywając świetną knajpę z totalnie lokalnym jedzeniem. No i tutaj właśnie kupiliśmy ichniejsze trunki.
Przeszliśmy i głównymi i zakamuflowanymi uliczkami. Dzień był zachwycający. Po powrocie do naszej przystani pojechaliśmy na wieczorny spacer brzegiem jeziora – pewni, że choć kolejne wspaniałe miejsca przed nami to za Sun Moon Lake będziemy tęsknić
komentarzy 7
Unikalny Bazarek
Przepiękne miejsce. Uwielbiam kuchnię azjatycką, idealnie trafia w moje kubki smakowe.
Ania
Nie wiedziałam, że Tajwan słynie z uprawy herbaty, chętnie spróbuję tajwańskie smaki.
Cztery Fajery - blog kulinarny z prostymi przepisami
Czytając Twój post czułam się, jakbym tam była. Opisujesz to miejsce z taką pasją i detalem, że aż nabrałam ochoty na małą ucieczkę od codzienności. Dziękuję za tę inspirującą, chociaż tylko wirtualną, podróż 🙂
Edyta
Bardzo dziękujemy. Cieszę się, że udało mi się przenieść cię w ten świat:)
Anszpi
Wspaniała wyprawa, tyle pięknych miejsc i rzeczy spotkaliście na swojej drodze. Jest czego pozazdrościć 🙂
Wędrówki po kuchni
Dzięki Tobie odbyłam wspaniałą, wirualną podróż. Bardzo dziękuję
Anna
Na Tajwan warto wracać. Za kazdym razem oferuje coś nowego. No i ma pyszną herbatę.