Afryka,  Mauritius,  Podróże

KOLOROWY MAURITIUS

Kolejny dzień, kolejne przygody. Mauritius coraz bardziej nas wciąga, coraz bardziej nam się podoba. Każdy dzień był piękny, odwiedzane miejsca coraz bardziej zachwycające.

Nadszedł czas na kolejne parki, na herbaciarnie, na świątynie i na obserwacje życia.

La Vallée Des Couleurs Nature Park

Najpierw zdecydowaliśmy się na wizytę w Parku – La Vallée Des Couleurs Nature Park  –  znajduje się on w południowo-zachodniej części Mauritiusa, w samym sercu hojnej przyrody, między Parkiem Narodowym Black River Gorges , plantacjami herbaty Bois Chéri, Domaine des 7 couleurs de Chamarel i południowym wybrzeżem wyspy. Park składa się z kilku atrakcji przyrodniczych. Tutaj też jest kolorowa ziemia i uwaga –  ziemia 23 kolorów. Jest zatem ich więcej niż na znanej wszystkim Ziemi 7 kolorów, a o dziwo to miejsce jest rzadziej odwiedzane. A szkoda bo jest tu chyba jeszcze ładniej. Przypuszczam, że wynika to z tego, że w internecie ten park jest opisany jako park rozrywki. No i to trochę tak jest bo można tu pojeździć na buggy, na quadach, nawet na rowerze w koronach drzew. Jest tu też kilkanaście tras zip line.  Ale przede wszystkim jest tu piękna roślinność I wodospady – Cascade Vacoas I Cascade Chamouzé. I to z tego powodu tutaj przyjechaliśmy.

Początkowo mielismy pomysł by wybrać opcję zwiedzania terenowym autem, jednak czas oczekiwania byłby dłuższy niż dwie godziny – więc odpuściliśmy. I na całe szczęście. Bo po pierwsze park wcale nie jest jakiś wielki, a po drugie nie zobaczylibyśmy tego jego piękna, które już po drodze do kolorowej ziemi i do wodospadów nas urzekło. Poza tym te terenówki tylko przeszkadzają.

Wodospady może nas nie powaliły ale pobyt ogólnie bardzo przypadł nam do gustu.


Tookay Temple

Kolejnym miejscem do którego chcieliśmy pojechać była świątynia – Tookay Temple.

Znajduje się ona w wiosce Camp Diable i jest uznawana za  jedną z najpiękniejszych świątyń na wyspie.

Legenda głosi, że w XIX wieku, kiedy w tym miejscu usuwano wszystkie kamienie pod plantację trzciny cukrowej, jeden konkretny kamień okazał się niemożliwy do podniesienia, a nawet złamania, mimo że właściciel próbował różnych metod. Miejscowi zaczęli wtedy uważać skałę za świętą i czcić ją. Niektórzy twierdzą, że skała była posągiem Ammy Tookay. Następnie wokół tej skały zbudowano świątynię Tookay.

Wysoka na kilka metrów świątynia Tookay z imponującymi rzeźbami w żywych kolorach jest ulubionym miejscem zarówno turystów, jak i mieszkańców. . Już samo wykończenie i elewacja budynku robi ogromne wrażenie za sprawą różnorodności barw. Kolorowe ornamenty, kolumny i malunki można podziwiać także w środku.

Jadąc z Parku do świątyni mijamy monumentalną kolejną świątynię – Grand Bassin Temple. Południe wyspy jest zdecydowanie zdominowane przez hindusów, stąd jest tu wiele pięknych, kolorowych świątyń.


Bois Cheri

Ostatnim miejscem była fabryka herbaty – Bois Cheri. Pola herbaciane od zawsze mnie urzekały. Te tutaj są po prostu przepiękne.

Zaczęliśmy od muzeum herbaty, a tam podczas filmu mogliśmy dowiedzieć się jaka jest historia fabryki i proces wytwarzania herbaty.

Ta fabryka jest najstarszą na Mauritiusie – działa od 1872 r. Mauritius, zaraz po Sri Lance i Cejlonie, stanowi jedno z najpopularniejszych ośrodków zajmujących się uprawą herbaty. W muzeum można zapoznać się z całym procesem produkcji, zobaczyć, jak wyglądają maszyny biorące udział w przetwarzaniu zebranych liści.

Po zwiedzeniu muzeum skręcamy w lewo i naiwnie chcieliśmy na nogach dojść na degustacje herbat….Nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, że to jest tak daleko, więc na szczęście nasi kierowcy wrócili po samochody i dotarliśmy do celu.

A tam czekał już zastawiony stół – na nim kilkanaście rodzajów herbat, ciasteczka, a obok degustacja rumu. Wszystko było pyszne, a najlepsze z tego były powalające widoki.

Oczywiście musiałam pobiegać po polach herbacianych.

To był przepiękny akcent tej naszej wycieczki. Zdecydowanie warto tu przyjechać.


Kuchnia

Zanim wróciliśmy do hotelu, postanowiliśmy zahaczyć o miasteczko, zobaczyć drugą stronę zatoki Blue Bay i zjeść coś w polecanej restauracji.

Plaża szeroka, publiczna, a tu przecież trwa cały czas wspominane przeze mnie święto – można sobie wyobrazić co się działo! Tłumy mieszkańców, całe rodziny…miasto zmieniło się w jedną wielką fiestę, piknik. Ludzie porozstawiali stoły, krzesła, namioty, z lodówek wyjmowali jedzenie, napoje, rum i zabawa trwała w najlepsze do nocy albo i dłużej. Fajnie. Mogliśmy zobaczyć jak spędzają czas, jak się bawią.

Kulinarnie Mauritius jest równie ciekawy, co jego mieszkańcy. Wyspa jest tyglem kulturowym. Czym smakuje Mauritius? Mauritius smakuje całym światem.

Najpowszechniejsza jest kuchnia indyjska, więc curry spotkacie prawie wszędzie. Łatwo jest tu także o kuchnię chińską, ale jest mnóstwo owoców morza, a jeśli ktoś chce zjeść po prostu kurczaka lub wołowinę to też będzie usatysfakcjonowany.

Kolacja też była wyborna. Niestety knajpki nie polecę z powodu obsługi…zakręconej totalnie. Kelnerka pokręciła wszystkie zamówienia i w efekcie na jedzenie czekaliśmy 1,5 h. Uratował nas mój francuski. I smaki potraw – szczególnie wyjątkowa była wołowina na gorącym półmisku.


Wiem, że się powtarzam, ale różnorodność tej niewielkiej wyspy zachwyca. Znajdziecie tu kojący spokój, wszystkie odcienie błękitu i zieleni, cudownych ludzi i pyszne, niedrogie  jedzenie.

komentarzy 7

Skomentuj Karolina/Nasze Bąbelkowo Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *