Ameryka,  Meksyk,  Podróże

MEXICO CITY – 5 RAZY NAJ

Mexico City to istny tygiel. Miasto ogromne, najbardziej zaludnione w Ameryce Północnej, z największą ilością muzeów na świecie. Stolica Meksyku jest zarówno najstarszą stolicą w obu Amerykach, jak i jedną z dwóch założonych przez rdzennych mieszkańców. Może się poszczycić największą zabytkową świątynią Ameryki Łacińskiej i jednym z trzech największych placów świata.


Byliśmy bardzo ciekawi miasta. Tyle się nasłuchaliśmy i naczytaliśmy o tym miejscu, że nie mogąc się go doczekać – jeszcze późną wieczorową porą wybraliśmy się by podziwiać pięknie oświetlone budynki.

Od razu dostrzegamy Palacio de Bellas Artes (Pałac Sztuk Pięknych ), który jest ważnym ośrodkiem kulturalnym. Odbywają się w nim różne, liczne i bardzo ważne wydarzenia w muzyce, tańcu, teatrze, operze i literaturze. Organizowane są największe wystawy malarstwa, rzeźby i fotografii. W związku z tym Palacio de Bellas Artes został nazwany „Katedrą Sztuki w Meksyku”.

Zewnętrzna część budynku to przede wszystkim secesja i neoklasycyzm , a wnętrze to przede wszystkim Art Deco. Budynek jest najbardziej znany z malowideł ściennych autorstwa Diego Rivery. Tego budynku nie da się nie zauważyć. W ciągu dnia prezentuje się tak:

Zachwycać się można niezliczoną ilością posągów i rzeźb.

Kolejne budowle, które oglądamy zachwycają nas swoimi fasadami, bogatą sztukaterią. Jednym z takich obiektów jest Casa de los Azulejos lub „ Dom z płytek” – to XVIII-wieczny barokowy pałac, zbudowany przez hrabiego rodziny Valle de Orizaba. Budynek wyróżnia się fasadą, która z trzech stron pokryta jest niebiesko-białą płytką ze stanu Puebla.

Ciekawostka:

Istnieją dwa sprzeczne wyjaśnienia, w jaki sposób ten budynek uzyskał swój obecny wygląd:

  • Pierwsza wersja – hrabina Del Valle de Orizaba, która mieszkała w Puebla, postanowiła po śmierci męża wrócić do stolicy i przebudowała dom z płytek Puebla w 1737 roku, aby pokazać ogromne bogactwo rodziny.
  • Druga wersja jest bardziej kolorowa i opowiada o synu, którego styl życia sprawił, że jego ojciec stwierdził, że jeśli nie zmieni swojego postępowania, „nigdy nie zbuduje swojego domu z płytek”. co oznaczało, że nigdy do niczego nie dojdzie. W akcie buntu młody człowiek kazał położyć kafelki, gdy odziedziczył dom.

Palace of Iturbide to duża rezydencja pałacowa położona w historycznym centrum miasta. Pałac został zbudowany przez hrabiego San Mateo Valparaíso jako prezent ślubny dla jego córki. Zyskał nazwę „Pałac Iturbide” , ponieważ mieszkał tam Agustín de Iturbide i przyjął w tym pałacu koronę Pierwszego Cesarstwa Meksykańskiego (jako Agustin I). Dziś w odrestaurowanym budynku mieści się Fomento Cultural Banamex i możemy podziwiać przepiękne przedmioty i dzieła sztuki.

Uwaga! Jeśli czytacie ten wpis przed odwiedzeniem Meksyku – koniecznie wejdźcie do środka. Czy będziecie sami czy z wycieczką – wiem, wiem…że przewodnicy pogonią was po mieście ale to miejsce jest obowiązkowe.

Podczas gdy nasi współtowarzysze śpią…lub zwyczajnie odpoczywają – my przechadzamy się ulicami tego miasta. Mamy świadomość, że jest tak wielkie, tak pełne ciekawych miejsc, że nie mam opcji by nam się udało zobaczyć choć 1/10 podczas objazdu. Niestety. Bo warto pobyć tutaj dłużej.

Oto dostojna Świątynia San Felipe Neri „La Profesa” Piękna budowla i w dzień i nocą.

Ulice Mexico City

Katedra nocą …no nie wiem czy nie piękniej się prezentuje. W stolicy trudno o słoneczną pogodę, która wydobyłaby piękno za dnia. Możecie porównać. Osobiście cieszę się, że widziałam ten monument o różnych porach.

A przed Katedrą zawsze spotkacie kataryniarzy…

Ta najbardziej rozpoznawalna budowla stolicy – największa zabytkowa świątynia Ameryki Łacińskiej, czyli Catedral Metropolitana. Budowana w ciągu trzech stuleci katedra zawiera w swojej architekturze elementy renesansu, baroku i neoklasycyzmu. Do budowy kościoła wykorzystano kamień ze zburzonych indiańskich piramid-świątyń.

Faktycznie jest przepiękna.  Stojąc przed katedrą, można w pełni dostrzec jej ogrom. Nawet zdjęcia szerokokątnym trudno zrobić. Witają nas dwie wysokie na 55 metrów wieże. Po wejściu do środka obserwować można grę świateł i cieni.

Jej serce zajmuje wykonany w stylu churrigueresco Ołtarz Przebaczenia.

Z powstaniem ołtarza wiąże się pewna legenda:

Artysta imieniem Simonie Pereyns, który namalował wiele obrazów, które oglądać można w katedrze, został oskarżony o bluźnierstwo. Zamknięto go zatem w więzieniu. Przebywając w celi, poprosił o farby i płótno. Namalował obraz Matki Boskiej, a piękno dzieła sprawiło, że sędziowie uznali, że człowiek, który tworzy takie wizerunki Maryi, nie może być bluźniercą i został uwolniony. Obecnie obraz ten zajmuje centrum ołtarza i dowodzi, że w istocie artysta był wybitny.

Skoro już przy ołtarzu jesteśmy, to nie można nie wspomnieć o innym ważnym elemencie, który go tworzy. Jest nim Senor del Veneo, czyli Chrystus Trucizny. Tu znów nie mogłoby się obyć bez legendy:

Rzeźba ukrzyżowanego Chrystusa nazwę wzięła stąd, że pewien grzesznik postanowił uśmiercić swojego spowiednika,, gdyż obawiał się, że poznawszy jego grzechy, nie zachowa tajemnicy dla siebie. Grzesznik wiedział, że spowiednik codziennie przed udaniem się do konfesjonału całuje stopy rzeźby przedstawiającej Chrystusa. Postanowił więc uśmiercić go w ten sposób, że posmarował stopy Chrystusa trucizną. Gdy spowiednik chciał pocałować stopy, nagle te poczerniały i zdziwiony duchowny nie ucałował ich, ratując w ten sposób swoje życie.

Obecnie katedra z jednej strony olśniewa zwiedzających, a z drugiej przysparza niesamowicie wiele problemów włodarzom miasta. Różnica w wysokości między ścianami świątyni to prawie półtora metra (wynik osadzania się gruntu). Meksykanie dzielnie walczą każdego dnia o to, aby ta największa na zachodniej półkuli katedra metropolitalna przetrwała kolejne lata.

Na poniższych zdjęciach widać rzeczywiste, aktualne odchylenie.


Templo Mayor, Huēy Teōcalli – w bezpośrednim sąsiedztwie Katedry znajduje się najważniejsza budowla sakralna Azteków, budowana etapami w XIV w. i XV w. Znajdowała się w centrum azteckiej stolicy Tenochtitlán (jej ruiny znajdują się do dziś w mieście Meksyk) i miała kształt piramidy schodkowej z dwiema świątyniami na szczycie.

Hiszpanie po zdobyciu miasta w 1521 roku prawie całkowicie ją zniszczyli jako symbol pogańskiego kultu.

Podczas świąt azteckich w Templo Mayor składano bowiem krwawe ofiary z ludzi w celu przebłagania bogów i zapewnienia pomyślności społeczeństwu Azteków. Kapłani wycinali ofiarom serca, skrapiali posągi bogów krwią i wrzucali serce do kamiennej misy z kanalikami odprowadzającymi krew. Ciało wyrzucano na schody świątyni.


To nie wszystko co ma Meksyk – Stolica do zaoferowania. Zerkaliśmy wszędzie mając niestety poczucie braku czasu. Oto ciekawy…z niebanalnym wejściem kościółek – Church of San Francisco.


Plac Zócalo. To główny plac stolicy i zarazem jeden z największych placów na świecie (jego powierzchnia wynosi aż 46800 m²!). Pod względem powierzchni ustępuje on jedynie Placowi Czerwonemu w Moskwie i Tian’anmen w Pekinie.

Jego historia również jest bardzo długa i sięga czasów prekolumbijskich. W czasach azteckich Zócalo było głównym „rynkiem” w ówczesnej stolicy Tenochtitlán. Wokół placu wznosiły się domy najbogatszych i najbardziej znamienitych mieszkańców miasta. Znajdował się tu pałac Montezumy oraz świątynie, w których oddawano cześć najważniejszym bogom azteckiego panteonu.

Wschodnią pierzeję Zócalo zajmuje natomiast Palacio Nacional – Pałac Narodowy, który powstał na miejscu zburzonej rezydencji azteckiego władcy Montezumy.

Spędziliśmy tu trochę czasu zachwycając się iluminacją nocną. A w dzień – no też fajnie, ale czy kiedyś świeci tu słońce? Bardzo mi go brakowało. Miejsce samo w sobie jest przepiękne. Nie spodziewałam się, ze aż tak mi się spodoba sławetna stolica. Sławetna – bo na ogół czytałam o kradzieżach, niebezpieczeństwie czychającym z za rogu – może faktycznie bywaliśmy w miejscach turystycznych i bezpiecznych. Pewnie tak. Niemniej podobało mi się i to bardzo. Idziemy na plac.

Zocalo nocą

I nie mogłam się oprzeć…zwyczajnie musiałam dodać wariatów 😉

Odczuwam straszny niedosyt tym miastem – to takie liźnięcie – wielki żal, że tak go mało, tak krótko i tak po łebkach – to jeszcze raz utwierdza mnie w przekonaniu, że gdy sama sobie jestem sobie sterem i okrętem w podróżach – mam więcej.


Na szczęście były też okolice samej metropolii.

Stadion Azteków

Estadio Azteca to największy stadion piłkarski w Ameryce Łacińskiej i jeden z największych na świecie stadionów w ogóle. Może on jednorazowo pomieścić ponad 100 000 widzów, co czyni go najbardziej pojemnym obiektem tego typu na świecie. Stadion wyróżnia również nietypowe położenie – na terenie dawnego wulkanu Chitle, na wysokości ponad 2200 metrów nad poziomem morza. Wybudowano go specjalnie na Letnie Igrzyska Olimpijskie 1968 roku.


Niewiele osób wie, że Mexico City jest prawdziwym rekordzistą pod względem ilości muzeów w jednym mieście – wyprzedza w tych kategoriach nawet takie mekki miłośników historii sztuki jak Nowy Jork czy Paryż.

Narodowe Muzeum Antropologiczne. To najważniejsze muzeum w Meksyku i zarazem jedno z najważniejszych muzeów świata poświęconych takiej tematyce. Bogata historia różnorodnych kultur Mezoameryki została tu zamknięta w jednym budynku. Już sama jego konstrukcja robi wrażenie. Jest ogromne – można je zwiedzać cały dzień – jeśli ktoś ma siłę i pasję w sobie. Jest to bryła bardzo nowoczesna, podzielona na poszczególne okresy. Znajduje się w niej mnóstwo bezcennych dzieł sztuki i pamiątek po przodkach. Zwiedza się i wewnątrz i jest kameralne miejsce na zewnątrz. Czy mnie urzekło? Z pewnością kilkanaście eksponatów, ale też i zmęczyło. Jest to ogrom.

Muzeum jest bardzo interesująco zaprojektowane. Eksponaty przedstawiające dawny Meksyk w pigułce i są zgromadzone w przestronnych, nowoczesnych salach otwierających się na rozległe środkowe patio, wokół którego wyznaczono kierunek zwiedzania. Poruszając się w przeciwną stronę do ruchu wskazówek zegara, można się zapoznać z dziejami prekolumbijskich ludów zamieszkujących tereny obecnego Meksyku.

Dobrze było móc zwiedzać naprzemiennie – zewnątrz – wewnątrz – zobaczcie jak uroczo…

Wracamy do kolejnych pawilonów. A tam takie rzeczy… Pióropusz Montezumy. Zrobiony z około 500 ogonów samców Kwazali. Szok. Jak widać zielono – turkusowe, a najdłuższe mają 55 cm długości. Musiały pochodzić aż ze 150-160 ptaków. No i co mam napisać? Że piękny? No piękny, ale żeby poświęcić tyle ptaków? N ja wie, że oni nie tylko ptaki poświęcali…ale jakoś żałośnie się to ogląda.

Wojtek jako Montezuma? …no chyba bym nie chciała.

I nasz ulubiony kalendarz, dzięki któremu wiemy, że końca świata dziś nie będzie. Mam go domu i bardzo lubię na niego patrzeć. Znajduje się w Sala Mexica poświęconej sztuce i historii Azteków. Ten słynny monumentalny kamień słońca, czyli kalendarz aztecki, którego tarczę pokrywają reliefy o symbolicznym znaczeniu waży 24 tony i ma średnicę – prawie 4 m.


Jest to jedno z tych muzeów, w których nie da się obejrzeć wszystkiego.

Ale na obiadek zamówiliśmy coś przedniego – wychodząc z muzeum macie ciąg budek z przepysznym jedzeniem. Śmiało kupujcie. Nie tylko grosze kosztuje, ale wybornie smakuje. Jak cos dla ducha to i dla ciała. Wybraliśmy Zapoteca. Niebo w gębie – jak to mówią.


Xochimilco

Kolejna perełka w okolicy stolicy – Xochimilco – Nazywane „Wenecją Meksyku”– czy słusznie? Bo kanały? Wenecja jest tylko jedna i umówmy się, że ani Gandawa nie jest Wenecją północy, aniPetersburg nie jest Paryżem. Ale fakt – to jedna z kilku oryginalnych atrakcji Mexico City.

Malownicze pływające ogrody powstały już za czasów Azteków, którzy organizowali swoje uprawy na sztucznych wyspach przy brzegu jeziora. Na maleńkich poletkach oryginalnie uprawiano kukurydzę, fasolę czy pomidory. Jednak dzisiaj ich miejsce zajmują kwiaty ozdobne. TObecnie Xochimilco to nie tyle zagłębie uprawne, ale jeden z najpopularniejszych celów półdniowych wycieczek podczas pobytu w Mieście Meksyk – docieramy więc i my.

Kanały eksploruje się podczas rejsów tradycyjnymi, ukwieconymi łodziami trajineras. Zwiedzaniu towarzyszy tradycyjna uczta i muzyka mariachi, zamieniająca wycieczkę w prawdziwą pływającą fiestę, okraszoną lejącą się tequilą.

Do łodzi podpływają lokalni sprzedawcy, mający w ofercie różne specjały w tym kolby kukurydzy zrobionej w bardzo zaskakujący sposób – jest pokryta kokosem – czy nam smakowała? Nie… ale przynajmniej spróbowaliśmy.

Najbardziej intrygującą częścią Xochimilco jest niepokojąca Isla de las Muñecas, czyli Wyspa Lalek. To miejsce wypełnione mroczną historią i tajemniczą atmosferą. Rosnące na wyspie drzewa są obwieszone starymi, zniszczonymi lalkami, mającymi upamiętnić utopioną w kanale przed laty dziewczynkę. Zabawki mają uspokoić ducha dziecka, który podobno do dziś nawiedza wyspę. Ogrody Xochimilco są wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.

Impreza była niezwykle przyjemna – taka fajna odskocznia i odpoczynek przed lotem – końcówka zdjęć…

Dzisiejszy Meksyk ukształtowały nie tylko wierzenia Indian, ale również ostre miecze hiszpańskich konkwistadorów. Filozof Manuel Zamacona w powieści Carlosa Fuentesa Kraina najczystszego powietrza powiada: „Meksyku się nie opisuje – w Meksyk się wierzy, z namiętnością i pasją…”. 

My jesteśmy nim zachłyśnięci

komentarzy 9

Skomentuj Bielecki.es Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *