Europa,  Portugalia

KANAŁY AVEIRO I DOMKI COSTA NOVA

Aveiro – Wenecja Portugalii. Miasto kanałów, kolorowych łodzi Moliceiros, architektury Art Nouveau i ciasteczek Ovos Moles de Aveiro. Ma niewątpliwy urok i można powiedzieć, że było to najbardziej kolorowe miasto na całej naszej trasie. Dodatkową wisienką jest pobliska Costa Nova z niezwykłymi kolorowymi, pasiastymi  domkami.

Wysiadamy na zabytkowym dworcu, który sam w sobie jest atrakcją. Przed nami kawałek drogi, którą pokonujemy na nogach. Jest to jednak okazja by przejść się główną arterią miasta, przechodzącą płynnie w deptak, wiodący do samego serca Aveiro. Od razu nabieramy apetytu na zwiedzanie. Chcemy zobaczyć sławne kanały, secesyjną architekturę, popływać sławnymi łodziami…ale wszystko po kolei.

Zacznijmy od rekonesansu. Hotel jest w samym centrum więc wszędzie  jest blisko. To ważne. Dobra baza wypadowa daje czas i umożliwia sprawne przemieszczanie się.

Kilka słów o mieście. Czasami Aveiro jest nazywane “Wenecją Portugalii”, a to właśnie ze względu na kanały wodne, które je przecinają – po których można odbyć rejsy tradycyjnymi łodziami. Miasto jest przepiękne, barwne, niewątpliwie urocze, ale do włoskiej Wenecji mu jednak trochę brakuję. Nie szukamy jednak Wenecji poza Wenecją. Jest jedyna w swoim rodzaju i Aveiro też.

Od najdawniejszych czasów miasto było ważnym producentem soli, ze względu na znajdujące się w pobliżu saliny. Stanowiło ono również istotny ośrodek rybołówstwa oraz handlu, ze względu na swoje położenie przy ujściu rzeki Vouga (Rio Vouga). Wszystko jednak zmieniło się w XVI wieku, kiedy to na skutek sztormów oraz zmiany klimatu miasto zostało odcięte od oceanu – wytworzyła się wtedy Laguna Aveiro, a ludzie musieli poradzić sobie z kryzysem. Jak to zrobili? No właśnie rozwinięto produkcję soli w salinach, zaczęto uprawiać wodorosty, które stanowiły kiedyś ważny składnik nawozów. I wszystko to było przewożone  tymi pięknymi kolorowymi łodziami, które teraz przewożą turystów chcących oglądać miasto i kanały z innej perspektywy.

 

Taki rejs trwa 45 minut i kosztuje od 12-15 euro. Ceny można negocjować, ale delikatnie.

No to płyniemy

KANAŁY

 

Głównym kanałem jest Kanał Centralny (Canal Central), który wiedzie  przez samo centrum miasta, łącząc większość ciekawych miejsc. Jest on zakończony przez Kanał Cojo (Canal do Côjo). Kanał św. Rocha (Canal de São Roque) znajduje się w północno-wschodniej części miasteczka, w starej rybackiej dzielnicy Beira Mar. Znajdują się przy nim stare magazyny soli obecnie wykorzystane na restauracje i inne ciekawe przestrzenie. Warto zwrócić uwagę tutaj na Most Zakochanych, czyli Ponte de Carcavelos. Blisko niego znajduje się nasz  hotel. Ostatni kanał to Kanał Piramid (Canal das Pirâmides), który wziął swoją nazwę od piramid, które znaczą jego początek.

W XIX wieku powstały wspaniałe budowle w stylu secesyjnym, a które były budowane przez emigrantów portugalskich wracających z Brazylii – zachwycą one do dziś i są jedną z największych atrakcji miasta.

 

To tutaj mieliśmy kolejne uczty kulinarne. Zacznę od słodkości bo to jest to za czym niewątpliwie tęsknię. Polubiłam też wszystkie ciasteczka, A ciastkarnie to dzieła sztuki.

Czym są sławne , pochodzące stąd Ovos Moles? To deser, który składa się ze słodkiej masy wykonanej z żółtka i cukry, która jest zamknięte w formie w kształcie beczki, ryby lub owoców morza. Deser jest bardzo słodki. Ale są też znane w całej Portugalii Patas de Nata – te smakowały nam najbardziej.

Wieczorami zajadaliśmy się tripas z czekoladą i kokosem, ale to nie jedyna wersja  – opcji jest moc. Podstawowa wersja z cukrem pudrem – 1€, ta tutaj 2,3€ bo nie mogłam się oprzeć czekoladzie.

 

Warto zostać na noc. My uwielbiamy tak organizować pobyty by poczuć klimat. A kiedy się go odczuwa najbardziej? wieczorem!

Skoro nazwaliśmy się Smakowanie Świata, a jak wiadomo nazwa czasami zobowiązuje – tak więc nie mogliśmy nie spróbować najbardziej znanej kanapki w Portugalii – Francesinha – jest to kanapka, w której szynka przełożona jest boczkiem, kiełbasa – stekiem wołowym, a to wszystko oblane jest dodatkowo żółtym serem i zanurzone do połowy w piwnym sosie. Po przeczytaniu tego opisu większość ludzi powiedziałaby, że to lekka przesada. Ale nie dla Portugalczyków – oni do francesinha podają jeszcze frytki. 9E. Dla nas? Nawet na pół, dzieląc się nią, nie daliśmy jej rady. Wręcz przeciwnie ona dała radę nam. To był nasz pierwszy  i ostatni raz. Już wiem czego na pewno nie zjem będąc znowu w Portugalii.


Jedziemy do Costa Nova.

Przede wszystkim – jak się tam dostać z Aveiro? No rzecz jasna zawsze można taksówką, ale to nas nie bawi. Wybieramy autobus miejski i chociaż trochę więcej czasu nam to zabiera to my tak jednak wolimy. Zresztą nie wpadliśmy do Aveiro na chwilę, na dzień, lecz na kilka nocy i dni i to była świetna decyzja. Mogliśmy sobie pozwolić na niespieszenie się.

Między centrum miasta a Costa Nova kursuje regularne połączenie autobusowe. Przewoźnikiem jest firma Transdev: www.transdev.pt. Nawet nie trzeba sprawdzać rozkładu. Po prostu idźcie na przystanek. Jeśli nawet poczekacie chwilkę to w tak pięknym miejscu nie można się nudzić. Przystanek w Aveiro znajduje się obok targu staroci. A w Costa Nova zatrzymuje się w centrum – przy ładnym deptaku. Przy nim jest najwięcej pasiastych domków. Ale tutaj wam zdradzę, że najładniejsze domki są po drugiej stronie – tam gdzie plaże.

Domki Palheiros

Tym, co wyróżnia Costa Nova na mapie Portugalii i sprawia, że jest to tak charakterystyczne miejsce są właśnie te kolorowe domki pomalowane w pionowe pasy – czerwone, białe, żółte i zielone Powstawały one od XIX wieku, jako magazyny na sprzęt rybacki, a potem, jako domy dla rybaków. Budowano je na palach, aby zabezpieczyć je przed nawiewaniem piachu. Kolorowe domki w paski nazywane są palheiros. Dziś w niektórych mieszczą się kawiarnie, restauracje, a niektóre z nich są dalej zamieszkiwane lub zamienione na noclegi dla turystów.

 

My przyjechaliśmy tutaj właśnie dla tych domków, ale nie spodziewaliśmy się tak pięknych, szerokich plaż.


Aveiro…Costa Nova… – to naprawdę piękne miejsca. A teraz  wreszcie czas na ostatni punkt trasy – miejscowość nadmorską – Espinho. Znajduje się ona na słynnym portugalskim Costa Verde, około 15 km od Porto i około 50 km od Aveiro. Espinho otrzymało prawa miejskie w 1973 roku i jest jedną z najmniejszych gmin w Portugalii. Nazwa miasta oznacza kolec. Miejscowość jest kurortem położonym w strefie, gdzie zalegalizowany jest hazard. Ale nie po to tu jesteśmy.

Trafiliśmy do najfajniejszego hotelu. Tuż przy plaży. Ale nie uwierzycie…jeździliśmy pociągiem…w prostej linii w kółko…( co z fizycznego punktu widzenia jest nie możliwe ) i chyba w pewnym momencie bez ważnego biletu – ale do końca nie byliśmy pewni i chyba nadal tej pewności nie mamy. Ten system nas powalił.

Ale w końcu – jak zawsze dotarliśmy. Plaże są złote i szerokie.

I tak wyruszyliśmy by coś zwiedzić – jak to My

Tutaj się delektujemy – klimatem, plażą, „nicnierobieniem” i wybitnym jedzeniem. Wszędzie było smacznie na naszej trasie ( poza sławetną kanapką), ale tutaj zdecydowanie najsmaczniej. Mogliśmy spróbować kolejnych lokalnych dań, które nas oczarowały. Mam tutaj na myśli cudowne Acorda de marisco –  12,5€ i mnóstwo świeżych ryb.

Od dawna marzyliśmy o Portugali. Dzisiaj wiemy, że trzeba się spieszyć zwiedzać świat. Wszystko się zmienia. Nie odkładajcie niczego na później. Mamy jedno życie.

Było wspaniale. Program doskonały. Nic na siłę, chociaż dużo zobaczyliśmy. Nawet bardzo dużo. Ale o to w tym naszym podróżowaniu chodzi. Ta wyprawa sprawiła, że już mamy plany na resztę Portugali.

 

komentarzy 8

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *