Belgia,  Bruksela,  City Break,  Europa,  Podróże

BRUKSELA PACHNĄCA GOFRAMI

Bruksela – ojczyzna smerfów i komiksów, czekoladek, muli i piwa… Podczas spaceru wyczuwalna jest unosząca się w powietrzu słodycz. Tam wszystko pachnie czekoladą, a gofry smakują najlepiej. Zagubić się można w wąskich uliczkach, zachwycić kamienicami na Głównym Placu, odpocząć w jednym z zielonych parków miejskich i z dylematem pochylać się nad kartą piw.

To był wyjazd bardzo impulsywny – w czwartek kupiliśmy bilety, a w sobotę rano byliśmy na miejscu. Szybkie przygotowanie się w piątek: czytaliśmy co zwiedzić, zaznaczaliśmy na google maps, rezerwowaliśmy hotel. Wszystko sprytnie pospinaliśmy. Pakowanie trwało 10 minut. I już jedziemy z lotniska w Brukseli autobusem nr 12 do samego centrum. Ten wpis będzie spacerowy. Przedstawię Wam plan na spacery w ciągu trzech dni, pięknymi zakątkami stolicy Belgii. Nic nas nie goniło, dlatego wracaliśmy w niektóre miejsca nie raz, o różnych porach dnia i nocy. A na to pozwalało nam bardzo dobre położenie hotelu. Mieszkaliśmy w  Le Dome – 4* hotelu ze śniadaniem, który znajdował się pół minuty drogi od stacji metra Rogier.

SPACER PIERWSZY – Zaczęliśmy od zachodniej strony stolicy. I pierwszym miejscem wartym polecenia jest Kościół św Katarzyny  –  nazywany również Kościołem Odzyskanym. Dlaczego?  ponieważ był już przeznaczony na targ rybny, który miał się mieścić wewnątrz, jednak decyzję na szczęście zmieniono. Istniał w tym miejscu już na początku XIII wieku. Dokładnie w roku 1201 pojawiła się pierwsza wzmianka o istniejącej kaplicy św. Katarzyny, która była wybudowana, w stylu romańskim, naprzeciwko pierwszych wewnętrznych murów otaczających Brukselę. W jego miejsce wybudowano kościół gotycki, który został całkowicie przebudowany w 1629 roku. Ze starej świątyni zachowała się do dziś tylko  gotycka wieża. Wewnątrz kościoła można dziś podziwiać XV-wieczną figurkę Czarnej Madonny z Dzieciątkiem ( stoi na ołtarzu za szkłem). Posąg w czasie zamieszek, w 1744 roku,  protestanci wrzucili do rzeki Senne, na szczęście nie zatonął. Został wyłowiony i od tego czasu jest otoczony szczególnym kultem. Wśród wyposażenia wnętrza warto zwrócić uwagę na wykonaną w drewnie zabytkową ambonę i konfesjonał.

Naszą uwagę zwrócił duży stół na placu, zastanawialiśmy się czy to stół przy którym się biesiaduje czy głodnych karmi…nie wiem ale jest wart uwagi.

Kilkadziesiąt metrów za kościołem św. Katarzyny znajduje się Tour Noire. Czarna Wieża to fragment jednych z pierwszych murów obronnych miasta powstałych w XII wieku. Jest ona wkomponowana w otaczający ją nowoczesny hotel.

Tutaj też znajduje się wiele wystawionych stolików przy których stoją smakosze ryb, muli i innych owoców morza. Oczywiście zamówiliśmy wielki talerz i wino. Jedzenie świeże, dobre, tanie. Polecam. Taka domowa, rodzinna knajpka, w którą angażują się chyba wszyscy członkowie rodziny.

Powoli idziemy dalej – odkrywamy pierwsze murale. To niezwykłe dzieła sztuki ulicznej. W Brukseli jest ich bardzo wiele, a najwięcej tych o tematyce komiksowej, jednak pierwsze, które spotykamy przedstawiają Kubańczyków – dbałość o szczegóły niebywała.

Kolejnym miejscem w naszych planach była pierwsza z trzech znanych w Brukseli „figurek sikających” – sikający pies czyli Zinneke Pis. Figurka została stworzona w 1999 przez belgijskiego rzeźbiarza Toma Frantzena w duchu zwanze – unikalnej formy miejscowego humoru, charakteryzującego się absurdem oraz surrealizmem i mającego swe źródło w typowej dla Brukseli mieszance językowej. Zgodnie z zamysłem twórcy pies nie należący do konkretnej rasy symbolizuje wielokulturowość miasta. Znajdująca na Rue des Chartreux/Kartuizersstraat rzeźba jest zainspirowana figurkami Manneken Pis (symbolu miasta) i Jeanneke Pis. W odróżnieniu od nich nie jest elementem fontanny ani też nie jest okratowana.

Bardzo nam się podoba Notre Dame aux Riches Claires. Zwłaszcza jej monumentalna bryła. Kościół ten, jest  flamandzkim kościołem w stylu renesansowym zbudowanym w 1665 roku przez rzeźbiarza i architekta Malinois, Lucasa Faydherbe.

To nie jedyna Notre Dame tego dnia…Kolejny piękny kościół to Notre Dame de Bon Secours. Nad ołtarzem z białego marmuru znajduje się drewniana statua Matki Bożej z Bon Secours – pochodzi z XIV -tego  wieku.

Docieramy wreszcie do największego celebryty w całej chyba Belgii – do najczęściej fotografowanego chłopca – Manneken Pis. Dzisiaj był bardzo ładnie ubrany. Czasami jest nagi. Podobno jego szafa pęka w szwach. Wokół figurki zawsze kłębi się tłum. My trafiamy na jakiś wiec, happening…czy coś w tym stylu i Wojtek postanawia się przyłączyć.

Zupełnym przypadkiem trafiamy do uroczej knajpy, której wystrój jest tak nieoczywisty, że aż zadziwia. Chyba wszystko jest tam przez przypadek. Nieświadomi szczęścia, zajmujemy wolny stolik, szybko jednak okazuje się, że chętnych do tego by usiąść w tym lokalu jest więcej niż miejsc, chociaż do małych nie należy. Wojtek zamawia piwo – robi to oczywiście losowo – trudno tutaj nie dostać oczopląsów patrząc na kartę z tymi trunkami. Lokal jest ciekawy zarówno w środku jak i na zewnątrz. Kolorowe, wiszące rowery przykuwają uwagę. Lokal nazywa się Poechenellekelder, i nie jestem w stanie wymówić tej nazwy.

Zaczynamy dzisiaj spacer śladami komiksów. Murale przedstawiające postacie z komiksów są znakiem rozpoznawczym Brukseli. Ja się nimi zachwyciłam i nie jeden raz tutaj je pokażę. A dla zainteresowanych będzie też mapa.

Gdy zaczyna zmierzchać docieramy na plac, na którym śpiewa Jacques Brel. Czy jest ktoś kto nie kojarzy NE ME QUITTE PAS ?  To zapraszam tutaj – od razu się przypomni. A że ja jestem frankojęzyczna – to ta piosenka jest dla mnie kwintesencją krzyku o miłość

Nocą miasto jest jeszcze piękniejsze. Główny plac jest tak rozświetlony, że nie możemy oderwać wzroku od kamienic, a one tak ślicznie iluminują, że z każdym kolorem inny efekt. Ale dzisiaj tylko przystawka – chcemy więcej tego miejsca, więc wrócimy tutaj jutro….wrócimy tez kolejnego dnia, bo nie możemy się nasycić tymi budynkami, które dla mnie są wizytówką Brukseli.

Na sam koniec, zanim wrócimy do hotelu – idziemy do Manufactury. Dzieło sztuki samo w sobie. Wcale nie musiałabym przychodzić tutaj z powodu zakupów, chociaż ekspozycje i merchandising pierwsza klasa.

 


 

SPACER DRUGI – tego dnia podziwiamy Brukselę dość intensywnie. Najpierw jedziemy metrem do Atomium. Aby się tam dostać dojeżdżamy do stacji Haizel. Żałujemy tylko, że nie dopisuje pogoda, bo widoki byłyby jeszcze ciekawsze. Atomium jest rzeczywiście imponujące. Jeśli ktoś byłby zainteresowany kolejną atrakcją, po sąsiedzku, to tuż obok jest Europa w miniaturze.

Przeskakujemy do Pałacu Sprawiedliwości, ogromnego, imponującego budynku o oszałamiającej architekturze.

A w pobliżu był imponujący diabelski młyn. Nie jest to zwyczajny diabelski młyn. Zwróćcie uwagę na rzeźbę

Jesteśmy tam tylko chwilę bo chcemy tramwajem 97 lub 92 pojechać do Muzeum Horta. Czyżby to drugi Gaudi? Horta Museum jest poświęcone życiu i twórczości belgijskiego  architekta –  Victora Horta. Muzeum mieści się w dawnym domu i warsztacie Horty, Maison & Atelier Horta. Budynek jest bardzo ciekawy, ale chociaż obiecywałam sobie, że nie będę porównywała z moich ukochanym Gaudim…to nie mogłam się temu oprzeć…no niestety Mistrz jest tylko jeden. Najbardziej podobał nam się bidet ukryty w szafie i kaloryfer z grillem. Oczywiście przepiękne były efekty luster. Ogólnie ciekawa secesja.

Po zrobieniu tych wydawałoby się najodleglejszych punktów, mogliśmy pospacerować w kierunku Europarlamentu. Najpierw minęliśmy imponujący budynek – Instytut Europejski,

potem przeszliśmy do pięknego parku miejskiego – Park Leopold. Tutaj trochę odsapnęliśmy, bo tempo nasze jest jak zwykle dość intensywne.

Delikatnie się gubiąc trafiliśmy wreszcie do Parlamentu. Z widokiem na niego zjedliśmy mule, jak zawsze i wszędzie w Belgii – przepyszne. Pogoda nas dzisiaj nie rozpieszczała, więc knajpka była również dla nas schronieniem przed deszczem. Wracając do parlamentu…warto tu być – to ważne miejsce.

 

Czas na pozostałe atrakcje Brukseli. Czeka na nas najlepsze piwo w słynnej knajpce Delirium Cafe. Tuż obok niej mamy trzeci symbol – sikającą dziewczynkę – Jeanneke – Pis – to żeńska wersja Manneken Pis , najsłynniejszego posągu w Brukseli. Ta  dziewczynka z dwoma kucykami jest mniej znana niż jej starszy brat i jest o wiele bardziej nowoczesna i odważniejsza.

To miejsce to  istne zagłębie piwiarni. Zanim trafiliśmy do sławnej Delirium…byliśmy w kilku innych. Klimat niesamowity. Mnóstwo rozgadanych, śmiejących się, szczęśliwych ludzi.  Gwar, ścisk i zapach piwska.

W odwiedzonej przez nas Delirium Cafe naprawdę trudno o wolne miejsce. W tej knajpie znajduje się ponad 2000 rodzajów piw. Tym samym trafiła w 2004 roku do Księgi Rekordów Guinnessa.

I tego właśnie dnia uzależniłam się od belgijskich gofrów. Całkiem przepadłam. Niesamowite jest to, że jest ich tak duża ilość, tyle rodzajów, tak fantazyjne. Ktoś kto wymyśla te dodatki musi być niezwykle kreatywny.

Rozkosz nas wykończyła i w prznośni i dosłownie, a zatem postanowilismy odbyć długi spacer i podziwiać architekturę miasta. No właśnie – w tym miejscu nawet architektura jest pod dyktando piwa. Piwo rządzi.

Kierujemy się do Placu Głównego – można o nim napisać tak jak sie mówi o Rzymie. Gdzie prowadzą wszystkie drogi? Do Placu. Tym razem zostaliśmy na nim długo dłużej zachłystując się iluminacją.  Ktoś może powiedzieć, że to takie trochę kiczowate….no może …ale mnie oczarowało.

No nie mogłam sie zdecydować, które zdjęcie wybrać. Przecież wcale nie są takie same 😉

Co tam, że mi zimno – ale jak mi pięknie. A teraz uwaga: raz, dwa, trzy…


SPACER TRZECI –

Och cóż to był za dzień…Poza tym , że ostatni i to pełny smaków, obrazów to i poszukiwań butów. Ale to ostatnie będzie już moją tajemnicą. Dodam tylko, że nie o moje chodziło. Bo ja w ogóle nietypową kobietą jestem. Ale do rzeczy. Zaczynamy. Nie ma czasu bo wylot jeszcze dzisiaj, tylko na szczęście późnym wieczorem.

Zaczęliśmy od KOMIKSOWEJ BRUKSELI – to niebywałe zjawisko…mnóstwo fantastycznych murali, które dla mnie są niczym creme de la creme sztuki ulicznej. A te tutaj ? Przedstawiają moje dzieciństwo. Moje bajki. Moje komiksy, w których się zaczytywałam i wyszukiwałam ich w antykwariatach. Zobaczcie sami od czego zaczęliśmy. Delicja. Poezja. Asterix!

A potem cała galeria. Ale wiecie co było w tym najcudowniejsze? Szukanie. Jak my to nazywamy – szwendanie się po mieście w poszukiwaniu tego czegoś. A tym czymś były właśnie niesamowite murale komiksowe. Belgia to ojczyzna Smerfów. Czuła się jak w zabawie w podchody. Polecam każdemu kto ma tzw. „ dziecko w sobie ” lub jak kto woli „ Małego Księcia”

Zobaczcie jaka to wspaniała galeria naszych „zdobyczy”

Szukanie komiksowych murali w Brukseli jest niczym safari pod warunkiem, że po pierwsze o tym wiecie – że są, a po drugie, że nie macie mapy – czyli nie wiecie gdzie są!

Komiksy, gofry i czekolada. Zapraszam…nie dało się oprzeć. Sklepy z czekolada są jak dzieło sztuki z wieloma smacznymi sztukami wewnątrz.

No ale nie tylko komiksy i czekolada nas dzisiaj zachwycały. Zapraszamy na spacer…

Zachwycając się wszystkimi egzotycznymi i obcymi miejscami na całym świecie, czasami zapominam co mam pod nosem. Jednym z tych miejsc jest La Grand Place  w sercu Brukseli, stolicy Belgii, o którym juz pisałam i na który co wieczór docieraliśmy. Ale tym razem miało byc inaczej.

La Grand Place to główny rynek miasta i jeden z najczęściej odwiedzanych miejsc w całym kraju. Jest to wielki plac otoczony pięknymi budynkami, który jest częścią światowego dziedzictwa UNESCO.

Na placu znajduje się ratusz, domy cechowe i Maison du Roi (gmach w stylu neogotyckim) – obecnie siedziba Muzeum Miasta. Znajdujące się tam budynki są w stylu końca XVII wieku, a większość z nich zdobią kamienne figury świętych, misternie wykonane ozdoby i złote dodatki. Na Grand Place warto wybrać się wieczorem, bo wszystkie budynki są wtedy pięknie oświetlone, a czasami są to kolorowe światła, które nadają magiczny blask. My wracaliśmy na plac i w dzień i nocą. I nie raz …nie dwa…

Na Grand Place często coś się dzieje. Na przykład co dwa lata, w połowie sierpnia, Grand Place w Brukseli pokrywa niesamowity, pachnący, kolorowy dywan z kwiatów. Zamienia on cały plac w ogromny kwiatowy ogród. W okresie świątecznym odbywa się tam Jarmark Bożonarodzeniowy i otwarte jest lodowisko. Początki placu sięgają XI–XII wieku, kiedy to na osuszonym bagnie na prawym brzegu rzeki Zenne (współcześnie skanalizowanej) zaczęto stawiać pierwsze drewniane domy. Plac stał się głównym ośrodkiem miasta. W 1401 roku rozpoczęto budowę późnogotyckiego ratusza. Wkrótce wzniesiono również siedziby gildii kupieckich. W XIV wieku drewniane domy w południowej części placu zaczęły zastępować kamienne kamienice[5]. Plac zaczął spełniać funkcje społeczne i polityczne – odczytywano tu dekrety i zarządzenia, a także przeprowadzano egzekucje publiczne.

 

Szczególną uwagę warto zwrócić na Łabędzia. To trzypiętrowa kamienica wzniesiona w 1698 roku. Jej fasada jest utrzymana w stylu Ludwika XIV. Nazwa kamienicy pochodzi od wizerunku wielkiego łabędzia umieszczonego na fasadzie. Była to siedziba cechu rzeźników. Podczas pobytu w Brukseli Karol Marks odbywał tutaj spotkania Niemieckiej Unii Robotników, a w 1885 roku założono tu Belgijską Partię Robotniczą. Dziś podziwiana razem z innymi przepięknymi budowlami sprawia, ze główny plac w Brukseli jest jedyny w swoim rodzaju.

Z Palcu Głównego przeszliśmy  na Plac de l’Agora na którym znajdujemy cudowną fontannę Charles Buls. A oto ona w samej rzeczy i postaci.

Zwiedzamy jeszcze kilka obiektów sakralnych. Zaczynając od Kościoła św Mikołaja, przez wspaniałą Katedrę Św Michała i Guduli, Church of Our Lady of Victories at the Sablon i Chapel Church.

Pierwszy z nich jest najstarszą świątynią Brukseli. Został on poświęcony św. Mikołajowi z Bari, patronowi sklepikarzy i żeglarzy. Czyli znowu trafiam na elementy mojej ukochanej Italii. Kościół zbudowano  w 1125 roku, jednak z pierwotnego budynku pozostało niewiele. W 1367 roku kościół zawalił się. W 1695 roku zniszczeń kolejnych dokonali żołnierze francuscy, a w 1714 roku zawaliła się wieża kościoła, której nigdy nie odbudowano. Obecnie odnowiony w stylu gotyckim, wewnątrz jest nieco mroczny, ale bardzo bogato zdobiony. Osobiście lubię takie klimaty.

Z kolei Katedra wywarła na nas chyba jeszcze większe wrażenie. Jest położona na wzgórzu Treurenberg, i już to sprawia, ze prezentuje się niezwykle okazale. Wewnątrz są przepiękne witraże.

Witraż Jana Haecka z 1537 r. przedstawiający cesarza Karola V z żoną podczas adoracji Najświętszego Sakramentu oraz ich patronów, Karola Wielkiego i Elżbietę Węgierską – transept północny i witraż J. Haecka z 1538 r. przedstawiający Ludwika II Węgierskiego z żoną klęczących przed Trójcą Świętą, a także św. Ludwika i Matkę Boską z Dzieciątkiem – transept południowy.

 

Kolejny piękny gotycki kościół to Church of Our Lady of Victories at the Sablon. Bardzo zdobiony wewnątrz i jeszcze piękniejszy na zewnątrz. Uwielbiam gotyk.

 

 

I wspomniany cudowny Chapel Church.

I  ciekawe reźby przy kościele

To nie koniec – jeszcze Pałac Królewski – nie był czynny, wiec zobaczylismy go tylko z zewnątrz

Żegnamy Brukselem z tzw DOSYTEM – zwiedzilismy bardzo duzo, zjedliśmy przepysznie, wypiliśmy smakowicie, poszwendaliśmy się wielokrotnie. Fantastyczna stolica.

Startuję w wyborach do Europarlamentu.


Ps . Trzeba pamiętać, że w city breakach najważniejsze jest włóczenie się po mieście i odkrywanie

nieoczywistych elementów. A, no i oczywiście humor i dobra zabawa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *