Azja,  Podróże,  Wietnam

HUE – CESARSKIE MIASTO

Wietnam jest niezwykle różnorodny. Podróżując z południa na północ doświadczaliśmy tego nieustannie. Nasze oczy były narażone na piękno , nasze uszy na mieszające się dźwięki, nasze nosy na wachlarz zapachów. Nie było do tej pory miejsca, które by nas nie zachwyciło. Każdy dzień to przygoda, zaskoczenia, radość.

Ponownie wynajmujemy prywatny transport by jak najwięcej zobaczyć…

W Hue najpierw robimy rozpoznanie terenu. Kupujemy też wycieczkę na następny dzień. Nasz GPS jest pełen punktów, które koniecznie chcemy zobaczyć w okolicy. Na pierwszy plan wysunęły się Grobowce. Ale najpierw uliczne klimaty, zwariowane zakupy i pyszne jedzenie.

dzień i noc

Jak ustaliliśmy, tak zrobiliśmy. Po przepysznym, strasznie obfitym i różnorodnym śniadaniu (tak się jada tylko w Azji) wskakujemy do auta i z naprawdę kapitalnym chłopakiem jedziemy na pół dnia. Pierwszym grobowcem jest najbardziej majestatyczny, choć wcale nie największy, grobowiec Khai Dinh, który przyciąga najwięcej turystów. Muszę przyznać, że główna sala z sarkofagiem zrobiła na mnie duże wrażenie – praktycznie cała była wykończona mozaikami. Władca zafascynowany był kulturą Zachodu i nie zapomniał tego pokazać w swoim mauzoleum, gdzie wprawne oko dojrzy detale z Indii czy Europy. Budowa tego grobowca, a jednocześnie pomnika, zajęła 11 lat (1920-1931). Ale, ale…zanim się dotrze do głównej Sali trzeba pokonać mnóstwo schodów. Ten grobowiec jest tak piękny, że na każdym z poziomów pozostawaliśmy jakiś czas by cieszyć oczy misternymi rzeźbami i widokami, bo jest dzięki swojej konstrukcji wyjątkowy. Odległość: 9 km, cena: 100.000 dong, godziny otwarcia: 8:00 – 18:00

i te schody, schody…schody….

 

Nas urzekły posagi. Rzeźby były wszędzie i naprawdę robiły wrażenie. Oczywiście Wojtek niebyłby sobą gdyby się z nich trochę nie pośmiał, a właściwie chciał te poważne postacie troche rozruszać.

Drugim grobowcem był dość oddalony DI TICH

Sielski miejsce- byliśmy tam sami – cieszyło nas to, bo nie zawsze możemy zwiedzić miejsca, o których większość ludzi nie ma pojęcia. Bardzo dobrze było nam snuć się alejkami, zaglądac w różne dziury i delektowac się totalnym spokojem. miejsce jest dość zaniedbane. Nie wiem co było przyczyną, a co skutkiem. Czy zaniedbane bo nikt tu nie dociera i nie warto zainwestować, czy nikt tu nie dociera bo zaniedbane i niedoinwestowane. Wiadomo, ze turyści lubią to co ładne i błyszczące 😉 No więc tutaj tak nie jest. Jest tak…

 

 

odległość od Hue: 20 km. cena: wstęp darmowy. godziny otwarcia: 8:00 – 16:00

Jadąc z tego odosobnionego miejsca, zatrzymujemy się w miasteczku słynącym z wytwarzania kadzideł. One nie tylko fajnie pachną, ale jak wyglądają!

 

Umiem, umiem!!!

 

Kolejny Grobowiec Tu Duc okazał się pięknym miejscem. Grobowiec cesarza Tu Duc uważany jest za najpiękniejszy ze wszystkich. Kompleks znajduje się dookoła jeziora i składa się z pałaców, pawilonów, mostów, a wszystko wygląda na skomponowane w zgodzie z naturą. Jest to rozległy teren. Można tutaj spacerować w nieskończoność. Grobowiec został skonstruowany pomiędzy 1864 i 1867 i służył cesarzowi Tu Duc jako drugie zakazane miasto, gdzie przyjeżdżał odpoczywać i relaksować się. Po jego śmierci złożono tam jego zwłoki i dzisiaj ten piękny kompleks pagód i świątyń jest otwarty dla zwiedzających. Za życia cesarza była to jego letnia rezydencja. Mauzoleum wzniesiono w latach 1864-1867. Ten grobowiec również jest odwiedzany tłumnie przez turystów. Godziny otwarcia: 7:30 – 17:30. Wstęp: 100,000 VND

 

Ale największe wrażenie zrobił na nas odrestaurowany Pałac Dinh – to jedna z klasycznych budowli imperialnego miasta Hue, zbudowana na  na polecenie króla Dong Khanha (1886–1888) po jego wstąpieniu na tron. Mówi się, że aktywnie interesował się francuskimi stylami architektonicznymi, I to widać zwłaszcza teraz po renowacji. Nie spodziewałam sie takie perełki w Hue. Troche smutnej historii….Mieli cos pieknego, a komuniści zabrali – skąd my to znamy …

Po tym, jak wietnamski ruch wyzwoleńczy zmusił króla do abdykacji w 1945 r., Bao Dai przeprowadził się z Cesarskiego Miasta do Pałacu An Dinh z matką Tu Cung, żoną i dziećmi. Później osiadł na stałe w Paryżu, a jego matka została sama w pałacu, dopóki po 1954 r. Pałac Ngo Dinh Diem nie został zajęty przez współczesny południowy rząd Ngo Dinh Diem. Była Królowa Matka musiała się przeprowadzić i zamieszkać w pobliskim mniejszym budynku, dopóki nie umarła w 1980 r.

 

 

Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy po części zwiedzania, nie oddali się hedonistycznym doznaniom w basenie. Dopiero po tym można pójść poznawać Hue. Czas na Zakazane Miasto. I tu znowu trafiamy na naszego opisywanego już rodaka. W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych Kazimierz Kwiatkowski zaczął prace przy Zakazanym Mieście w Hue, które było bardzo zniszczone po nalotach bombowych w czasie wojny amerykańsko-wietnamskiej. Wykonał też dokumentację grobowca cesarza Tu Duca położonego niedaleko Hue. Tuż przed śmiercią został szefem prac prowadzonych przy Pałacu Cesarskim finansowanym przez wietnamską Agencję Zarządzania Projektem Hue.

A zatem wchodzimy do miasta już nie zakazanego. Lecz szeroko otwartego dla wszystkich, którzy oczywiście uiszczą pewna opłatę.

Najpierw widać Cytadelę. Jest tak okazała, że wysuwa się na pierwszy plan. Na wzór pałacu cesarskiego w Pekinie, cytadela była chroniona wieloma umocnieniami. Siedziba rodziny cesarskiej mieściła się za wałami i tworzyła serce cytadeli – Zakazane Miasto. Tutaj wolno było przebywać jedynie członkom rodziny cesarskiej i ich służbie.

 

Zakazane Miasto można podzielić na kilka części. Pierwsza z nich, na początku naszego zwiedzania, to brama Ngo Mon, przez którą wchodzimy do Zakazanego Miasta oraz pałac Thai Hoa czyli Pałac Niebiańskiej Harmonii. Tutaj znajdował się tron cesarski i odbywały się wszystkie najważniejsze ceremonie.

 

 

Trochę ciekawej historii –

Budowa Królewskiego Miasta została zapoczątkowana przez cesarza Nguyen Anh w 1804 r. i była kontynuowana przez kolejnych cesarzy. Układ miasta został wybrany przez „architektów geomantów”, czyli osób zajmujących się wykorzystaniem energii Ziemi i Kosmosu. Chodzi o położenie miasta względem rzeki. Woda w feng shui oznacza dostatek i pomyślność. Dodatkowo wszędzie, szczególnie w Zakazanym Mieście, zaprojektowano mnóstwo ogrodów i parków, które według geomantów, również zapewniają dostatek, a także powstrzymują negatywną energię. Gdyby dodatkowo spojrzeć na mapę miasta, widzimy, że wszystkie budynki są ułożone pod odpowiednim kątem i w równej odległości od siebie, co ma zapewniać odpowiedni przepływ energii.

W Królewskim Mieście mieszkali poddani, wewnątrz niego znajdowała się ufortyfikowana Cytadela, a w niej pilnie strzeżone Zakazane Fioletowe Miasto (Tu Cam Thanh) – królewski dwór, do którego nie mieli wstępu zwykli poddani, jeśli nie otrzymali stosownego pozwolenia. Fioletowy kolor pochodzi z tradycji wietnamskiej i oznacza Niebiosa, których synem jest właśnie cesarz.

 

Na końcu placu, znajdują się domy oktagonalne (Nha Bat Giac). Większość budynków tutaj została odrestaurowana. Potem poszliśmy na prawo i dotarliśmy do miejsca tak uroczego, ze właśnie tutaj postanowiliśmy chwilę odsapnąć. Idziemy do do świątyń Thai Mieu i Trieu Mieu. W tej części można też zobaczyć skarbiec, teatr i ogrody, w których książęta odbierali nauki i odpoczywali.

Cały teren mierzy 2 kilometry na 2 kilometry i składa się z budynków, gdzie można oglądać archiwalne zdjęcia, lub zobaczyć mapy miasta. Zwiedzanie zajęło nam około 2 godzin i myślę, że zależnie od tempa zwiedzania może zająć ci ono znacznie dłużej.

Na końcu trafiamy do rezydencji. Rezydencje były przeznaczone tylko dla członków rodziny królewskiej – matki cesarza, jego żony i dzieci. Oczywiście w Zakazanym Mieście mieszkały także konkubiny (podobno była ich tu nawet setka) czy eunuchy, jednak ich miejsce zamieszkania było gdzie indziej.

Siedziba rodziny królewskiej była bombardowana zarówno przez Francuzów jak i Amerykanów. Pod koniec „ofensywy Tet” w 1968 r. zostały tu tylko ruiny. Dlatego właśnie z pałacu królewskiego, z mieszkań konkubin, z pałacu królowej i królewskiego haremu zostały tylko fundamenty. I tym właśnie zajął się Kazik. Może Polacy powinni mieć zniżki 😉 ? Zrobił naprawdę kawał dobrej roboty.

Trochę trzeba się nachodzić …czasami odnieść można wrażenie, że w kółko, Jednak chcąc obejrzeć prawie wszystko, trzeba się czasami wracać. No cóż dała nam ta część wycieczki w nogi, ale warto było. To niezwykłe móc oglądać, coś co kiedyś było zabronione dla zwykłego zjadacza chleba. Cudownie jest zobaczyć, jak sobie kiedyś możni tego świata organizowali życie. Niczego nie brakowało, nawet ten piękny teatr…ogrody, świątynie. Piękne miejsce.

Zwłaszcza prywatny teatr i ogrody. Dla nas to były zdecydowanie najurokliwsze i najpiękniejsze miejsca na terenie Zakazanego Miasta.

Wychodzimy z ogrodów, przed nami kolejne zabudowania

I piękne misterne wykończenia

i chyba dotarlismy do wyjścia….Uf…nogi zaczynają odmawiać posłuszeństwa. Cóż może gdyby to miejsce było takie…hmmm bardziej skondensowane atrakcyjnie, Łatwiej by się je zwiedzało i pokonywało spore odległości.

Koniec. Mamy To ! Piękne cesarskie miasto i jego okolice. Hue jest gwarne, zawsze coś się dzieje nad rzeką i na ulicach. Jest ładnie oświetlone i sprawia wrażenie wesołego miasta. To może troche posiedze i odpocznę

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

komentarzy 14

Skomentuj Edyta Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *