Azja,  Indonezja,  Podróże,  Sulawesi

PODWODNY ŚWIAT BUNAKEN

Bunaken to deser, to zwieńczenie wymagającej podróży, to nagroda za wszystko, za organizację, za logistykę, za godziny w drodze. Bunaken to deser. Ten wyczekany po przystawce, głównym daniu…to niespodzianka. Człowiek już nasycony przygodami, które wyśmienicie smakowały i były niezwykle różnorodne, czeka na małe co nieco. Deser powinien być niespodzianką i przełamaniem smaku. Dla mnie deser musi być słodki…beztroski i dobrze gdy jest lekki. Taką właśnie wyspą był Bunaken.

 

Bunaken to wyspa o powierzchni 8 km², należąca do Narodowego Parku Morskiego Bunaken . Bunaken znajduje się na północnym krańcu Sulawesi.

Czy to raj? Nie w rozumieniu raju Malediwów, czy innych wysepek na których panuje błogostan. Nie ma tu pocztówkowych białych plaż. Czy w ogóle są tu plaże? Taa…jak ich przypływ nie zakamufluje to nawet można znaleźć skrawek piasku, koloru osiedlowej piaskownicy. Ale to nie plaże przyciągają turystów. To nie z ich powodu płynie się tutaj. Więc co? Więc po co tu się pchać? Dla świata pod wodą. Dla tych chwil, które niepostrzeżenie zamieniają się w godziny i mijają nawet nie wiadomo kiedy. Pod woda człowiek traci poczucie czasu, zatraca się w formach i barwach, i w podglądaniu.

Dotarcie na wyspę z Manado jest dziecinnie proste. Niczego nie bookujemy przed, niczego nie załatwiamy przez nie daj Bóg internet z Polski. Idziemy do portu w dniu, w którym chcemy płynąć i mówimy, że chcemy. Za dwie osoby płacimy coś około 80 zł. Tak samo łatwo jest z wyspy wrócić.

Można takim promem, ale to trwa bardo długo…

Lub szybka łódką

By za chwilę ujrzeć ten oczekiwany widok, z dumnym stożkiem na pierwszym planie

Bunaken To teren Parku Narodowego. Może nie ma tu, jak pisałam wcześniej szerokich, śnieżnobiałych plaż, ale są cudne hoteliki, w których w ramach rezerwacji są trzy posiłki i napoje cały dzień, jest wspaniała rafa, jedna z piękniejszych – jak to w Indonezji. Bywają tez inne dobrodziejstwa wyspy np. basen w hotelu. Na kilka dni tego właśnie nam było potrzeba.

Skoro nie będziemy się tu lenić…no może troszkę…od razu wypożyczamy płetwy ( nie dźwigamy ze sobą przez tysiące kilometrów ), i nur do przezroczystej wody.

Domki są na wyspie dość skromne. Prosta wręcz siermiężna łazienka z prysznicem, proste łóżko, wentylator…ale gdy tylko przekraczasz próg jesteś już na miękkim piachu, w otoczeniu przyrody. Hotele organizują wszystko co tylko zechcesz. My czas tam spędzony dzieliliśmy między snurki, a lazurki, czyli odpoczywanie przy basenie, na wygodnych leżankach, hamakach, pufach. Cykl życia wytyczały godziny posiłków, podczas których spotykała się cała żyjąca w hotelu ekipa. Można odnieść wrażenie, że wszyscy tu to jedna wielka komuna. Czasami spacerowaliśmy nieco poza hotel. Czyli czas płynął nam sielsko i anielsko.

Wnętrze domków naprawdę skromne, ale wszystko czyste.

Za to wokół cudownie…

Moje ulubione kwiaty, które od czasów naszej pierwszej wizyty w Indonezji, stały się dla mnie symbolem tych wysp i zapachem szczęścia.

Powoli dochodzimy do strefy ” Nirwany”

Jako, że spędziliśmy tutaj kilka dni, to i trochę piękna zobaczyliśmy.

No dobra…nie tylko piękno było pod wodą…

„Obejście” było bardzo swojskie

Ale był i bar, przy którym wieczorami toczyło się życie towarzyskie kosmopolitów.

Fragment plaży…teraz już wiadomo, dlaczego tak ja wyżej opisałam.

Strefa basenu była zdecydowanie bardziej urokliwa

i szczęście na naszych twarzach

I tym kończymy naszą przygodę na Celebes vel Sulawesi.. Indonezja to wspaniałe miejsce na świecie. Wspaniałe i bardzo interesujące. To był nasz trzeci ale nie ostatni raz. Nigdy nie wracamy w te same miejsca, ale Indonezja nie ma dwóch tych samych miejsc.

Nawet powrotny lot, dostarczał nam wspaniałych widoków.

 

 

 

 

 

 

 

komentarzy 17

Skomentuj Edyta Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *