MANADO I TOMOHON – O MIEŚCIE, LUDZIACH I ZWYCZAJACH
Manado – „metropolia” północy – miała być dla nas tylko miejscem przesiadkowym w drodze do Tomohon i na Bunaken. Postawiliśmy jednak na wygodę i spragnieni namiastki luksusu po Papui zabookowaliśmy ładny hotel z basenem. Najpierw odpoczynek, a potem po nim szaleństwo na skuterach. Równowaga w podróży musi być.
Hotel był piękny. W Azji większość hoteli jest pięknych. Za niewielkie pieniądze. Ten też takim był. Świetnie ulokowany Swiss Belt Hotel – wspaniały pokój, serwis, basen…o śniadaniu nie wspomnę bo chyba wolałabym nie przypominać sobie tych frykasów, pysznych dań azjatyckich, świetnych europejskich…Wolałabym sobie nie przypominać bo włącza mi się szwendasz i automatyczna, podłączona do mózgu wyszukiwarka lotów do Azji.
Po doskonałej uczcie smaków i odpoczynku w basenie…po relaksie, bo zmęczenie było , ale takie przyjemne…i wołające o więcej…pojechaliśmy rano do Tomohon. Ale jak J byłam pewna, że zdecydujemy się na taksi. Nawet mieliśmy umówionego taksówkarza. Oddzwonił na nasz indonezyjski numer przepraszając, ale że nie…Pewnie znalazł lepszego klienta. Rozumiemy. Damy radę. Nie wiem jak to się dzieje, ale my w Indonezji mamy chyba taki przełącznik – nic nie szkodzi/nic nie szkodzi/to nasz urlop/nic go nie zepsuje!
No więc na dworzec autobusowy jedziemy bemo za 5 zł za 2 osoby. Tam już macha człowiek krzycząc TOMOHON! Kupujemy dwa bilety i ahoj przygodo. Autobus zapełnia się błyskawicznie. Przez myśl nam przechodzi- oj to miasto musi być wielkie skoro tyle osób tam jeździ…jeszcze nie wiemy w czym rzecz i co w związku z tym nas tam czeka. Jedziemy za 3 zł. W autobusie jesteśmy jedynymi „białymi” – no kto by tak podróżował skoro są taxi? My tez chcieliśmy ulec, na szczęście musieliśmy szukać innego rozwiązania. A że tutaj jest wszystko bardzoooo łatwe więc szybko docieramy do celu.
Wybraliśmy klimatyczny hotelik, złożony z 12 bungalowów. Mountain View Resort & Spa. Prowadzi go Niemiec, który mieszka w Indonezji 21 lat, z czego 15 lat żył w Papui. Dzięki temu jak sądzę, obsługa chodzi jak w zegarku, jest czysto, świeżo, ale to co najlepsze to widok i samo miejsce, jego klimat.
Niestety nie było już wolnych skuterków, więc poszliśmy z buta licząc na wypożyczenie w mieście. Dawno się tak w Indonezji nie zdziwiliśmy. Nie było żadnej wypożyczalni. To chyba jedyne miasto w tym wielkim wyspiarskim kraju, w którym nie można wypożyczyć nic. Nie ma nawet taksówek. Nic.
Ale jak ciekawie po drodze. Miasto słynie z kwiatów i te akcenty są dostrzegalne wszędzie. Donice robią jak widać ze wszystkiego.
Przeszliśmy się po mieście, usilnie próbując złapać kogokolwiek by nas podwiózł do krateru wulkanu, ale na próżno… Okazało się, że ten tłok, i ilość ludzi jadących do Tomohon jest całkowicie uzasadniona …tego dnia było święto dziękczynienia i ostatni dzień międzynarodowego święta kwiatów. Mam wrażenie, że nasza podróż po Indonezji obfituje w święta, festiwale, uroczystości. Sierpień to czas świętowania bo to miesiąc odzyskania niepodległości.
Bawiło się całe miasto. W każdym domu impreza, ludzie na zewnątrz wynosili kolumny, włączali muzykę na cały regulator, pili, jedli, tańczyli. Każda rodzina widząc nas – pozdrawiała, zapraszała. Wojtka wciągnęli na swojski bimberek.
Idąc dalej wpadaliśmy do kolejnych domostw. Jedni ugościli nas zastawionymi stołami. A co na tych stołach? Gulasz z psa, potrawka z nietoperza…Jedzenia mnóstwo, napitki też ciekawe – jakieś ich sfermentowane alkohole, ale i ciekawe sałatki owocowe w wersji na ostro. Nie chcąc nadużywać gościnności wróciliśmy do swojej oazy.
Gulasz z psa
Nietoperz
Kolejny dzień był zupełnie inny – spokój i cisza. Zastanawialiśmy się czy odpoczywają? Na pewno z miasta wyjechała połowa mieszkańców całej chyba wyspy. Mogliśmy wynająć skuterek i …wiatr we włosy!
Najpierw jednak zabierzemy Was i siebie w podróż do przeszłości, do której już bym nie chciała wrócić. Widzieliście u nas rytuały związane z pogrzebami, widzieliście jak życie kończą świnie i woły…i choć nie mogłam tego oglądać, to będąc mięsożerną jestem w stanie to sobie jakoś wytłumaczyć – oglądać nie muszę. Widzieliście też w tym poście gulasz z psa i nietoperza…okropność, lecz to co widzieliśmy na targu to …coś niebywale strasznego, czego nie chcę rozumieć. Ostrzegam, że kolejna część wpisu jest tylko dla tych o stalowych nerwach.
A zatem …wybraliśmy się na targ. Uwielbiam lokalne targowiska. Z ich perspektywy świetnie poznaje się ludzi, ich zwyczaje, to co wytwarzają, co jedzą, co cenią. To targowisko przeszło nasze wyobrażenia. Zaczęło się od szczurów. Grilowanych. Potem były węże i inne padliny. Wszystkiemu temu towarzyszył okropny odór. Potęgował mój wstręt i odrazę.
I na tym koniec przyjemności.
Stanowiska z zabijaniem i rozbiorem świń już wiedzieliśmy, że omijamy, ale widok zabitych, opalonych jak świnie psów – to był dla nas jednak szok. Myślałam, że można się na to nastawić, przygotować…oswoić z myślą, że taki widok będzie bo przecież oni są wszystkożerni. Ale nie, na to się nie można przygotować, ani wmówić sobie, że to tak jak u nas hodowanie i patroszenie ryb. Widząc to myślałam, że koniec wrażeń, ale nie…nie to było najgorsze. Co mogło być gorszego? Psy zamknięte w klatkach, czekające na śmierć. Nawet nie skomlały. Czekały. Pogodzone z losem. Smutno wpatrzone w dal. Bez nadziei. Skazane na śmierć. Nigdy, przenigdy nie zapomnę tego obrazu. Chcę wyjść i wychodzę. Ale nigdy nie udam, że tego nie widziałam. Widziałam i zapamiętam. I jeszcze bardziej kocham zwierzaki.
Jedynym ładnym obrazkiem na targu były pisklątka, śliczne, puchate, słodziaki takie. Były inne…były pofarbowane. Szok. Cały czas myślę kiedy i jak im to uczyniono.
Mieszkańcy Tomohon to bardzo życzliwi, przyjaźni ludzie, ale chyba ich nie pojmę, nie zrozumiem. Zresztą dawno temu, chyba po pobycie w Etiopii napisałam, że w podróżach nie chodzi o to by zrozumieć inne zwyczaje, zachowania, wyznania…ale by je poznać i zaakceptować takimi jakimi są. Naprawdę nie musze rozumieć dla czego ktoś je nietoperze i barwi pisklęta. Jestem tu gościem. Jestem tu na chwilę. Jestem intruzem, ciekawskim świata, podglądaczem na chwilę. Nie mam prawa ich oceniać. To poznawcze, uczące…ale nie moje i nigdy moim nie będzie.
Jeśli ktoś został do koca wpisu to gratuluję
komentarzy 16
Toukie
Przeraziły mnie zdjęcia z psami… Nie wiem, jak tak można. Nigdy nie zrozumiem!
Edyta
Dla nas tez straszne, jednak tak wlasnie jest na swiecie
erepetitio
dzięki za gratulacje dotrwania do końca – nie wiedziałam, że zdjęcia jedzenia mogą zniechęcić do posiłku 🙂
Edyta
Wrecz mozna przrejsc na wege
Strażaczka
ciekawa fotorelacja
inumhm
Kraj zachwyca kolorami i tą soczystą zielenią , ale odrzucają mnie ostatnie zdjęcia i dlatego nie mogłabym się tam wybrać, totalnie bym tego nie zniosła
beataherbata
Naprawdę ciekawie i Azja jest bardzo kusząca chociaż nie wiem czy się kiedykolwiek odważę 🙂
Edyta
Czemu nie. Twoj mlody by sie cieszyl. Azja prosty
Anszpi
Jestem przerazona tym jak traktuja tam zwierzęta
Edyta
Tak jak my
winiusia
Fotki zwierzaków rzeczywiście masakra.
Marta Flak
Przygoda szalona, nie wiedziałam, że się tam w sierpniu tak imprezuje, jednak końcówka bardzo smutna, jestem przerażona. 🙁 Aż mi ciarki przeszły! 🙁
Aleks
Z jednej strony okrutne wydaje się jedzenie szczurów i innych zwierząt, ale sami przecież jemy krowy, świnie.
Edyta
To prawda…i czasami zle traktujemy zwierzaki ?
siwywiatr
Gdy jemy jakiekolwiek zwierzę to powinniśmy wiedzieć, że kiedyś było np. słodkim cielaczkiem i biegało po łące, a późnej zostało zabite abyśmy mogli zjeść sznycel cielęcy. Jemy raki, które żywcem wrzucane są do gorącej wody. Więc mimo, iże nam się wydaje to okropne nie powinniśmy krytykować innych kultur nie spojrzawszy bacznie na siebie.
Edyta
W samo sedno