Azja,  Indie

KARNI MATI – ŚWIĄTYNIA SZCZURÓW – DLA NIEJ TAM JECHALIŚMY

Szczury nie kojarzą się większości osób z czymś przyjemnym. Czasami budzą wstręt i obrzydzenie. Powszechnie wiadomo, że szczury są nosicielami wielu chorób. Niewielki kontakt z nimi wystarczy do zarażenia człowieka. Wirusy przenoszone są przez futro, skórę i jedzenie. Jest jednak jedno miejsce na świecie, gdzie szczury się wielbi, czci i niezwykle o nie dba. Bo szczury to członkowie kasty Charan, którzy odradzają się, zgodnie z wiarą w reinkarnację.

Ten wpis będzie krótki, ale świątynia Karni Mati, bo o niej mowa  zasługuje na swój własny, osobny tylko jej poświęcony, bo dla mnie obecność w niej była wyjątkowa.

Gdy po raz pierwszy o niej przeczytałam , a było to wiele lat temu…wiedziałam, że to nasz punkt obowiązkowy. Gdyby nie ta świątynia moglibyśmy jechać bezpośrednio z Jaipur do Jodhopur pociągiem – taniej i szybciej, bez wydatków na taxi i bez dodatkowego zmęczenia. Ale nie o to chodzi. Przecież ja już do Indii nie wrócę. Jeśli jest coś, co mnie zafascynuje to nawet mimo  wysiłku, jestem w stanie to osiągnąć.

Jak dotrzeć?

Można zrobić tak jak My – najpierw pociągiem do Bikaner, a później taxi i po 20 km jesteśmy  na miejscu.

Świątynia stanowi ciekawe dzieło architektoniczne. W większości wykonana jest z marmuru i metali szlachetnych. Podłogi zdobione są mozaikami, a wielkie srebrne wrota misternie rzeźbione.

Przed wejściem do jej wnętrza należy zdjąć obuwie. Spacerowanie boso po lepkiej posadzce jest mało przyjemne. Ale bez obaw, turyści dostają ochraniacze na stopy, mogą więc śmiało bez obaw , że przykleją się do ciała odchody i lepkie słodkości, którymi karmione są szczury – zwiedzać. Informacje, którymi nas częstują osoby typu Pawlikowska, Wojciechowska ( z całym szacunkiem dla Martyny, bo bardzo ją lubię )…o chodzeniu boso, o zachowaniu i rozmiarach szczurów  są mocno przesadzone, podkręcone, rozdmuchane – no bo przecież nastawione na sprzedaż.

Nie jest tak, że biegają po tobie, osaczają cię…są malutkie, słodkie, wystraszone. Marzą  tym by zjeść i zejść szybko z drogi zwiedzającym, schować się do jednej z wielu dziurek, z których czasami śmiesznie zwisają ich ogonki albo wystają pyszczki. Takie małe myszki. Naprawdę śliczne.

Świątynia zaskakuje niewielkimi rozmiarami. Wokół nie ma nic. Można odnieść wrażenie, że to miejsce to epicentrum okolicy. Zupełnie inaczej wyobrażałam ją sobie – jako wielką, mroczną, pełną labiryntów.

Gdy się uważniej przyjrzymy – dostrzegamy piękne zdobienia.

Może gdzieś dalej są ukryte domostwa, bo przecież wciąż jest w świątyni wielu modlących się tubylców, potomków z rodu Charan. Modlących i karmiących szczury. Bo przecież szczury przynoszą szczęście, zwłaszcza białe, trzeba zatem o nie dbać. Tym bardziej, że mieszkańcy wierzą, że w ich ciałach są ich krewni. Istnieje kilka wersji mitów związanych ze szczurami w tej świątyni, wszystkie są do siebie stosunkowo podobne. Łączy je z pewnością fakt, że wszyscy członkowie kasty Charan swój ludzki żywot wznawiać będą w obrębie tego samego rodu. Tak więc nie odrodzą się w innym miejscu.

– Moi dziadowie, moi ojcowie, cała moja rodzina tu jest. Kiedy umierają odradzają się jako szczury. Kiedy szczur umiera, odradza się jako człowiek – komentował jeden z kapłanów. Opiekujący się sanktuarium duchowni są odpowiedzialni za bezpieczeństwo małych podopiecznych. Spędzając z nimi wiele czasu, nie stronią od gryzoni, a nawet spożywają z nimi wspólne posiłki. – Od ponad 30 lat razem z nimi jem, spożywamy to samo jedzenie. Są naprawdę święte – powiedział mężczyzna w programie „Culture Shock”

Cieszę się po stokroć, że nadłożyliśmy drogi i przyjechaliśmy tutaj, że byliśmy w tej wyjątkowej na skalę światową świątyni. Wyjątkowej z powodu szczurów.

Jeszcze kilka zdjęć rodzinnych …no dobra…kilkanaście…

i zostawiamy szczurki. Jedziemy do Jodhopur.

Nos przy szybkie, bo obrazy Indii wciągają

 

 

komentarze 3

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *