Afryka,  Tanzania - Zanzibar

LUDZIE ZANZIBARU

Wszyscy ludzie na świecie mają podobne potrzeby…fizjologiczne, bezpieczeństwa…i tak wyżej i wyżej w piramidzie Maslowa – starej ale nadal aktualnej…Wszyscy ludzie na świecie chcą być ważni, kochani, przynależeć do jakiejś grupy, czuć się szczęśliwymi. I nie ma znaczenia czy to Antarktyda, czy Afryka czy Europa – tylko inaczej do tego szczęścia dochodzimy, tylko nieco inaczej je pojmujemy, czego innego potrzebujemy by się tak czuć.

Zanzibar – niewielka wyspa u wybrzeża Afryki, należy do Tanzanii ale jest autonomiczna i tacy są właśnie jej mieszkańcy – niezależni, dumni, choć niezwykle gościnni i doskonale znający się na tym czym jest obsługa klienta.

Co mnie uwiodło:

  • Ich niewymuszony uśmiech
  • Lekkość w nawiązywaniu kontaktów
  • Radość w oczach
  • Brak nachalności ( porównuję z innymi mieszkańcami czarnego lądu)
  • Gotowość niesienia pomocy – potrafili porzucić to co robią by iść z nami, by nas zaprowadzić tam gdzie chcieliśmy dotrzeć
  • Zaangażowanie w to co robią
  • U dzieci naturalna radość i niczym nie ograniczona wesołość
  • Duma
  • Dystans
  • Kolory
  • Od początku mnie oczarowali…kilka lat temu byliśmy w Kenii i spodziewałam się podobnej nachalności, ale i uprzejmości. Jedno się zgodziło- uprzejmość. Na każdym kroku, w każdych okolicznościach. Nie wymuszona, bezinteresowna. Czy to w hotelu, czego można się było spodziewać, czy to w wioskach przez które przejeżdżaliśmy, czy na ulicach Stone Town.

    Są niezwykle kolorowi, ich ubrania eksplodują feerią barw, kobiety wyglądają w nich jak modelki, którym trudno nie zrobić zdjęć bo aparat sam się wyrywa do działania.

    Najwspanialsze są te beztroskie dzieciaki, które nas łapią za ręce, tulą się do nas i rzucają na szyję, są tak serdeczne i spragnione uwagi…najbardziej cieszą się, że gdy im zrobisz zdjęcie – pokażesz im – radość bezgraniczna. Oczywiście, że mamy dla nich jakieś drobiazgi – czemu nie? Niech się cieszą i radują choć przez chwilę. Choć poglądy na tę kwestię są różne – że te drobiazgi uczą wyuczonej bezradności…

  • Stosunek do fotografowania – nie lubią tego, podobno jest to dla nich związane z utratą duszy…nie wiem czy tak jest na pewno, ale wiem, że my nie mieliśmy żadnego problemu z tym by zrobić zdjęcia nawet kobietom pracującym przy algach. A dlaczego? Dlatego, że całe życie pracując z ludźmi wiemy podążając za Freudem, że są dwie rzeczy w życiu z powodu których ludzie coś robią: popędy i uwaga. Oddawaliśmy zatem tym ludziom tyle uwagi ile mogliśmy, rozmawialiśmy z nimi, spędzaliśmy czas. Zdjęcie było naturalną konsekwencją, a nie celem samym w sobie. Nie działaniem czynionym wbrew nim, z ukrycia. Sama tego nie znoszę, i w Indiach w których czułam się wręcz osaczana pstrykami aparatów obiecałam sobie, że ja nigdy tak nie będę traktowała innych. Jeśli ktoś pozwoli – to zrobię, jeśli nie to nie. Podróż to nie tylko bieganie z aparatem. Można uwieczniać piękne kadry w głowie, w pamięci, w sercu.

  • Bardzo dobrze czułam się wśród tych ludzi, również nocą w stolicy, gdy szwendałam się po wąskich uliczkach – opuszczonych przez jednodniowych turystów. Czułam się bezpiecznie. Również na kawie u „dziadziusia”
  • Gdy będziecie w Stone Town idźcie na niewielki placyk z palmą, na nim codziennie od lat ten pan parzy wybitną kawę. Usiądźcie na ławce z miejscowymi i napijcie się tego cudownego napoju, delektując nie tylko smakiem, ale i towarzystwem uśmiechniętych panów.

komentarze 2

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *