Azja,  Filipiny,  Podróże

EL-NIDO – TOUR A – LAGUNY I SNURKI

El – Nido wzywa i obiecuje lazury. Dla wielu osób to miejsce docelowe na Filipinach. Czytając mnóstwo relacji i oglądając wiele pięknych zdjęć wiedziałam, że lecąc na Filipiny i ja tam dotrę. Nadszedł ten czas.

W tym poście popłyniemy na Tour A, ale zanim się to stanie musimy dotrzeć z Puerto Princessa do El-Nido. Zatem wynajętym vanem za 60 zł od osoby jedziemy wieczorowa porą. Czemu tak późno? By nie tracić dnia na transfer i by móc z samego rana wyskoczyć na TRIP A, B, C, lub D…a na miejscu się okaże jak to w końcu było.

Droga kręta, kierowca szaleniec! Filipińczycy chyba kupują prawa jazdy. 5 godzin z przerwą na niby posiłek i w końcu o 23 docieramy – cali i w jednym kawałku, co przy tym stylu brawury na drodze uważam za sukces i nie chciałabym tego powtarzać. A wrócić przecież trzeba taką samą drogą. Od razu uprzedzę – kierowca był równie szalony.

Na miejscu niespodzianka. Nie znoszę niespodzianek. Hotel, który zarezerwowałam był pełny. Pani bardzo przepraszała…no tylko co z tego? Noc, obce miasto…gdzie mamy iść? Rezerwacje potwierdzili, a pokoju brak.  Stanęli jednak na wysokości zadania. Opłacili nam tuk tuka, załatwili hotel. Hotel? Hm…Gdyby wszedł do „naszego”  pokoju nasz syn, to chybaby się zapłakał. No ale cóż. Jedna noc. Bycie elastycznym w podróży czasami powoduje, że uelastycznić się trzeba również na warunki. Pod warunkiem – że na krótko. Po tej nocy zmykamy do swojej Aqua Lodge. Damy radę. Warunki lokalowe w El – Nido do najlepszych nie należą.

Chyba mieliśmy bardzo dużo pogodowego szczęścia. Podczas drogi  lekko padało,ale przyjemne to raczej nie było. Gdy dotarliśmy do El-Nido, jeszcze brodziliśmy w kałużach. Do  dnia naszego przyjazdu wszystkie tripy były odwołane. Gdy wstaliśmy rano – ujrzeliśmy piękne słońce i radość w oczach organizatorów wycieczek .

Czyli jedziemy na nasz pierwszy trip. Hurra. Na szczęście należymy do tych szybko decydujących się. I tym razem też tak było. Wymeldowaliśmy się i z bagażem podskoczyliśmy do jednej z wielu agencji – dodatkowo ta miała knajpę, a my chcieliśmy zjeść śniadanie. Śniadanie pycha, bagaże zostały, a my już z ręczniczkami idziemy na trip A, w cudownie kameralnej grupie, siedmiu osób. Korzystaliśmy z usług agencji  Agnus Russ, która posiada swoją łódeczkę.

Wiatry „ Żagle” i płyniemy. Już na początku dobra zmiana – zamiast tłocznej plaży 7 Comandeur, zatrzymujemy się na sąsiedniej – Papaya Beach. Cudownie. Te ostańce są przepiękne. Woda turkus i biały piasek. 40 minut minęło błyskawicznie. Czas na kolejne miejsce. Na tym właśnie polegają tripy – to taki Island Hooping. Skaczesz z jednej  na drugą, a program każdej wycieczki przewiduje nie tylko plaże, ale i jaskinie, i wspinaczki i laguny. Każdy z tripów to 5 przystanków.

Płyniemy dalej. Z tego dnia najbardziej podobała mi się Sekretna Laguna i dwie zatoki sąsiadujące z nią. Tutaj jedliśmy lunch. W ramach wycieczki, która kosztuje ok 100 zl zawsze jest lunch –a ten wg mnie przekracza kwotę całej imprezy. To co jest serwowane to coś niebywałego. Stół uginał się zawsze pod owocami morza, mięsami, sałatkami, owocami. Przepyszne to było. Zawsze.

i już wchodze do sekretnej laguny…śliczna

Niestety do laguny wchodzą tłumy i po nacieszeniu oka widokami, wróciliśmy. Tu też jest pięknie. I zaraz podają do stołu .

Tadammm…i zmykamy moi mili posnurkować.

Podziwianie życia podwodnego zawsze mnie fascynowało, choć do dzisiaj mam stracha przed nurkowaniem głębionowym. Podczas wycieczek z El – Nido, zawsze jest okazja by popodziwiać to co pod wodą. To już nasz trzeci postój

Kolejne miejsca to mała i duża laguna. Chociaż to piękne i panoramiczne miejsca to niezwykle zatłoczone.  Chyba bym tam nie chciała wrócić. Mnóstwo osób próbujących swoich sił na kajakach. Tak – sił, ponieważ pływanie w takim tłoku to nie lada wyczyn. Byc może tylko my trafiliśmy na takie zagęszczenie tego dnia, bo pamietajmy, że był to pierwszy dzień od kiedy wznowiono wycieczki.

i wycieczka dobiegła końca… a powrót z każdej wycieczki był naprawdę męczący. Idąc na kolację miałam wrażenie, że nogi powłóczę po ziemi. Na szczęście Wojtek wymyślił wspaniałą ucztę z talerzami pełnymi owoców  morza. Małże na przeróżne sposoby i to trochę mnie obudziło.


Wspomnę nieco o samym hotelu i jego położeniu. Hotel niezwykle wygodny, z wyjątkowym widokiem na morze…po prostu przepięknym. Wyobraźcie sobie, każdy taki poranek – morze i zacumowane łódeczki…Śniadania były doskonałe – serwowane na tarasie widokowym. Wybór zestawów był bardzo duży, a wszystko przepyszne. Lokalizacja hotelu była idealna – w stroju kąpielowym mogłam wracać z każdego tripu. Nie wyobrażam sobie miejscówki gdzieś indziej. Bliskość morza, knajpek…to sprawiło, że w El –Nido było nam niezwykle wygodnie. Wszystko w zasięgu wzroku. Wieczorami mogliśmy spacerować brzegiem morza od knajpki do knajpki, słuchać szumu fal, lub muzyki na żywo, pijąc pyszne drinki. Było naprawdę idealnie.

Ze smakowania świata – na pewno zachwyciły nas mule i o dziwo…naleśniki z bananami. Znane nam co prawda, ale w tych okolicznościach smakowały dodatkowo dobrze. Zaczęłam podejrzewać, że wymyślono je na Filipinach

 

 

komentarze 3

  • Anna

    Oj różnie to bywa z podróżami, zmieniającymi się warunkami i dodatkowymi „atrakcjami”. Ale gdy patrzę na te zdjęcia oraz wszystkie fajne rzeczy, które się tu zdarzyły, myślę, że warto znieść wszelkie niedogodności 😉 Elastyczność popłaca 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *