Oman,  Podróże

OSTATNI DZIEŃ ROKU CZYLI CARPE DIEM W NIZWIE

Są takie momenty, kiedy ludzie podsumowują. Często z okazji pożegnania Starego Roku. Są też takie momenty kiedy ustalają listę zobowiązań – często z okazji Nowego Roku. Kto z nas tego nie czynił? Ja też i to wielokrotnie, ale nie tym razem. Ten dzień – kończący i zaczynający coś nowego, był refleksyjny.

Żegnaliśmy ten rok ciesząc się drobiazgami. I to piękna wskazówka na kolejny, nadchodzący.  I każdy następny. Tak żyć!

Przeżyliśmy w tych górach sporo emocji i choć zmarznięci cieszyliśmy się każdą chwilą na drodze asfaltowej. Radowało nas picie kawy w jednym z wielu barów przy ulicy, smakowaliśmy pysznych soków i to było coś… Gdybym miała pomalować ostatni i pierwszy dzień roku, musiałabym użyć jasnych, optymistycznych barw…wszystko było niebywałe…choć proste, ale w tej prostocie bardzo pozytywne.

Cieszyła nas droga i uspokajała zieleń palm.

Najważniejsze, że mimo trudności w górach dotarliśmy do Misfah.

O mały włos  zrezygnowalibyśmy z wizyty w tym miasteczku. Trudy podróży, adrenalina towarzysząca nam podczas jazdy przez Green Mountan, sprawiły, że opadliśmy z sił i chcieliśmy jak najszybciej znaleźć się w cywilizacji.  O mały włos…i stracilibyśmy taka perełkę.

Miasteczko jest przeurocze, choć bardzo zniszczone, zwłaszcza jego stara część. Budynki są w niej odnawiane metodą, nazwijmy ją rzemieślniczą.  Przechodzenie pod stropami uginającymi się pod wpływem lat i siły ciężkości  było ciekawe, ale jeszcze ciekawsze było to jak oni zamierzają je naprawić, a że potrafią to widzieliśmy  po rekonstrukcji fortów.

W miasteczku przepięknie usytułowany jest OLD  HOUSE, w którym mieści się zarówno niewielki hotel, a jak i klimatyczna restauracja, w której można się napić herbaty lub zjeść posiłek z widokiem na oazy. Link do hotelu jest tutaj.

Coś pięknego dla każdego  oka wrażliwego na wspaniałe widoki. Tuż przy parkingu, po prawej stronie wejścia do miasta działa  sklepik z rodzimymi wyrobami. Można degustować smaczne miody. Można też je kupić w dość przystępnych cenach. Całe miasteczko było dla nas  przyjemnym przystankiem po trudach wcześniejszej trasy, i chwilą wytchnienia przed kolejnymi atrakcjami.


Celem naszym i miejscem na Sylwestra była Nizwa. Nie mieliśmy pojęcia jak i gdzie go spędzimy. Może znowu w namiocie przy jakiejś drodze? Nie planowaliśmy niczego. Zanim do niej dotarliśmy, chcieliśmy zobaczyć kolejny fort ( ile jeszcze przed nami? Bo już mi się mieszają )

Bahla fort – ależ on wielki…Ruiny tego ogromnego fortu, z jego murami i wieżami z niewypalonej cegły i jej kamiennymi fundamentami, są niezwykłym przykładem fortyfikacji i nic dziwnego, że został wpisany na listę UNESCO. Tutaj mogłabym się naprawdę pogubić. Wystarczyło, że Wojtek zniknął mi z oczu, i było ryzyko, ze spotkamy się przy bramie wyjściowej ( o ile ja do niej trafię )  Myślę, ze na samo miasto warto mieć więcej czasu. Z perspektywy fortu wygląda dość ciekawie.

Fort ogrom – nawet obiektyw szerokokątny nie wystarczył.

Niestety wyczytałam, ze fort w Nizwie jest czynny do 16 i chcieliśmy dzisiaj do niego dotrzeć. I tu sprostowanie – do 18,00.

NIZWA – drugie pod względem wielkości miasto, które kiedyś było stolicą. Znajduje się tutaj kolejny fort, najbardziej znany, ale wg nas najmniej ciekawy pod względem architektonicznym, choć najdroższy. Ceny za wstępy do wszystkich fortów poza nim to 5 zł. A w Nizwie 50 zł.

To co nas najbardziej zaciekawiło, to wystawa zdjęć przedstawiających procesy odbudowy fortu, które miały miejsce nie tak dawno bo w latach 1985-1995. I ekspozycje dawnego a może i obecnego życia Omańczyków.

Aż trudno uwierzyć, że to tego czasu, czli lat 90-tych Oman był biedną właściwie osadą. Przecież kiedyś to było mocarstwo, które władało Kenią, Tanzanią, a na Zanzibar przeniosło stolicę. Za panowania ojca obecnego Sułtana podupadło. Tak bardzo, że w całym kraju było tylko 13 lekarzy. To oczywiście tylko przykład pewnego zacofania, z którego państwo jednak się odrodziło dzięki obaleniu przez obecnego władcę rządów własnego ojca. Obecny Sułtan ma duże ambicje. Kraj się rozwija, zmienia…oby tylko dobrzy ludzie pozostali i by ich konsumpcjonizm nie pokonał. Są wyjątkowo życzliwi i bezinteresowni. Zupełnie inni niż w ZEA.

Widok z fortu na odnowiony suq

Sam fort można podzielić na dwie części : wielką wieżę i pałac. Wieża jest bardzo praktyczna  – na samej górze jest wiele miejsc do odpoczynku. Oj potrzebowaliśmy chwili. Fort zawiera również wiele eksponatów i artefaktów wyświetlanych w każdym z pomieszczeń . Jest też ładny sklep z pamiątkami i stała wystawa, która ilustruje historię geograficzną Omanu i wiele szczegółów na temat historii Nizwy będącej kiedyś stolicą Omanu.

W naszej subiektywnej opinii fort sprawia wrażenie najbardziej komercyjnego. To czego bardzo żałowaliśmy, to braku dbałości o ekspozycje nocną – zabytki w Omanie raczej nie są oświetlane, a na pewno wiele by wówczas zyskały.


Początkowo mieliśmy rozbić gdzieś namiot. Ale moment. Tak spędzić noc sylwestrową?  Dla uciszenia sumienia nawet pojechaliśmy do miejsca gdzie znajdował się camping…ale już wówczas mieliśmy oboje w głowach kiełkującą myśl: sprawdzić na bookingu jakiegoś lasta. Lasty w Omanie…hotele w Omanie…ceny tychże i stosunek ceny do jakości – to temat na osobny wpis. Ale oczywiście znalazłam i to z basenem. Po kilkunastominutowych negocjacjach z radością przystałam na…cenę z bookingu. Jakaś porażka zawodowa! Wstyd przyznać się w pracy. Ale to oni tu dyktują warunki. Hoteli mało. Pokoi kilka. Ceny zatem kosmos. I tak w całym kraju.

No ale nie widzieliście naszego szczęścia gdy skakaliśmy po wielkim łóżku, jakbyśmy nigdy w lepszych nie spali i cieszyliśmy się białą, pachnącą, ciepłą pościelą!  Jak się docenia coś zwykłego gdy się to coś straci, choćby na jedną, jedyną noc w górach.

A oto i luksus za 100E za noc.

Sylwester wart opisania:  Pojechaliśmy w miasto  na kolację sylwestrową. Co to była za uczta! Sałatki, humusy, szaomy, soki, kurczaki.

I ten ich niesamowity zgiełk. Chyba polubiłam facetów w sukienkach. Dostojnie wyglądają

A gdy wróciliśmy do hotelu zdążyliśmy nastawić zegarki na 23,55 i padliśmy. Tuz przed północą wystrzeliliśmy dwa  szampany z Polski i zatańczyliśmy przy Gustawo Lima…i? padliśmy !!!

Ten dzień uroczy – pokazał jak dobrze umieć się cieszyć z drobnych rzeczy, ale i jak ważne by o siebie zadbać ( czemu nie hotel z basenem zamiast namiotu ) no i jeszcze jedno…mimo różnych okoliczności trzeba pielęgnować pewne zwyczaje, szampan, taniec…pyszna kolacja…związek.

komentarzy 7

Skomentuj MAGDA Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *