Azja,  Oman,  Podróże

MUSCAT – TRUDNE PIĘKNEGO POCZĄTKI

Zaczęliśmy oczywiście od stolicy, w której wylądowaliśmy nad ranem. Pomimo  trudów podróży postanowiliśmy nie tracić  czasu i resztek sił na dojazd do hotelu i powrót do Meczetu – odległości w tym kraju są niebywałe, a określenie –  przejazd przez miasto nabiera zupełnie innego znaczenia.

Z przekonaniem, że odpoczniemy później, złapaliśmy taxi i po szybkich negocjacjach i kilkunastu minutach staliśmy już przed reprezentacyjnym wejściem do Wielkiego Meczetu Sułtana.  Meczet wygląda z tej strony bardzo ładnie, zwłaszcza z przepięknymi kwiatami na pierwszym planie, jednak nie tędy się wchodzi do środka.

Należy udać się na lewo, do miejsca które upodobali sobie taksówkarze jako parking. Chociaż za wstęp nic się nie płaci, to taksówkarze szukają każdej okazji by dorobić. Proponowali mi odpowiednie galabeye, w których będę mogła wejść. Otóż nie są potrzebne, jeśli na się zakryte ręce i nogi. A ja miałam spodnie i bluzę z długim rękawem, a na pod orędziu chustę, którą mi pani przy wejściu  przepięknie upięła. Muszę przyznać, że zawsze podziwiam jak one pięknie upinają te chusty, a tu w Omanie szczególnie kobieco i twarzowo. Sam meczet jest oczywiście bardzo ładny, zwłaszcza jego wnętrze ozdobione ogromnymi, pięknymi żyrandolami. Są one pozłacane i  wykonane z kryształów Swarovskiego. Największa z lamp ma 8 metrów średnicy i waży 8 ton. Została wpisana do Księgi rekordów Guinnessa jako największy i najpiękniejszy żyrandol na świecie.

Jednak jeśli ktoś widział meczet w Abu Dhabi lub jeszcze piękniejsze w Iranie, może odczuć lekki zawód. Ale czy słusznie? Czy nie należy podejść do tego indywidualnie i zrezygnować z porównywania? Pewnie tak, tylko dla mnie to obiekty architektoniczne tego samego przeznaczenia i trudno jest mi ustrzec się przed porównaniami. Gdybym jednak wzniosła się ponad to, to z chęcią przyznałabym, że…

Na swój niepowtarzalny sposób  jest on napewno piękny w swojej prostocie, przechodzącej w surowość.  Nie jest ani stary, ani zabytkowy – został otwarty w 2001 roku. Za jego wyjątkowością przemawiają liczby. Najwyższy minaret ma 90 metrów wysokości i wraz z otaczającymi go czterema mniejszymi, symbolizuje pięć filarów islamu. Mozaiki krużganków przy dziedzińcu ozdobione są dekoracjami charakterystycznymi dla różnych regionów świata islamu: zarówno rdzennie arabskiego, jak i Iranu czy Indii.

Główna sala modlitw może pomieścić 6,5 tysiąca wiernych, a cały meczet wraz z dziedzińcami nawet 20 tysięcy. Sala robi wrażenie choć można ją opisać słowem – prostota.  Podłogę pokrywa prawdziwe arcydzieło: wspaniały perski dywan wykonany ręcznie w irańskim mieście Meszhed, gdzie kilkaset kobiet tkało go przez 4 lata. Waży on 21 ton i ma ok. 4200 m2.

A oto dywan, chroniony jak tylko można

Z meczetu pojechaliśmy taksówką do Opery Narodowej, chluby Muscatu. I słusznie…bo jest prawdziwą perłą.  Jest trzecią sceną operową w krajach arabskich Bliskiego Wschodu – po scenach w Bejrucie i Kairze. Budowę pierwszego teatru operowego w Omanie, który zainaugurował działalność w październiku 2011, zlecił sułtan Omanu Kabus ibn-Said, miłośnik muzyki i europejskich oper.

Opera jest wyjątkowa. Cały czas gra subtelnie muzyka, co czyni zwiedzanie jeszcze atrakcyjniejszym. Główna sala jest przebogata, utrzymana w głębokiej czerwieni. Wygląda naprawdę imponująco.


Po trudach podróży i zwiedzaniu największych zabytków Muskat, dotarliśmy do hotelu, o nazwie Mutrah, czyli zaczerpniętej z nazwy dzielnicy, w której powstał w 1970 r będąc najstarszym hotelem w Omanie. Jest inny niż pozostałe. Budynek główny, w którym mieści się recepcja i restauracja jest niskiej zabudowy, bogato zdobionej elewacji. Hotele w Omanie są stosunkowo drogie, jak na ceny i standardy w Polsce. W nim jednak czuliśmy się bardzo dobrze, absolutnie spełnił nasze oczekiwania, również lokalizacyjne. Ciekawostka jest to, że jest to jedyny w Omanie hotel, w którym są wszelkie alkohole. Z przyjemnością wypiliśmy wino i piwo do przepysznej kolacji.

i wersja nocna.

Hotelowa restauracja i wspaniała kolacja. Jedzenie jest w Omanie bardzo tanie. Za ogromną kolację, nie do przejedzenia zapłaciliśmy 26 zł za 2 osoby

Tego typu urlop wykorzystujemy maksymalnie na miarę swoich możliwości fizycznych. A tych nam nie brakowało. Bardzo chcieliśmy zwiedzić stary suq i okolice. Dotarliśmy do nabrzeża. Do godziny 16-ej jest sejsta, spokój i cisza…dopiero po tej godzinie zaczyna się życie w bliskowschodnim tempie. Na ulicę wychodzą całe rodziny, jest gwarnie, tłumnie i wesoło. Nikt nie zaczepia na suqu, sprzedawcy nie są natrętni, chętnie jednak schodzą z cen. Takie zakupy to zmiana w stosunku do zakupów w Egipcie, czy Maroko.

Zachwyciły nas sklepy z ubraniami dla kobiet. Jest ich niebywała ilość, a ręczna robota, którą można podziwiać na miejscu, po prostu zwala z nóg. Nie mogłam się oprzeć. Aparat poszedł w ruch.

 Skusił nas zapach…zapach świeżo wypiekanego chleba…zachęceni przez odpoczywających na schodach Omańczyków weszliśmy do piekarni. Tradycyjnej. Takiej jakie widywaliśmy w Gruzji. Zobaczcie sami. Oczywiście poczęstowali nas pysznym chlebem. Cudowni ludzie. Jeszcze pamietam jego smak.

W Omanie warto jadać w „coffe shopach”. Jadać i pić. Osobiście byłam zachwycona systemem jedzenia na wynos i zamawiania kawy – podjeżdża auto i chłopaki z coffe shopów działają jak sprawny albo sprawniejszy McDrive. Shaoma to koszt 1 zł. A ilu fajnych ludzi można spotkać i o czym pogadać. Bezcenne.

A potem w takim miejscu można zjeść. Czyż nie pięknie?

Lub w takim miejscu.

Świeżo, szybko, smacznie. Wieczór mimo zmęczenia był do końca wspaniały.


Nabrzeże  jest bardzo długie, ciągnie się kilometrami. Jeśli ktoś lubi spacery to jest to miejsce dla niego. Jeśli ktoś nie koniecznie lubi środkiem nożnym się przemieszczać, to jest jeden jedyny autobus nr 4, który jeździ w kółko…od targu rybnego do Pałacu Sułtana. Cena biletu 2 zł.

Zanim Pałac, to najpierw kilka widoków.

Pałac Sułtana i Ogrody – Pałac położony jest na terenie zabytkowej dzielnicy Maskatu, w pobliżu portu, pomiędzy zbudowanymi przez Portugalczyków fortami noszącymi dziś nazwy Al Dżalali i Al Mirani. Został zbudowany w latach 70 XX wieku. Niestety do Pałacu nikogo nie wpuszczano, podobnie zresztą jak do fortów. Mogliśmy nacieszyć oczy tylko tym, co na zewnątrz. Można tu spędzić ponad 2 godziny, spacerując wśród niebywale zadbanych klombów, drzewek, wśród trawników strzyżonych chyba nożyczkami. Choć nie wchodzi się do fortów, to na pewno warto przespacerować się w ich pobliże.

Z Pałacu wróciliśmy autobusem, oczywiście nr 4, ale zatrzymując się na kolenych przystankach i zdobywając kolejne Forty, wieże, baszty…

Stolica Omanu zrobiła na nas duże wrażenie. Zapamiętamy ją jako miejsce, w którym czas spowalnia, wszystko staje się niespieszne, przyjemne. Słowo odpoczynek nabiera swego pierwotnego znaczenia. Nie pamietam bym w jakimś miejscu, mimo zmęczenia podróżą i intensywnego zwiedzania czuła się tak zrelaksowana i wypoczęta.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *