Azja,  Iran

NATURA RZĄDZI – PLENERSKI IRAN

 

img_1399a

Rozpoczynamy dwu dniowe szaleństwo na łonie natury. Uwielbiam pustynie, na wielu byłam, ale jeszcze nigdy na tzw. solnej. To miał być mój pierwszy raz. Zanim jednak dotarliśmy do trzech różnych pustyń, w tym tej nieznanej mi, odwiedzaliśmy po drodze wiele ciekawych miejsc wokół Kashan.

Wycieczkę kupiliśmy u znanego w Kashan przewodnika i organizatora wypraw. Koszt wycieczki 2 dniowej z noclegiem w Caravanseraj to 40$ od osoby. Zaczęła się różnorodna przygoda.

Podziemne miasto –NOUSH ABAD UNDENGROUND – było pierwszym punktem wycieczki- jeśli ktoś widział kiedykolwiek podziemne miasto – tu może być rozczarowany. Reklamowane jest jako największe na świecie. To określenie jest dość nonszalanckie. Miasto stanowi kilka pomieszczeń i …nic więcej. Wstęp jest, jak to w Iranie -dość drogi, a atrakcja bardzo słaba. Ja nie weszłam i nie żałowałam.img_1310a

Okazało się, u kosmetyczki, że mam klaustrofobię – wszystkim śmiejącym się z tego mogę śmiało napisać – TAK wszystko jest w naszej GŁOWIE – a w mojej było – WYJŚĆ z podziemnego miasta!. I wyszłam. Facet w kasie gdy mnie zobaczył oddał mi od razu pieniądze, a naprawdę o tym nie myślałam. Musiałam chyba wyglądać na bardzo wystraszoną. Oczywiście Irańczycy mnie ugościli i zabawiali rozmową. Spędziłam ten czas bardzo miło. Byłam zaskoczona, że Wojtek tak szybko wrócił, ale gdy pokazał mi zdjęcia z dwoma pomieszczeniami, zrozumiałam, że nie miał co oglądać.

img_1316a

img_1317a

Jedziemy dalej by zobaczyć pozostałości zamku NOUSH ABAD CASTLE – malownicze. Wystarczy kilka minut na zdjęcia

img_1330a

img_1327

img_1332a

Jedziemy do HOLY SHRINE – Piękny meczet. Shrine czyli światło. Światło jest bardzo ważne w religii Irańczyków. Meczety w środku są wykładane mozaikami z lusterek, dzięki czemu, jak twierdzą wystarczy jedna świeczka by całe wnętrze oświetlić, a światło zbliża ich do Boga. Tak właśnie kojarzy mi się IRAN, jego Meczety, ale i Pałace – przepięknie wyłożone lusterkami. Iloma? Ponoć tylko Bóg wie. Oczywiście część dla mężczyzn jest bogatsza, choć ten meczet akurat i w części dla kobiet jest mieniący się kryształkami.

img_1338a

img_1347a

Moją uwagę zwrócił nie tylko meczet, ale i ludzie siedzący w pobliżu. Panowie prężyli się dumnie do fotografii.

img_1351a

Czas na pustynie – i to różne – taką nieco zbitą niczym skała i piaszczystą mającą przepiękny kolor. Z radością powspinałam się po czerwonych wydmach. Ileż ja mam frajdy na pustyni – to taka wędrówka z wydmy do wydmy, aż po sam kres horyzontu. Uwielbiam usiąść i zapatrzyć się w dal. Uwielbiam wyobrażać sobie jak taką drogę pokonywały karawany…Dla mnie piach pustynny to też żywioł.img_1355

img_1357a

img_1375a

img_1385a

img_1391a

img_1398a

I nadszedł czas na Słone Jezioro – nazywane przez niektórych słoną pustynią – zawsze chciałam to zobaczyć – tę spękaną od soli ziemię, tworzącą kruche płaty. Pierwszy raz już za mną- spektakularnie nie było, ale podobało mi się. Teraz mam zaostrzony apetyt i czas na takie jeziorko w Boliwii.

img_1407a

img_1418a

I zastał nas zachód słońca nad słona taflą, kruchą jak lód.

img_1425a

Po zachodzie słońca pojechaliśmy do Caravanseraj. Na to czekałam najbardziej – noc w Caravanseraj – noc pod gwiazdami. A gwiazdy na pustyni są wyjątkowe. Mieliśmy piękne lokum usłane dywanami. Spaliśmy na miękkich kocach. A wokół czarna noc. Podano nam kolację i w międzynarodowym gronie- Litwini, Malezyjczycy z Borneo i My. Siedzieliśmy wpatrzeni w gwiazdy i rozmawialiśmy o podróżach. Wyjątkowy czas – na skrawku dywanu kilka osób zakochanych w podróżach i zasłuchanych w barwnych opowieściach. Przyniosłam pocztówki z Polski, które przysłali mi znajomi z całej Polski i muszę przyznać, że nasz kraj wzbudził ogromny zachwyt. Malezyjczycy byli oczarowani, a Litwini zaskoczeni.

img_1460a

img_1443a

img_1464a

img_1466a

img_1474a

img_1478a

Rankiem po śniadaniu opuszczamy Caravanseraj i chłonąc widoki po drodze, docieramy dalej do Świątyni Ognia- lub tego co z niej pozostało. Zwiedzamy też Natanz Mosque.

img_1484a

img_1487a

img_1489a

img_1493a

świątynia ognia

img_1561a

i Meczet, który mogliśmy obejrzeć przez niemal dziurkę od klucza

img_1550

A teraz zapraszam do wyjątkowego miejsca. Wywarło na mnie duże wrażenie. Bardzo się cieszę, że do niego zawitaliśmy. ABJANEH. Urocze miasteczko Abjaneh. Miasto z powodu koloru budulca domów zwane jest czerwonym miastem. Biegałam między domkami jak szalona. Ależ mi się podobały te uliczki, zakamarki. Pierwsze miejsce, które odkryliśmy to była artystyczna kawiarenka. Wypiliśmy mocną herbatę z cukierkami, zagryźliśmy biszkoptami. Najciekawszy był wystrój i sam właściciel knajpki.img_1509a

img_1511a

W miasteczku babulinki sprzedawały na każdym niemal rogu uliczek suszone jabłka. Nie mogłam sobie ich odmówić. Droga ta przekąska, ale jaka smaczna i jaka radość w ich oczach. Babcie również nosiły chusty, ale kolorowe, w piękne kwiaty, róże. Wreszcie radośnie wyglądające kobiety. Przechadzając się po miasteczku odnosiliśmy wrażenie, że mieszkają w nim sami starsi ludzie. Abjaneh to urocze miejsce. Polecam by jadąc z Kashan odwiedzić je – zatrzymać się na jabłka i herbatę u perskiego hipisa.

img_1495a

img_1517a

img_1510a

img_1516a

img_1526a

img_1523a

To były piękne dwa dni. Pełne wrażeń i cudownych widoków. Czułam się bardzo szczęśliwą we wszystkich tych miejscach. Nadszedł jednak czas na Irańską multikulturową metropolię – Isfahan.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *