STOPEM PRZEZ GRUZJĘ – KACHETIA
Kachetia to region winnic, pięknych krajobrazów i ciekawych zabytków. Czas dla nas w tym miejscu zwolnił. Nie spisząc się postanowiliśmy przemierzyć ją autostopem.
Jak dotrzeć do regionu Kacheti? Jeśli wracamy z Kaukazu, lub w ogóle skądkolwiek w Gruzji to pewnie wysiadamy dworcu Didube. Z tego dworca metrem na dworzec południowy stacja metra Samgori. Kupuje się kartę za 3 lari i można przejechać 2 razy. Zasada jest taka. 2 lari karta a każdy przejazd 0,5 lari. Doładowuje się wszędzie. Super wygoda. Używa się jej również by dojechać kolejka na wzgórza w Tbilisi.
Wychodząc z metra pytamy faceta który szedł z rodzina o to gdzie są marszrutki jadące do Telavi – region winnic jest naszym celem. Facet zostawia żonę, dzieci i za rękę prowadzi nas do właściwego miejsca, dogaduje się z kierowcami, wsadza nas w marszrutkę. Po chwili wraca z butelkami mineralnej dla nas na drogę. Ich bezinteresowność jest kochana.
Przy marszrutce pewna kobieta bardzo chciała dogadać się po angielsku…nie dała rady…zaczęłam jej pomagać tłumacząc z anglika na rosyjski, ale jakiś łamany miała ten język. Okazało się, że jest z Austrii…zapytałam czy nie woli po niemiecku;) i dałyśmy radę. W podróżach te moje różne języki okazują się przydatne. Cóż…nam w Gruzji łatwiej ze znajomością rosyjskiego. Nie wyobrażam sobie bez tego języka. Tam tylko 1 spotkana osoba mówiła po angielsku – właściciel winnicy do której zmierzaliśmy.
Marszrutka jedzie się 2,5 h a w Telavi podrzucił nas kierowca do marszrutek do winnicy…droga była…ciekawa. Od 10 rano 3 marszrutki i metro. Sama droga to przygoda.
Winnica okazała się wyjątkowa. Coś pięknego. Na dzień dobry witają nas winem. Do kolacji wino gratis, a nawet gdyby trzeba było płacić to 9,5 zł za litr fantastycznego wina. Podczas kolacji pogadaliśmy z Holendrami, na temat Gruzji, planów, sposobów przemieszczania się, po czym poszliśmy do założonego przez pasjonatę – właściciela – muzeum wina. Zrobił to w sposób naprawdę imponujący…cała historia wina i Gruzji…proces, efekty tego procesu czyli nie tylko wino i czacza, ale i masło, kompociki, soki, nalewki, brandy…Wszystko wyeksponowane, podświetlone, ruszające się i wydające odpowiednie dźwięki a wszystkiemu temu towarzyszy w tle muzyka gruzińska.
Po obfitym śniadaniu i wzięciu 1 litra wina na drogę idziemy łapać Stopa. Chcemy się dostać do Kvareli, zwiedzić tam najdłuższe tunele winnic, potem Nekresi – klasztor i Gremi. Będzie też czas na Signagi czyli miasto zakochanych.
Ale mamy luźne podejście do planu, licząc się z tym że stopem może się po prostu nie udać. Jednak to nas nie martwi…sama wyprawa ma być przygodą, nie napinamy się, jest nam tu tak dobrze.
Próbując łapać auta mijamy myjnię, a na niej jeden kierowca pyta nas czy mamy czas bo jeśli tak to gdy on umyje auto to chętnie nas podwiezie gdzieś. Mamy czas a jakże…jest ławeczka, jest wino, jest ochoczy człowiek no i nasz nowy przyjaciel – pies z winnicy który nas tak ulubił ze sypiał pod naszymi drzwiami i nie opuszczał nas na krok…czego chcieć więcejJ
Zachary – Kierowca okazał się bardzo fajnym facetem, który co prawda jechał do Tbilisi, ale skoro my do Kvareli to on też. Tbilisi poczeka. Gdy usłyszał że jesteśmy Polakami, zaraz nas zaprosił do domu na kolacje. Za podwiezienie pod sama bramę winnic nie wziął nic.
A oto piekna winnica.
Za 12 lari na osobę kupujemy pakiet degustacyjny i wybieramy rosyjskojęzyczną przewodniczkę. A co! Szlifujemy.
Temperatura cudo…chłód…przyjemny chłód…my w krótkich rękawkach a pani omatulona poubierana i trzęsąca się z zimna. Pięknie opowiada o historii winnicy, o posiadanych winach o procesie wytwórczym. Podczas degustacji o próbowanych winach. Smakujemy 2 czerwone gruzińskie, można również wybrać produkowane w Gruzji metodą europejską, ale nie mamy takiego pomysłu. Dostajemy sery i jabłka oraz masło które powstaje jako produkt uboczny podczas procesu produkcyjnego. Niech nazwa nie zmyli…to najczystsza…najwspanialsza oliwa. Pani kazała mi się nią wysmarować i odmłodniałam o 2 lata.
Mam u siebie kolekcję win z całego świata…chętnie i taką buteleczkę bym przytuliła. Otoczenie wokół winnicy jest bardzo zadbane i pięknie utrzymane. Fotogeniczne.
Ale czas wrócić. Tylko jak? Widzimy pakujące się do auta 2 osoby…zagadujemy – Rosjanie. Bez polityki okazuje, się że fajni są Rosjanie. Zresztą wiemy o tym już od czasów podróży po Rosji…po Petersburgu. Podrzucają nas na skrzyżowanie wylotowe w Kvareli.
Na przystanku grupa młodych chłopaków na nasz widok aż piszczy… Bardzo chcieli z nami zdjęcia…pozom nie było końca…normalnie jak w Indiach.
Łapiemy kolejne auto…smutny…zamyślony…przystojny chłopak szybko prowadzi samochód…podrzuca nas do skrzyżowania z Nekresi. Teraz tylko jak się dostać do tak dalekiego klasztoru. Idziemy początkowo na nogach…nic nie jedzie…upał dokucza. A klasztor tak daleko…
Umawiamy się z Wojtkiem że skoro nic na siłę to idziemy 10 minut i jeśli nic nie pojedzie to odwrót. Mamy szczęście. Młode chłopaki sącząc piwo jadą w naszym kierunku. Chętnie nas zabierają podwożąc pod kasy.
Kupujemy bilety i specjalna marszrutka zawodzi zwiedzających na szczyt. Jedziemy. Wiatr we włosach Klasztor stary, bardzo dobrze zachowany. Piękne mozaiki. Jak się tyle czasu utrzymały? Razem z nami zwiedzają Rosjanie z Uralu. Dziewczyny na karteczkach wypisują życzenia i składają by w ich intencji odmówione zostały msze. To ja też…mam ich przecież tyle.
Na terenie mamy kilka kaplic, pałac biskupi i ruiny osady. W jednej sali można także zobaczyć gruziński „marani”,”piwniczkę” gdzie mnisi produkowali wino tradycyjną gruzińską metodą.
Decydujemy się zejść na dół na nogach…idziemy…idziemy…temperatura ponad 40 stopni…ale nagle zjeżdża marszrutka z Rosjanami i nad podrzuca na dół. No i dobrze choć sam spacer też był mimo upału niezły dzięki widokom.
Rosjanie idą jeść, a my w długą…znowu idziemy…idziemy…nic nie jedzie…I kto się zatrzymuje? Najedzeni znajomi z Uralu. Też jadą do Gremi więc zabawa trwa. Gremi miasto, które istniało tylko 150 lat. Pochodzi z XVI wieku. Mieściła się tu siedziba Króla Kacheti. Z okresu jego egzystencji pozostał tylko kościół i dzwonnica na wzgórzu.
Zdecydowaliśmy jechać dalej, nie czekając na Rosjan, wierząc, że znowu nam szczęście dopisze. Wyczarował się przy nas samochód, a w środku 2 wesołych panów. No i znowu na hasło : jesteśmy z Polski, stanowczo mówią, że najpierw poznamy ich gościnność i zabierają nas do swoich kompanów, do winnic, a potem do samego hotelu. Kompanami okazali się pracownicy winnic, którzy właśnie ucztowali…zastawione stoły, czacza lała się strumieniami, a wino wiadrami. Od razu nas przyjęli z otwartymi ramionami, dostaliśmy talerzyki szklanki i zaczęło się wznoszenie toastów. Jeden przez drugiego, w końcu wszyscy na raz…prawi się kłócili i prześcigali który więcej za nasze zdrowie i pomyślność toastów wzniesie. A my? Zachwyceni, roześmiani…zadziwieni
Gdy chcieliśmy wracać ciężko było się wydobyć z ich uścisków i wesołych nawoływań.
W hotelu krótki odpoczynek i gdy zadzwonił Zachary, że już na nas czeka udaliśmy się na rodzinną kolację. Dla dzieci zabraliśmy wory słodyczy…cieszyły się szkraby bardzo. Żona odświętnie ubrana, Babcia też, a…stół się uginał pod ich płodami rolnymi i wytworami hand made. Twierdzili, że niczego nie kupują…sery, osti, kurczaki, pierogi, gołąbki, ciasta, placki, tort…wszystko sami…ze swoich składników…nie wspominając o własnym winie i czaczy.
Dostaliśmy od nich na drogę wszystko co mogli dać i Zachary odwiózł nas wraz z żoną i dziećmi do hotelu, obiecując, że gdy będziemy chcieli jechać do Tbilisi – on nas zabierze.
Gdy docieramy do winnicy wita nas właściciel …winem…o nie! Tak zakończył się niezwykle intensywny i zaskakujący dzień.
Czas na perełkę regionu – Signagi – miast zakochanych. Można się w nim zakochać. Najpierw udaliśmy się do Klasztoru Bodobe. Nie jest on ani najstarszy, ani najciekawszy architektonicznie – ale najważniejszy dla wielu Gruzinów, i to od wieków. Dawniej w monastyrze koronowano władców Kachetii. To tu spoczywa św. Nino, która wedle wierzeń schrystianizowała Gruzję.
A gdy docieramy do Signagi…
To trafiamy na ich tzw dożynki – zbiór winogron nalezy uczcić. Co robią Gruzini? Wystawiają wzdłóż drogi stoły, ławy i częstują wsyzstkich i siebie nawzajem płodami tego lata – wino, winogrona, sery, szaszłyki – stoły się uginały, wciąż coś donoszono. Wszystko rozdają za darmo ciesząc się z tego, ze z nimi usiądziesz i trochę pogadasz. Niezwykły kraj. Niezwykli ludzie.
komentarzy 13
Anszpi
Nie jestem fanem wina ale takie winnice chciała bym kiedyś zwiedzić i poznać
Edyta
Robia wrazenie nawet gdy sie nie degustuje, chociaż jako ze jest inaczej robione to napewno z ciekawosci warto ??
Anna
chętnie bym się tam wybrała <3
Aleks
Mam dzięki Wam nową motywację do nauki języków 😀
Edyta
A…to bardzo sie ciesze. Wlasnie wrocilismy z kolejnej podrozy podczas ktorej znowu przekonalismy sie ze ang jest nie wszedzie wystarczajacy. Francuski byl jedynym jezykiem
Wredotek.pl
Cudownie! Gruzja to moim zdaniem jedno z najbardziej niedocenianych państw. Bardzo bym chciała tam pojechać i zwiedzić ten kraj.
Krystyna Bożenna Borawska
Gruzję chętnie bym odwiedziła, to taki ciekawy i gościnny kraj 🙂
Edyta
Bardzo ciekawy. Polecam
Kornel Tomicki/Trener relacji
Ile kolorowych zdjęć! Gruzja prezentuje się cudownie, musze tam pojechać 😉
sylwia skowyrska
Ależ tam jest pięknie!
Roksana www.kopanina.pl
Pięknie tam
Edyta
Pieknie i goscinnie ?
Atrakcyjne wakacje
Piękny kraj, nam narazie pozostaje oglądać zdjęcia