Afryka,  Etiopia

LALIBELA – BELLA

img_4157

…a bóg odesłał go na ziemię z poleceniem budowy kościołów i wysłał aniołów…

Dzień w Lalibeli przywitał nas słońcem….słońce na niebie i słonce w sercach – było mi lekko i spokojnie…zjedliśmy wyśmienite śniadanie no a wcześniej był prysznic – ciepła gorąca woda….hm niby takie oczywiste…każdy z nas ją w domu ma. Ale tu to wyjątkowa sytuacja, stoimy pod strugami i zmywamy z siebie stres…niepokój…wczorajszego dnia. Jest dobrze. Jesteśmy cali i zdrowi  ( chyba bo komary gryzą) cieszymy się drobnymi rzeczami i doceniamy siebie. Trzeba do tej Etiopii wyjeżdżać tak co jakiś czas by sobie przypomnieć, uświadomić…że mamy wiele…bardzo wiele i trzeba to cenić i czerpać z tego radość.

Złapaliśmy tuk tuka – za 50 birrów . W Gonder jeździli po 20 . Co ciekawe i tu mafia sięga – tuk tuki należą do firmy z Gonder, a kierowcy zarabiają 75 birrów na dzień. Przelicznik przypominam – 20 birrów 1 $  Czyli tuktukowiec zarabia ok 3,5 $ na dzień.

Docieramy do biura w którym kupuje się bilety do kościołów – 50$ – rozbój. Wstęp obejmuje również muzeum. Robi wrażenie ze względu na starość eksponatów. Jest malutkie właściwie jedna salka. zakaz robienia zdjęć…no chyba ze zapłacisz. Ciekawe jest to, że w Etiopii na ogół zdjęcia to sprawa oczywista ale nagrywanie już droga…Jeśli wejście kosztuje 200 birrów to nagrywanie prawie 1/2 tej ceny.

Zaczynamy od zwiedzania pierwszej części. Są w sumie dwie plus odosobniony kościoł św Jerzego. Mimo, że naoglądałam się zdjęć w internecie muszę przyznać, że kościoly robią wrażenie.img_4085

img_4080

img_4107

img_4118

img_4136

20160112_114441

20160112_115746

Spacerkiem powoli przechodzimy od kościółka do kościółka…przyglądamy się i samym bryłom jak i służącym w imię Boga – oddanym księżom…biednym ludziom którzy mają swoja pasję, a jest nią wiara. Nie są otyli bo nie mają pieniędzy…mało jedzą…dużo się modlą. Pojawiają sie i znikają w otchłani skalnych korytarzy…taka mistyka…

Same przejścia między kościolami  zasługują na opis…są cudownymi labirynatmi, a ja odkryłam w sobie na nowo „MALEGO KSIĘCIA”…biagałam wskakiwałam do każdej dziury, zaglądałam w każdą szparę, ale nie miałam szału w oczach – wiedzanie było wypadkową tego wyjątkowego spaceru…niespiesznego…na swój sposób „bezmyślnego” bo myśli uwolniłam i miałam wolny umysł.

Kościół Jerzego był zamknięty, a może i dobrze bo w końcu czas coś zjeść. Trafiamy do przypadkowej kanjpy, w której Pani o imieniu…uwaga, uwaga – Etiopia serwuje nas pyszne jedzenie

img_4185

img_4186

img_4189

To była najlepsza indżera jaką jadłam. Kawy Etiopia parzyła oczywiście tradycyjnie – wszędzie mają stanowiska do parzenia kawy w swoim stylu…z dużą dozą dymu przypominającego nabożeństwo różańcowe:)

Gdy objedzeni wracamy do Jerzego – nasi przewodnicy cały czas na nas czekają. Byłam przekonana ze będą oczekiwali zapłaty. Byłam na to gotowa…i jakież było moje zdziwienie gdy chłopcy zgodnie odrzekli że absolutnie nie chcą nic bo pieniądze są ZŁE. Ich babcie nie pozwala brać pieniedzy. Pieniądze otrzmane…to łatwe pieniądze, a te prowadzą do tego że się pije i używa narkotyków, a oni chcą się uczyć i jeden z nich chce być doktorem dla zwierząt. Oni mogą nam pokazać wszystko ale nie wezmą za to nic. Na koniec dali nam krzyżyki świętego Jerzego zrobione z rzemyków – którymi obdzieliliśmy na szczęście fajne osoby:)

A u Jerzego….

img_4064

img_4170

img_4179

img_4222

img_4157

…a u Jerzego malutko miejsca…Te kościoly są bardzo skromne, zgrzebne, takie trochę zaniedbane, albo to mój europejski pryzmat. U nas są przecież wystawne, bogato zdobione, a tu nie…tutaj czasami jest dostrzegalny pewien nieład…ale czy chodzi o wystawność kościołów…na skupianie się na sztukaterii i ornamentach? czy na modlitwie…

Idziemy do części drugiej. Bez naszych przewodników byłoby dłużej – znali skróty.

img_4243

img_4236

img_4275

img_4279

i oglądamy koniec 3 dniowych modlitw…biedni ludzie, głodni…spragnieni.

img_4259

img_4263

img_4275

komentarze 2

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *