Indonezja,  Jawa

BEZSENNOŚĆ NA JAWIE – BANDUNG

IMG_7797…i sen się spełnił…

Bilety kupione, te wewnętrzne też, wszystko zaplanowane…tylko grupa się rozrastała. Ale to dobrze. Okazało się, ze w grupie jeszcze weselej i raźniej a ta zdała egzamin na 100%

Plan był i był dość wymagający, ale już od jakiegoś czasu mamy poczucie, że gdy jest łatwo to jest nudno…może to jakaś choroba zwana uzależnieniem od wyzwań. A wyglądało to tak:

Zaczynamy kolejną podróż do Indonezji.

Jakarta była  dla nas wyłącznie miejscem tranzytowym. Zupełnie nie mamy na nią ochoty – pierwsze wrażenie, choć irracjonalne jest trwałe – a nie jest dobre. Uciekamy rankiem na dworzec, by wsiąść do pociągu nie bylejakiego. Kupiliśmy bilety na tiket.com otrzymując  numer rezerwacji – a ten należy na miejscu na dworcu wprowadzić do komputera i samemu wydrukować bilet właściwy. Proces jest bardzo prosty, wręcz intuicyjny. Posiadając bilet, przechodzimy odprawę taką jak na lotnisku. Na perony mogą wejść wyłącznie pasażerowie – i to mi się podoba. Dlaczego w Azji i najczarniejszej Afryce jest taka ochrona, zabezpieczenie, a w Europie poza może Madrytem ( po ataku nauczonym) – nie? Pociąg jedzie 3,5 h, jest bardzo ładny – ma nawet specyficzny wagon WARSEM w Polsce zwanym. Stewki – bo owszem są w pięknych uniformach serwują herbatę przesłodzoną do granic moich kubków smakowych ( normalnie nie słodzę )Przejazd kosztuje około 30 zł za osobę. Podziwiamy widoki  nasycone zielenią. A Bandung? No coż..wita nas ulewą! Z trudem pakujemy się w takich warunkach do taksówki . Na ogół jeździmy jedną większą. Bagaży mamy jak zawsze mało. Za 350 tys rupi czyli nieco ponad 100 zł wozi nas przez całe popołudnie tam gdzie chcemy, dowożąc do hotelu. Zwiedzamy Kawah Putih. Wejście 60 tys rupi czyli czyli 18 zł. Zasada jest taka że mnożę razy 3. Ale musze się przyznać, że zera myliły mi się cały czas. Fajnie jest być milionerem…ale w oczach się mieni. Wulkan robi na nas ogromne wrażenie…mroczny…spowity mgłą…doskonałe tło i sceneria do horrorów. Z każdej strony, z każdego ujęcia bardzo nam się podobał.

 IMG_7767

IMG_7796

IMG_7794

IMG_7792

IMG_7790

IMG_7789

IMG_7787

IMG_7783

IMG_7778

IMG_7793

Z wulkanu jedziemy pooglądać pola herbaciane – biegałam jak dziecko, ciesząc się zielenią i próbowałam zrywać listki – co za ciężka robota. Pola i bieganie w nich podobały mi się bardziej niż na Sri Lance.

IMG_7808

IMG_7812

IMG_7815

IMG_7839

IMG_7856

Driver podwiózł nas nie tylko do hotelu, ale i na zupki – zjedliśmy po 2 i to nie tylko dlatego, ze byliśmy głodni i nie tylko dlatego, ze chcieliśmy poczuć różnicę między baso a ayam…lecz były po prostu tak dobre….Igor po pierwszej łyżce zawołał: Moja tajska zupka!!!. Nie tajska- indonezyjska- dla mnie lepsza

IMG_7878

IMG_7969

Drugiego dnia zakolegowany driver podjeżdża po nas bo zmieniamy miejsce pobytu, chcąc realizować kolejne cele i zwiedzać inne miejsca w okolicy. Dla wielu osób może się to wydawać męczące, ale my z wyjazdu na wyjazd przyzwyczajamy się…nawet zaczynamy to  lubić…zaczyna nam z czasem tego brakować…

Ten wyjazd nie należał do łatwych – 11 miejsc noclegowych …różnych…Od Jawy do Flores…. Ty razem lądujemy w samym centrum Bandung, przy dworcu, w hotelu Sovia. Doba ok 100 zł za dobę za pokój z najwspanialszym śniadaniem. Zaczynamy rozglądać się po okolicy w poszukiwaniu transportu na wulkan. Podchodzimy do BEMO – to taki niby busik z siedzeniami równolegle do długości samochodu…Za 400000 tys nas zawiezie. Czyli 120 zł na 6 osób.

TANGKUBAN PARAHU – Z położonym w odległości trzydziestu kilometrów od miasta Bandung aktywnym wulkanem Tangkuban Parahu wiąże się fascynująca legenda o Dayang Sumbi, zachodnio-jawajskiej piękności, która wygnała z pałacu własnego syna Sangkurianga za nieposłuszeństwo. Widząc przeogromny smutek matki bogowie obdarzyli ją wieczną młodością. Po wielu latach wygnania Sangkuriang postanawia powrócić w rodzinne strony zatarłszy w sobie wspomnienia o matce. Dayang Sumbi również nie rozpoznaje syna, który zakochuje sie w niej i pragnie ją poślubić. W momencie, gdy młodzieniec wybiera się na polowanie Dayang odkrywa jego rodowy znak. Wiecznie młoda niewiasta, aby zapobiec przyszłemu ślubowi prosi Sangkurianga o wybudowanie tamy na rzece Citarum oraz o skonstruowanie łodzi przed wschodem słońca. Przy realizacji tego celu Sangkuriang posługuje się medytacją, wskrzeszając mityczne kreatury przypominające ogry, nazwane ‘buta hejo’ (zielonymi olbrzymami). Widząc, że zadanie zostaje praktycznie ukończone Dayang Sumbi zleca jednemu ze stworów rozrzucenie na wschód od miasta sukien czerwonego jedwabiu imitujących wschód słońca. Oszukany Sangkuriang wierząc, że nie sprostał nałożonemu na niego zadaniu i tym samym utracił miłość Dayang niszczy tamę wywołując katastrofalną powódź, po czym wywraca łódź do góry dnem. Obserwując z daleka górujący nad Bandung majestatyczny wulkan rzeczywiście nie można oprzeć się wrażeniu, że przypomina odwróconą łódź. Najpierw docieramy do Kawah Ratu. Gdy wychodzimy z bemo deszcz zanika, możemy nie tylko cieszyć się zdjęciami, lecz swobodnie, niespiesznie podziwiać krater. Naprawdę jest co.

IMG_8000

IMG_7985

IMG_7997

IMG_7998

Po spacerze postanowiliśmy cos zjeść. Najlepsze wydawały się jajka na twardo gotowane w kraterze Kawah Domas. Musieliśmy tam dotrzeć. Nasz drajwer kompletnie niekumaty, nic po angielsku nie mówiący, dopiero po zobaczeniu papierka o równowartości 15 zł zreflektował się, co ma robić. Podwiózł nas do wejścia na kolejny krater. Zapłaciliśmy za wstęp do Parku 200 tys czyli po 60 zł i bylismy pewni, że to obejmuje wszelaką penetrację. Cóż za niemiła niespodzianka….zaczyna za nami biec grupka facetów wołając, ze mamy zapłacić za przewodnika. No dobra takie numery to ja już przerabiałam w Indonezji. Nic z tego. Idę dalej i mówię zdecydowanie, że ja nie chcę przewodnika. Oni swoje, a  ja swoje. Mój Wojtek przerabiał to wraz ze mną więc też był zdecydowany na samodzielną szwendaczkę. Panowie byli jednak nie ugięci. W końcu stanęliśmy i mówimy im – nie tyle nie zapłacimy. Zjechali o połowę, rachunku oczywiscie nie dali. Od tej pory szedł z nami gość. I jak się potem okazało – bardzo dobrze, że szedł. a droga była genialna…

IMG_8014

IMG_8017

IMG_8019

IMG_8012

Idziemy wśród pięknej dżungli…co chwilę przystajemy, żeby zrobić fantastyczne zdjęcia…nie spieszymy się…nagle grzmot…drugi…i ściana deszczu. Tak lało, że nie sposob było przejść kilku kroków. Na ścieżce robiły się wodospady i kaskady wody. A my? A my sie śmialiśmy i gdy przewodnik ogłosił przystanek pod wiatą Edytka wyjęła- chleb, krakowską, Almette i C2H5OH…no i była zabawa. Patrzyli na nas jak na dziwnych. Przybył do nas sprzedawca płaszczyków przeciwdeszczowych i mówi 40 tys. A my na to – nam się nie spieszy – pijemy, jemy…Facet stoi i zdziwinony coraz bardziej – przecież każdy normalny kupiłby płaszcz i szedł dalej. No tak . Zrobimy tak, ale nie za 40 tys i nie od razu. Nam było dobrze. NEGOCJACJE NA PRZETRWANIE I ZNUDZENIE zakończyły się połowa ceny. Za 20 ty czyli 6 zł kupilismy płaszczyki – przewodnik odetchnąl z ulgą. Można iść. Piknik zakończony, ale humory dalej dopisują.  W podrży nie tylko cel sam w sobie jest ważny. Ważne jest również to się dzieje gdy do niego docieramy.

IMG_8021

P7210017

P7210020

P7210048

Czas coś zjeść. Dieta białkowa na wulkanie. Jajeczka siarkowe.

P7210030

P7210052

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *