Kuba

VARADERO – PLASTIKOWE PLAŻE?

Mówią różnie o Varadero…że kurort z plastiku, że wszystko pod turystów, że nie ma prawdziwej Kuby…no i mówią prawie dobrze. Jest to kurort pod turystów jak całe prawie wybrzeże Dominikany na przykład – i nikt tam nie narzeka. Nie ma prawdziwej Kuby w takim miejscu, podobnie jak prawdziwej Dominikany na Punta Cana czy Meksyku w Cancun… Kuby należy szukać gdzie indziej, ale wypocząć tu można.

IMG_1567

IMG_1613

Morze jest turkusowe, hotele przyjemne, a plaże…dają radę na 3 dni odpoczynku. Nam go było trzeba. Załatwiliśmy wszystko przez zaprzyjaźnione biuro podróży i Ewelinę. Sprawnie i szybko:) Trzy dni minęło na lenistwie. Junior grał w siatkę zadziwiając serwami, angielskim i hiszpańskim ludzi nie wiedzących gdzie Polska leży, a ja kontynuowałam naukę salsy i bachaty…
W przerwach raczyłam się mojito i zimnym białym winem. I tak stojąc kiedyś przy barze basenowym obserwowałam zamawiających ludzi…kobieta przede mną zamawiała…
– red wine with ice please
– no jak można czerwone wino z lodem pić? – mówię do Mojego Pierwszego
– dzień dobry – zwraca się do mnie już posiadaczka schłodzonego czerwonego napoju
– ooups…- ja zawsze coś musze chlapnąć – mówię z dziwnym uśmiechem – lubi Pani takie wino? – już odzyskuję nieco animuszu
– tak, a nie pija się czerwonego z lodem? – pyta zdziwiona
– nie ważne! – macham ręką – ja mam białe też z lodem – przecież nie zrobię wykładu o trunkach – to usiądźmy i pogadamy w ojczystym języku.
Miła Pani posiadaczka nie tylko zimnego wina ale i starszego wesołego męża mieszka od ponad ćwierć wieku w Kanadzie i jak wielu Kanadyjczyków uwielbia spędzać czas na Kubie.
Bardzo rzadko spotykają mieszkających w Polsce Polaków. Nie mogli się nadziwić, że mamy opiekę lekarską, że normalnie pracując możemy przelecieć ocean, że w Polsce nie zabijają na każdym kroku… Nie powstrzymałam się i zapytałam skąd takie pomysły. Jak to skąd – ona ma jeden przecież jeden program polskiej telewizji, a nazywa się „UWAGA” i ona słyszy co się tu u nas wyprawia. Eh…ale wieczór i tak zaliczam do udanych…Wierze, że nieco inny obraz kraju naszego kraju wyłonił się po naszych rozmowach….no i może zmieni program.

Subiektywnie oceniając Varadero, muszę powiedzieć, że mnie się podobało również i tam. Nie wiem – być może to tzw Efekt Mateusza i zauroczenie tym miejscem na świecie rozciągam na każdy jego zakątek. Ale nie mogę niczego zarzucić ani hotelowi, ani morzu, ani piaskowi – a czego mi do szczęścia trzeba więcej podczas typowego „plażingu”? Nawet soki naturalne robiono na plaży i noszono schłodzone kokosy. Spędziliśmy miło kilka dni i czas wracać. To znaczy jechać dalej…bo wracać to my się nie będziemy. Chyba, że za 3 tygodnie do Polski.

IMG_1692

Na Kubie wszystko jest możliwe – o tym przekonaliśmy się słuchając pewnego wieczoru „naszych” Polaków z Kanady, którzy postanowili wyskoczyć na cały dzień do Hawany. Jako, że na Kubie jest bardzo ale to bardzo niebezpiecznie według ich wiedzy – wybrali się z biurem turystycznym stacjonującym w hotelu. Na miejscu w Hawanie po grzecznym zwiedzaniu w szeregu, mogli przez 2 godziny w ramach wolnego czasu i to na własną rękę pochodzić po stolicy. Jakież było ich zdziwienie, gdy po powrocie na miejsce zbiórki okazało się, że biuro o nich zapomniało i wróciło do Varadero zostawiając ich i wystawiając na kreatywny powrót samemu. A kreatywni byli, bo choć ta Kuba taka niebezpieczna to chcąc nieco oszczędzić odrzucali oferty taxi, aż w końcu prywatnym autem za 50$ …bocznymi ulicami… zaliczając jakieś nieznane ciemne garaże w których zmieniali się kierowcy…dotarli wreszcie po 5 godzinach do jak to nazwali „cywilizacji”
Witaj przygodo. Pierwszy raz na własną rękę i od razu tak wesoło.

Na drugi dzień i nam było wesoło gdy próbując dostać się z Varadero do Trinidadu, najpierw zamówiona taxi nie przyjechała…a potem gdy już udało nam się innymi sposobami zjawić na czas na dworcu autobusowym dowiadujemy się że autobus dziś nie jedzie …ot tak. Bilet na Viazul kupiliśmy jeszcze w Polsce. A tu niespodzianka – Pytamy czemu i słyszymy no bo skasowaliśmy. Jakoś bardzo się tym nie przejęliśmy – po kilku dniach na Kubie chyba chwyciliśmy ten klimat – daliśmy zatem z uśmiechami bilety panu a ten oddał nam gotówkę. No dobra, kasa jest, autobusu brak a my z Varadero wolimy się jednak oddalić w kierunku pięknych okoliczności przyrody.

Siedząc sobie spokojnie mówię do Mojego Pierwszego
– posiedzę sobie tutaj a ty rozejrzyj się za taxi…


Mnie to nie przeszkadza, nawet lubię gdy coś się dzieje poza planem, gdy musimy pokombinować, uruchomić inne niż założone działania. Tak, tak – plan mam zawsze, ale też lubię go ominąć, zrobić inaczej. Czasami nie ma wyjścia i taki moment jest właśnie teraz.
Za kilka chwil wraca i ze smutkiem mówi…
– wiesz co …ale oni chcą dużo…chcieli 70$ urwałbym na 65…ale to ciągle kupa kasy
– no co ty ! bierzemy i jedziemy –poderwałam się chwytając za aparat i biorąc piłkę pod pachę –tak – piłkę do siatki – niektórzy w tej rodzinie lubią wozić swoje sprzęty nawet przez ocean – tylko czemu ja mam je nosić?
– no dobra – wyraźnie się ucieszył i chyba nawet dostrzegłam ulgę na twarzy obu panów, a u Juniora na pewno.
– ale słuchaj nie za drogo…? – eh widzę, że wątpliwości nadal są – dobra to powiem mu prawdę
– Kochanie dopłaciłeś 5$ za możliwość szybszego dotarcia i wygodniejszego, w czym problem?
– jak to 5 $?, To ile ten autobus nas kosztował?
– 60$ za całą trojkę
– o kurcze –gdybym wiedział to bym się tak ostro nie targował
– to dobrze że nie wiedziałeś…

5 minut później i za 5 CUC więcej siedzimy wygodnie sami, niezależni, uchachani i gotowi na więcej.
Chcieliśmy Kubę? No to mamy – panowie kierowcy urozmaicili nam trasę, zajeżdżając do różnych wiosek w celu wymiany towarowej. Trzeba dawać sobie radę. Jest kurs na południe? To można sobie co nieco zakombinować. No i słusznie. A my przy okazji zobaczymy domostwa, kramy i miejsca, w które sami byśmy się nie zaszyli.
Tak to jechać lubię. Kiedy chcemy przystajemy. Kiedy chcemy jechać szybciej– jedziemy.

 

komentarzy 6

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *