ROZLEWISKA KERALI I CHILLOUT W VARKALI
Rozlewiska…to tak piękne miejsce. Miejsce w którym poczułam, że wreszcie moja głowa staje się lżejsza, zostawiam pośpiech za sobą, gonitwę myśli. Nie stało się tak od razu. Niestety nie jest to proste. Niektórzy uczą się tego na tzw. odosobnieniach, na medytacjach, jodze…Dla mnie rozlewiska są takim właśnie miejscem -w którym można się poczuć jak na odosobnieniu, medytować, a co do jogi…coż raczej ćwiczyłam na naszej łupince ekwilibrystykę praktyczną.
W DRODZE DO RAJU
Plan był taki:
1. Wcześnie rano jechać do Kollam.
2. Wykupić i od razu zrealizować rozlewiskowy plan.
3. Dotrzeć na kilka dni do Varkali.
Proste? Proste. Zanim jednak dotrę do Kollam…cóż sam proces docierania jest ciekawy. Budynek dworca sprawia wrażenie dużego lecz kas biletowych jest stosunkowo niewiele. Kupujemy bilet do Kollam. Nasz odcinek kosztuje 32 Rp/os. I pomyśleć ze za taxi wołali 2000 RP ( tu ważna uwaga – z Trivandrum do Varkali chcą 2 tys Rp a z Varkali do Trivandrum 1 tys Rp )
Ale skąd odjeżdża pociąg – tego już nie wiadomo. Na tablicach nie wyświetlają. Pytamy w informacji i tam mówią z jakiego peronu. A podjechał i tak na inny. Eh. Gotowi do biegu na każdą okoliczność. Sam pociąg klasa zwykła. „Żaluzje” z prętów metalowych pozwalają robić zdjęcia i dostarczają odpowiednia ilość „klimatyzacji” naturalnej. Nade mną zwisają stopy jakiegoś leżącego faceta. Jest wesoło.
Jedziemy 1,5 h, z czego pół godziny pozujemy im do zdjęć. Och bycie celebrytą musi być ciężkie! Podróż umilają panowie z piciem i jedzeniem. O dziwo herbata i kawa za darmo- normalnie Inter City:) ale za 1,5 zł:) Widoki z zza okna już mnie cieszą:)
Wysiadamy i idziemy za tłumem. CEL- agencja turystyczna by zorganizować rozlewiska. Podchodzimy do tuk-tuka – a kierowca nie wie gdzie agencje.
Podchodzimy do stoisk z ciuchami by zapytać o drogę – to samo , na stoisku z owocami – też….
W końcu jakiś przechodzień widząc że nikt nas nie rozumie stara się nam pomóc i mówi do tuk- tukowca by nas zawiózł do hotelu jakiegośtam. Wtedy mam olśnienie i niczym pomysłowy Dobromił czuje pingponga odbijającego się o głowę. Przecież kumpel pisał że z dworca autobusowego, a nie kolejowego!!! Mam wydruki w walizce z forum:) Wyciągam – pokazuje gościowi który choć nie mówi po angielsku – widzi nazwę firmy – wyjście okazuje się skuteczne.
Za 100 Rp czyli za 5 zł wysadza nas przed mnogością agencji. Wyrywają sobie nas z rąk. No cóż uruchomiłam prawo pierwszeństwa i już siedzę w agencji, już pan opcje pokazuje…Ze spaniem i bez…z Allepi i bez…na różną ilość godzin i różne łodzie…takie jakie chcę też. Najważniejsze, że wcześniej znałam ceny i wiedziałam powyżej jakiej nie rozmawiamy.
Kanciapkę agencji potraktowałam jako przebieralnię. Czas na zmianę ciucha po podróży;)
Wybieramy 3 godzinny rejs czółnem – canoo. Cena 1500Rp czyli 75 zł za nas dwoje. W cenie dowóz tuk-tukiem, prom, rejs i za dopłatą podwiezienie do kolejnego hotelu w Varkali
MONROE ISLAND czas na rejs!!!
Uroczo, błogo, cisza… tylko my, Pan z kijem bambusowym i ptaki, palmy, rzeki…
Malutkie kanaliki są rzeczywiście pełne uroku. Zieleń świeża pomonsunowa. Po raz kolejny cieszymy się, że to jeszcze nie sezon.
Rozlewiska zachwycają. Zauważam jednak, że nie umiem się wyłączyć i wyciszyć. Straszne. Jestem na siebie zła…tak piękne miejsce – ja w łódce…a myślę co dalej…a nie carpe diem! Myślę, zże nie bez powodu ludzie tu przylatują złapać oddech i nauczyć się być z sobą. Chyba to właściwe miejsce. A nauka siebie może być przyjemna. Po godzinie czułam że obłędu pędzących myśli mam mniej. Nie jestem osobą która będzie ostentacyjnie w pozycji kwiata lotosu przy kadzidłach siedziała na plaży…ale te chwile na rozlewiskach bardzo dobrze na mnie podziałały. W ogóle ten wyjazd był cały taki – bez parcia – bez planu minimum maximum.
VARKALA
To najpiękniejsze miejsce.
Urwisko i ocean tak się komponują, że mam setki podobnych, a jednak jakże innych zdjęć.
Czas spędzony tu to wyciszenie mimo ludzi wokół, to prawdziwy odpoczynek i fantazja doznań kulinarnych. Varkala to miejsce dość turystyczne w porównaniu z Trivandrum, jednak nie jest to uciążliwe. Inni ludzie szukają również spokoju w tym miejscu. Czas płynie wolno, na obcowaniu z przyrodą i ze sobą. Chyba tam bym wróciła. Rzadko to piszę. Są mi co prawda obce medytacje na plaży w pozycji kwiatu lotosa, ale każdy pewnie człowiek odnajduje spokój po swojemu.
Jest tu mnóstwo knajpek. Jako, ze postanowiłam jadać to czego nie znam – losowałam co wieczór przesuwając palec po karcie. Wszystkie dania były strzałem w dziesiątkę. Kuchnia hinduska jest moim numer 1. Przywiozłam kilogramy przypraw i doskonaliłam swoje umiejętności kulinarne już domu. Oryginalne składniki robią jednak bardzo wiele.
Jest tutaj wiele plaż – również black beach – urocza i można naprawdę poszaleć w morzu.
Sporo miejsca do spacerów, podczas których można popodglądać ich rytuały.
Ten czas w Varkali to był taki…błogoczas.
SPEKTAKL
Sławny na całe Indie teatr wywodzący się z ceremonii religijnych. Podstawowe źródła to teatr Kathakali, Krysznattam, sanskrycki dramat Kutijattam i taniec Mohiniattam. W sztuce tej zaciera się granica między przedstawieniem a kultem. W thejjamach z Malabaru przebrani tancerze występując przed świątyniami uosabiają bogów.
Kupujemy bilety za 700Rp za 2 osoby czyli 35 zł za nas …mamy prawo wejść w czasie przygotowań już o 17,00 by pooglądać jak się malują. Samo rozpoczęcie planowane na 18,45. Mimo spartańskich warunków w jakich spektakl się odbywa trzeba przyznać, ze ogromna wagę przywiązują do perfekcyjnego przygotowania się. Stroje imponują. Sam spektakl jest dla nas interesujący ale przydługi. Przeczytaliśmy historię miłości, którą nam tu wystawiali, jednak mimo najszczerszych chęci, nie wytrwaliśmy do końca.
ODLOTOWY ODLOT
Przede wszystkim muszę zacząć od tego że odprawiliśmy się, ale nie drukowaliśmy kart pokładowych. no i teraz nieco o procedurach. Nigdy nigdzie nie miałam tylu kontroli. Już wiem dlaczego nie ma w Kerali bezrobocia. Niestety na teren lotniska można wejść gdy pan stojący przed drzwiami sprawdzi bilety. Oczywiście z punktu widzenia bezpieczeństwa muszę przyznać, że to świetne rozwiązanie. Ucz się Europo. Ale my nie mamy biletów. To znaczy mamy ale nie fizycznie i co ten pan ma mi teraz sprawdzić? Wyszukałam jakieś wydruki rezerwacji, jeszcze z Polski i podałam – nic z nich nie wiedział ale nas wpuścił.
Kontrola druga – po wejściu na lotnisko aby przejść dalej sprawdzają kartki po raz kolejny.
Podchodzimy do prześwietlenia i zabezpieczenia bagażu i czwarta kontrola przed dojściem do odprawy bagażowej. Sama odprawa i kolejna kontrola przed przejściem do Gatów- sprawdzają każdą wizę w paszporcie. idziemy dalej -kolejna kontrola kartek w paszporcie. jesteśmy na strefie UFF. To nie koniec – Przed wejściem do samolotu jeszcze 1 kontrola. I przy samych samolocie kolejna…odlot!
Skoro już odlot…to znaczy, że koniec tego dobrego. Ale my jeszcze nie skończyliśmy z Indiami!:)